MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tropem Schulza

JUSTYNA WOŚ
Bruno Schulz przed domem na Floriańskiej. Jest to jedno ze zdjęć odnalezionych przez Jerzego Ficowskiego.
Bruno Schulz przed domem na Floriańskiej. Jest to jedno ze zdjęć odnalezionych przez Jerzego Ficowskiego. ARCHIWUM
- Tutaj przed wojną traktowano go trochę jak wariata - wspomina Alfred Schrayer, uczeń Brunona Schulza. - Nie był popularny. Popularny stał się tu dopiero po tamtym skandalu z freskami.

Głośno o Schulzu zrobiło się w Drohobyczu w ubiegłym roku, po wywiezieniu w tajemniczych okolicznościach jego fresków do Izraela. Do świadomości dzisiejszego miasta dotarło, jakiego miało mieszkańca. Że cała jego twórczość plastyczna i literacka, którą zachwyca się świat, związana była z Drohobyczem i okolicą. - To był jego cały świat - mówi Schrayer, prowadząc nas po schulzowskich zakątkach.
Oto willa Feliksa Landaua, szefa gestapo. Obok były ogrody budowane przez Żydów. - Z tego balkonu Landau strzelał do nich - wskazuje. A w pokoju dziecinnym gestapowiec zlecił Schulzowi pokrycie ścian malowidłami z bajek. Na jego rozkaz artysta wykonał też malowidła w kasynie gestapo i budynku tzw. Reitschule.
Poszukiwania malowideł po latach nie dały rezultatu. - Chodziliśmy z Jerzym Ficowskim tu, tam, skrobali ściany i nic. Malowideł u Landaua każdy szukał w pokoju - relacjonuje. A po wojnie willę podzielono na kilka mieszkań. W pokoju dziecinnym zrobiono spiżarnię, ściany zamalowano. I szczęśliwym trafem pierwsze fragmenty odkryto w lutym 2001 r. Ukraińscy i polscy specjaliści przeprowadzili ekspertyzę. Mówiło się, że zostaną przeniesione do planowanego w Drohobyczu muzeum Schulza. Do czasu utworzenia placówki opiekę nad malowidłami miały sprawować kulturalne władze miasta. Tymczasem w maju przyjechali obejrzeć freski przedstawiciele Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie. Zdjęli trzy najcenniejsze fragmenty (postacie: krasnala, woźnicy karety oraz królewny). I potajemnie wywieźli.
- Teraz część jest w Jerozolimie, część we Lwowie - smuci się Schrayer. Postacie błędnego rycerza na koniu, czarownicy, kota i wizerunek dzieci - prawdopodobnie Landaua - obejrzymy w Lwowskiej Galerii Obrazów.
Yad Vashem argumentuje, że Instytut Pamięci Bohaterów i Męczenników Holokaustu w Jerozolimie to właściwe miejsce ekspozycji: Schulz był Żydem i zginął jako Żyd. Odpiera też zarzuty o kradzieży dzieł, bo je kupiono. A wywieziono za przyzwoleniem władz Drohobycza. - I teraz mnie się czyni winowajcą, że rozdzwoniłem to po całej Polsce i zrobił się skandal - irytuje się Schrayer. - Gdybym wiedział, zrobiłbym wszystko, żeby nie dopuścić do wywiezienia. Powinny zostać w Drohobyczu!

Nie był to ani ostatni, ani pierwszy jego adres

[obrazek2] Alfred Schrayer przed budynkiem d. Judenratu odtwarza zdarzenia z "Krwawego Czwartku" . Na tej ulicy zginął Bruno Schulz. (fot. AUTORKA)Od willi Landaua jest blisko na Floriańską 12, do domu Schulza. 12 lipca minęło 110 lat od jego urodzin. Z tej okazji na kamienicy wmurowano pamiątkową tablicę. Napis po ukraińsku, polsku i hebrajsku informuje: "Tu mieszkał wybitny żydowski pisarz, mistrz słowa polskiego..."
Nie był to ani ostatni, ani pierwszy jego adres. Kamienica, gdzie się urodził, znajdowała się w Rynku. Ojciec był kupcem bławatnym, na dole miał sklep z balami sukna, jedwabi i aksamitów. Nieistniejąca już kamienica trwa w opowiadaniach Schulza. Z Rynku Bruno chodził do gimnazjum. A potem wyjechał na studia architektury na Politechnice Lwowskiej i w Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu. Żadnej z tych uczelni nie ukończył. Zdał egzamin z rysunku na krakowskiej ASP, co uprawniało go do nauczania tego przedmiotu w szkołach średnich. Został nauczycielem w Gimnazjum im. Władysława Jagiełły (obecnie Instytut Pedagogiczny). Uczył rysunku i prac ręcznych.
- Dzięki Schulzowi umiałem coś robić, strugać heblem, posługiwać się piłą. Kto wie, czy to nie uratowało mi życia - zastanawia się jego dawny uczeń. Wspomina, że cała jego rodzina zginęła w Bełżcu. On przetrwał, zatrudniony do kwietnia 1944 r. w rafinerii ropy. Przeżył obozy koncentracyjne i wrócił do Drohobycza. Dziś pan Schrayer jest znaną postacią w mieście. Przez lata był cenionym profesorem muzyki. Prowadzi chór, udziela się w Towarzystwie Kultury Polskiej. - W domu wychowano mnie w duchu polskiej kultury i jestem do niej przywiązany - akcentuje. A Schulz też miał w tym udział, ucząc go trzy lata.

Rozbrykanych uciszał opowiadaniem bajek

W listopadzie minie 60 rocznica śmierci autora "Sanatorium Pod Klepsydrą". Wędrujemy jego nikłymi śladami. W czasie rozpiętym między dwiema rocznicami: początkiem i końcem. W epoce, kiedy trwa intensywne "życie po życiu" Brunona Schulza. Największy polski schulzolog Jerzy Ficowski poświęcił ponad pół wieku na przywrócenie literaturze i kulturze twórczości pisarza, rysownika i grafika. Znalazł wiele zaginionych dzieł, listów, pamiątek, fotografii. Wydał książki biograficzne, listy, wspomnienia. Proza Schulza jest tłumaczona na wiele języków świata. Jego grafiki i rysunki wędrują z wystawy na wystawę. Od Ameryki po Japonię i Australię.

Sam nauczyciel nieraz skarżył się w listach do przyjaciół na szkolną "rozhukaną hałastrę wyprawiającą harce na jego nerwach". Rozbrykanych uciszał opowiadaniem... bajek. - Posługiwał się wspaniałą polszczyzną, opowiadał o rycerzach, gnomach, dziwnych stworach. Znane baśnie przetwarzał w swojej niesamowitej wyobraźni i fantazji. Wprowadzał nas w inne rzeczywistości, zapierające dech - rozczula się pan Alfred. - Teraz jestem przekonany, że to była prawdziwa literatura. Tworzona na żywo. Nigdy nie zapisana.
Literacka twórczość Schulza trwała krótko. "Sklepy cynamonowe" ukazały się w Warszawie w 1933 r., dzięki poparciu Zofii Nałkowskiej. Olśniły też Witkacego, Berezę i Gombrowicza. Pisarz z Drohobycza stanął na progu wielkiej kariery, ale nie zdecydował się na opuszczenie miasta. Ani dla sławy, ani dla narzeczonej Józefy Szelińskiej. Dedykował jej "Sanatorium Pod Klepsydrę", lecz nie pojechał za nią do Warszawy. Rozstanie poraniło oboje. A potem przyszła wojna.
Wydawało się, że Schulz pod parasolem Landaua ma jakieś szanse. Ale on sam nie żywił złudzeń. Przygotowywał się do ucieczki do Warszawy na fałszywych papierach. Podobno znów pomagała m.in. Nałkowska. Nie zdążył. 19 listopada 1942 r. wydarzył się w getcie "Krwawy Czwartek". Wystrzelano wielu ludzi.
W pobliżu kościoła farnego stoi budynek dawnego Judenratu, Komitetu Żydowskiego. - Schulz miał tu pobrać chleb na podróż. Na ulicy dopadł go gestapowiec Guenther, zastępca Landaua.Wiedział, do kogo strzela. Zrobił to w odwecie, bo Landau zabił jego protegowanego - żydowskiego dentystę czy stolarza: "Ty strzelasz moich Żydów, ja twoich".
Skromny, niepozorny obywatel Drohobycza. Za życia siedział na miejscu, po śmierci podróżuje daleko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24