Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uśmiech byłego narkomana

JAROMIR KWIATKOWSKI
Tomek: - Nasze problemy zaczęły się od tego, że nie słuchaliśmy nikogo.
Tomek: - Nasze problemy zaczęły się od tego, że nie słuchaliśmy nikogo. JAROMIR KWIATKOWSKI
We wspólnocie Cenacolo (Wieczernika) w Porębie Radlnej koło Tarnowa nie ma psychologów, terapeutów, środków farmakologicznych, telewizji, radia, gazet, papierosów, alkoholu, no i oczywiście narkotyków.

[obrazek1] Tomek: - Nasze problemy zaczęły się od tego, że nie słuchaliśmy nikogo. (fot. JAROMIR KWIATKOWSKI)Do ośrodka wiedzie nieasfaltowana droga przez hektary kukurydzy. Tomek: - Ten dom to darowizna od biskupa. Tak chciał Szef z góry - pokazuje palcem niebo. - Mieliśmy kilka propozycji, ale ta była najlepsza: nasze domy muszą być położone z dala od centrum miasta.

Dlaczego się uśmiechają?

W domu przebywa 21 chłopaków: kilkunastu Polaków, Włoch, Litwin, Ukrainiec, Kanadyjczyk, Niemiec.
Tomek ma 28 lat. Pochodzi z Wrocławia. Z narkotykami zetknął się jeszcze w szkole średniej. - Byłem uczniem niesfornym. Nauczyciele chcieli mi postawić 8 "jedynek" na koniec roku. Brałem narkotyki, żeby zaliczyć te przedmioty.
Tomek, z natury nieśmiały, nie potrafił nawet poprosić dziewczyny do tańca, jeżeli wcześniej nie zapalił jointa, nie wziął amfetaminy bądź extasy. Później zaczął handlować heroiną i sam się od niej uzależnił. - W połowie lat 90. zarabiałem nawet 1000 złotych dziennie. Miałem wszystko: dobry samochód, dziewczyny - opowiada.
Po pewnym czasie wszystko co zarabiał, wydawał na narkotyki dla siebie, a nawet zaczął dokładać do interesu. Trafił do aresztu na 3 miesiące. Rodzice wynajęli adwokata, zapłacili kaucję i jakoś go z tego wybronili. Kiedy wyszedł, nie ćpał przez 10 miesięcy.
Potem nałóg wrócił. Było jeszcze gorzej. Zostawił w lombardach swój sprzęt audio-wideo, by mieć na "działkę". Kradł, co popadło. Awantury i bijatyki w domu były na porządku dziennym. - Któregoś dnia obudziłem się w pustym pokoju - opowiada. - Zobaczyłem, że nic nie mam. Dziewczyna odeszła, a moja przyszłość jest taka, że albo dostanę AIDS, albo trafię do więzienia.

Pomyślałem: "banda debili"

Wspólnota Cenacolo (Wieczernika) jest stowarzyszeniem chrześcijańskim, które przygarnia młodych narkomanów, niezadowolonych, zbuntowanych, rozczarowanych, chcących odnaleźć radość i sens życia. Została założona w 1983 r. przez siostrę Elwirę Petrozzi, Włoszkę. Obecnie Cenacolo liczy kilkadziesiąt domów (osobno dla chłopców i dziewcząt) na całym świecie. W Polsce wspólnota posiada trzy domy dla chłopców: w Giezkowie koło Koszalina, Jastrzębiu Zdroju i Porębie Radlnej koło Tarnowa (poświęcenie domu miało miejsce 16 sierpnia). Statystyki mówią, że z nałogu wyzwala się większość podopiecznych.
Kontakt na dom w Porębie Radlnej: tel. (0-14) 679-51-23

Dowiedział się o Cenacolo. - Matka przyjaciela, który był tam od 7 miesięcy, zaczęła truć na ten temat mojej matce, a matka mnie.
Pojechał, choć niechętnie, na kilka spotkań przygotowawczych przed wstąpieniem do wspólnoty. - Zdziwiło mnie to, że ci chłopcy byli uśmiechnięci. Do tej pory wydawało mi się, że ćpam po to, żeby być zadowolonym. A stałem tam smutny, wkurzony, zły na cały świat, a oni, choć nie brali narkotyków, wyglądali na szczęśliwych. Kopali jakąś dziurę i się przy tym śmiali. "Banda debili" - pomyślałem. Dotąd bowiem wyobrażałem sobie, że człowiek może być zadowolony tylko wtedy, gdy nic nie robi, a pieniądze same mu lecą z nieba. Wtedy podjąłem decyzję - zostaję. Niedługo minie 40 miesięcy, jak tu jestem.

To nie zakon

W każdym domu jest kaplica z Najświętszym Sakramentem. Msza św. nie jest jednak odprawiana codziennie. Nie mają stałego kapelana (ale biskup obiecał). Tomek: - Nie jesteśmy zakonem, mamy wiele innych obowiązków.
Dzień zaczynają różańcem o 6 rano. Ważne miejsce w programie dnia zajmuje dzielenie się tym, czym żyją chłopcy - każdy z nich opowiada, co czuje, co go spotkało, z kim się pokłócił i dlaczego. Jeżeli ktoś powiedział komuś coś przykrego, jest czas, aby to przemyśleć. Tomek: - Uczymy się przebaczać. W kłótniach wzrasta przyjaźń.
Większość dnia zajmuje praca. Każdy ma coś do zrobienia: jeden sprząta, drugi gotuje, inny jest odpowiedzialny za ogród, jeszcze inny za zwierzęta czy przyjmowanie gości. Wiele pracy jest też przy remoncie domu.
Ci, którzy trafiają do wspólnoty, dostają do wykonania najprostsze zajęcia, np. zamiatanie szatni. Ci z większym stażem zajmują się bardziej odpowiedzialnymi pracami, np. prowadzeniem biura. Im też powierza się pieniądze. Cały czas jest rotacja obowiązków, dzięki czemu każdy uczy się czegoś nowego.
Ważną sprawą jest nauczenie się słuchania innych. Tomek: - Nasze problemy zaczęły się od tego, że nie słuchaliśmy nikogo: ani rodziców, ani nauczycieli.
Nie kupują jedzenia, żywią się tym, co podarują im ludzie. Jeżeli dostaną jakąś pieniężną darowiznę, kupują raczej materiały budowlane przydatne do remontu domu lub ziarno do posiania. W wolnym czasie grają w piłkę.

Każdy ma Anioła Stróża

We wspólnocie wychodzi się z założenia, że pomóc wyjść z nałogu może tylko ten, kto sam był kiedyś uzależniony. Tym kimś w pierwszych miesiącach pobytu w Cenacolo jest Anioł Stróż - chłopak, który przebywa tu co najmniej od kilku miesięcy i jest człowiekiem odpowiedzialnym. On troszczy się o swojego nowo przybyłego podopiecznego.
Tomek: - Anioł Stróż musi być przy nim 24 godziny na dobę. Jeżeli chłopak nie może pracować, bo przyjechał na głodzie narkotykowym, to Anioł Stróż, oprócz swojej pracy, musi pracować za niego. Jeżeli nie może jeść, to Anioł Stróż musi zjeść jego porcję, bo jedzenia nie wyrzucamy. Jeżeli nie może spać, to Anioł Stróż czuwa przy nim.
Diego, przyjaciel Tomka, Włoch spod Wenecji: - Dzięki Aniołowi Stróżowi chciałem się zmienić. On zawsze był blisko, zawsze był dyspozycyjny, nie oczekując niczego w zamian.

Można wtedy przeprosić

Chłopak, który wstępuje do wspólnoty, przez około pół roku nie ma kontaktu z rodziną. Żadnych listów, telefonów. Później może się spotykać z najbliższymi 3-4 razy w roku. Z reguły są to wspólne spotkania podopiecznych Cenacolo, mieszkających w różnych domach, na które mogą przyjechać rodziny. Do domu może pojechać, na tydzień, dopiero po dwóch latach. Tomek: - Można wtedy przeprosić mamę za ten bajzel, który się narobiło w życiu. Można pogodzić się z ojcem.
Pobyt we wspólnocie trwa około trzech lat, choć może się przedłużyć. Pod koniec pobytu w domu chłopak musi rozstrzygnąć, co dalej. Niektórzy decydują się na pozostanie w wspólnocie na stałe. Chcą w ten sposób spłacić dług wdzięczności za nowe życie, które im dała. U większości jednak rodzi się pragnienie założenia rodziny.
Ale jak poznać dziewczynę, skoro kontakty ze światem są dość ograniczone? Tomek: - To nie jest trudne. Jeździmy przecież na różne spotkania, pielgrzymki.
Tomek i Diego mają już swoje dziewczyny. Tomek poznał swoją na spotkaniu chłopców z Cenacolo z rodzinami i przyjaciółmi w Częstochowie. Diego - na pielgrzymce.
Tomek: - Kontaktu z naszymi dziewczynami nie mamy za dużo. Na początku jest kilkumiesięczny okres próby, w którym nie widujemy się w ogóle. Później kontakty stają się częstsze: raz na 2, 3 miesiące.
Tomek myśli o swojej dziewczynie poważnie. Chce wyjść ze wspólnoty za 2-3 miesiące. - Pragnienia mam takie jak wszyscy: mieć żonę, dzieci, mieszkanie, pracę. Nic szczególnego. Chciałbym, żeby w moim życiu było dużo modlitwy, żeby nie było fałszu, narkotyków, a ludzie wokół mnie byli szczęśliwi. Marzę o otworzeniu włoskiej restauracji.
Diego chce opuścić Cenacolo za rok. - Chcę żyć w sposób prosty. Nauczyłem się być zadowolony, nawet kiedy nic nie mam.

Współpraca: Ewelina Błażejowska, Jadwiga Grys, Magdalena Rymarz - uczennice Społecznego Liceum Doliny Strugu w Chmielniku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24