Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W czasie wojny strzelali do siebie, po wojnie zaprzyjaźnili się

Norbert Ziętal
Spotkanie po 45 latach dawnych wrogów, a później przyjaciół. Nz. od lewej Kazimierz Gurbiel i Robert Frettlöhr.
Spotkanie po 45 latach dawnych wrogów, a później przyjaciół. Nz. od lewej Kazimierz Gurbiel i Robert Frettlöhr. Archiwum
"Polscy żołnierze walczący pod Monte Cassino bestialsko wymordowali rannych niemieckich żołnierzy" - grzmieli autorzy reportażu w niemieckiej telewizji. - To kłamstwo, ewidentne oszczerstwo! - zaprotestował niemiecki weteran, jeden z rzekomo zamordowanych.

Wiosna 1983 r. Niemcy podzielone na "kapitalistyczną" RFN, czyli Republikę Federalną Niemiec i "socjalistyczną" NRD, czyli Niemiecką Republikę Demokratyczną. Trzeci kanał zachodnioniemieckiej telewizji emituje program o zbrodniach wojennych na podstawie akt "Komisji Wehrmachtu do badań zbrodni wojennych na froncie zachodnim, w latach 1939 - 45". Reporterzy, podpierając się ustaleniami "historyków" twierdzą, że nie tylko Niemcy popełniali zbrodnie wojenne. Także po stronie aliantów, po której walczyły również polskie odziały, rzekomo dochodziło do poważnych naruszeń międzynarodowego prawa wojennego i najgorszych zbrodni, jakie może popełnić żołnierz, czyli morderstwa rannych przeciwników.

Dowód? Polski patrol, który pierwszy wdarł się do klasztoru na Monte Cassino we Włoszech, wymordował rannych niemieckich spadochroniarzy. Nie mogli sami uciekać, a koledzy nie byli w stanie ich zabrać. "Zostali bestialsko zamordowani przez polski oddział" - twierdził w programie Manfred Franz Hoflehner, rzekomy uczestnik walk. Polacy najpierw mieli ich zastrzelić, a dla pewności prawdopodobnie jeszcze poderżnąć gardła. Hoflenher nie wyjaśnił, skąd wiedział o incydencie.

Polskim oddziałem, o którym była mowa w reportażu, dowodził ppor. Kazimierz Gurbiel z Przemyśla.

Niemiec występuje w obronie Polaków

Ppor. Kazimierz Gurbiel (nz. drugi od lewej) w czasie II wojny światowej w towarzystwie polskich żołnierzy. Fotografia prawdopodobnie zrobiona przy zdobytym
Ppor. Kazimierz Gurbiel (nz. drugi od lewej) w czasie II wojny światowej w towarzystwie polskich żołnierzy. Fotografia prawdopodobnie zrobiona przy zdobytym klasztorze na Monte Cassino. Archiwum

Kazimierz Gurbiel i Robert Frettlöhr podczas spotkania na cmentarzu pod Monte Cassino. (fot. Archiwum)Program miał wielomilionową oglądalność. Wywołał spore poruszenie. Rozsiani po różnych krajach polscy kombatanci zaprotestowali. Ale nie mieli siły przebicia. Polacy broniący Polaków nie wypadli zbyt wiarygodnie.
Wtedy nieoczekiwanie pojawił się Robert Frettlöhr. Niemiecki weteran, którego rzekomo miał zabić oddział Gurbiela.

Przed notariuszem, pod przysięgą złożył oświadczenie, w którym stwierdził, że to co pokazało się w niemieckiej telewizji to kłamstwo. Na Monte Cassino oddział Gurbiela nie zabił żadnych jeńców niemieckich. A najlepszym dowodem na to jest on sam, bo przecież żyje.

Wystąpienie Frettlöhr'a wywołało sensację.

Polacy pierwsi weszli do klasztoru

18 maja 1944 r. Kolejny dzień walk o klasztor Monte Cassino. W świątyni doborowe jednostki niemieckie. Elita żołnierska, spadochroniarze. Zaciekle, według rozkazu, bronią wejścia na wzgórze.

Z dołu atakują alianci. Wśród nich Polacy. Osiemnastoosobowy oddział pod dowództwem ppor. Gurbiela naciera na wzgórze.

Niewykluczone, że wśród celujących do nich z góry jest obergefreiter Robert Frettlöhr. Być może kule wystrzelone przez ppor. Gurbiela przelatywały koło Frettlöhr'a. Nic dziwnego, trwa bitwa.

Żołnierze Gurbiela jako pierwsi wbiegają do klasztoru. Ten moment przeszedł do historii II wojny światowej i podręczników szkolnych. To ci żołnierze zawiesili polski proporzec, uszyty przez innego przemyślanina, Jana Donocika.

Polacy spotkali na górze osiemnastu śmiertelnie przerażonych Niemców. Już nie stawiali oporu. Gdy zobaczyli Polaków pomyśleli, że to ich koniec.

- Przez Wadasa, który był naszym tłumaczem, powiedziałem im, że nie strzelamy do jeńców. Poczęstowaliśmy ich papierosami. Poleciłem podwładnym, aby zaprowadzili ich do kwatery dowództwa pułku. Potem zszedłem schodkami do podziemi i znalazłem się w krypcie św. Benedykta, w której Niemcy urządzili lazaret. Przy ołtarzu leżało jeszcze trzech rannych Niemców - wspominał po latach Gurbiel.

Ranni Niemcy zostanie godnie potraktowani

Swoim żołnierzom polecił zająć się rannymi, dać im papierosy i przydzielił niemieckiego sanitariusza. Wśród tej trójki rannych był właśnie Robert Frettlöhr.

To było krótkie spotkanie, może kilkuminutowe. Zapewne nawet nie zwrócili na siebie uwagi. Gurbiel pognał dalej ze swoim oddziałem, na północ Włoch.

- Frettlöhr trafił do amerykańskiego szpitala wojskowego pod Neapolem, a stamtąd do USA. Potem osiadł na wyspach brytyjskich, w hrabstwie Yorkshire. Gurbiel został ciężko ranny pod Anconą. Najpierw zamieszkał w szkockim Glasgow. Po 18 latach wyemigrował do USA. W Szkocji prowadził sklep z galanterią skórzaną. W Ameryce imał się różnych zajęć, aby przeżyć. Był nawet śmieciarzem fabrycznym - opowiada przemyski dziennikarz Zdzisław Besz, pasjonat bitwy o Monte Cassino.

W 1983 r., po złożeniu oświadczenia, Frettlöhr zapragnął spotkać się z Gurbielem. Wiedział, że żyje i że mieszka w Polsce.

- W organizację tego spotkania włączyli się mieszkający na obczyźnie, m.in. w Anglii i Niemczech, kombatanci a także pracownicy polskich ambasad - wspomina Besz.

Nie było łatwo. Bo mieszkającego na Zachodzie Frettlöhr'a i Gurbiela z Przemyśla dzieliła "żelazna kurtyna".
Do spotkania doszło dopiero 19 sierpnia 1985 r. Gurbiel wracał z wakacji spędzonych u córki w USA. Przesiadkę miał na lotnisku we Franfurcie nad Menem (RFN). Przerwa pomiędzy jego samolotami wynosiła dwie godziny.
Frettlöhr czekał w lotniskowej restauracji.

- Spotkanie dawnych wrogów było wielkim przeżyciem. Przecież ostatni raz widzieli się 41 lat temu. Dwie godziny szybko minęły. Zdążyli się tylko umówić na dłuższe spotkanie z okazji 45-lecia bitwy pod Monte Cassino - opowiada Besz.

W tej samej krypcie, co 45 lat temu

[obrazek5] Ppor. Kazimierz Gurbiel (nz. drugi od lewej) w czasie II wojny światowej w towarzystwie polskich żołnierzy. Fotografia prawdopodobnie zrobiona przy zdobytym klasztorze na Monte Cassino. (fot. Archiwum)Zaczęli pisać do siebie listy. Do czasu spotkania zdążyli się zaprzyjaźnić.

18 maja 1989 r., dokładnie w 45. rocznicę bitwy o klasztor, Frettlöhr i Gurbiel spotkali się przy klasztorze na Monte Cassino. Zeszli do krypty św. Benedykta. Tej samej, w której 45 lat temu Gurbiel znalazł rannych komandosów niemieckich.

- Umówili się na kolejne spotkanie, w tym samym miejscu, w 50-lecie bitwy. Niestety, Gurbiel już tego nie doczekał. Zmarł w styczniu 1992 r. Został pochowany na Cmentarzu Głównym w Przemyślu. Był to skromny, cichy pogrzeb. Bez pocztów sztandarowych, orkiestry i salwy honorowej - wspomina Besz.

W Przemyślu imieniem Gurbiela nazwana jest jedna z ulic.

Próbowaliśmy dotrzeć do Roberta Frettlöhr'a. Podobno nadal mieszka w Yorkshire. Przez lata udzielał się w jazzowej orkiestrze Yorkshire Jazz Band.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24