Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więźniowie w podkarpackich szkołach: nie popełniaj błędów, nie idź do więzienia

Aneta Jamroży
Paweł i Wojtek musieli nauczyć się żyć w realiach rzeszowskiego więzienia. Teraz przestrzegają przed nim młodych ludzi.
Paweł i Wojtek musieli nauczyć się żyć w realiach rzeszowskiego więzienia. Teraz przestrzegają przed nim młodych ludzi. Fot. Dariusz Danek
Zabójstwo, oszustwa, kradzieże, spowodowanie wypadku ze śmiertelnym skutkiem - to przestępstwa, za które odbywają karę w rzeszowskim więzieniu. Grupa skazańców oraz sportowcy Stali Rzeszów spotykają się z uczniami podkarpackich szkół.

Pojawili się na sali gimnastycznej jednej z rzeszowskich szkół. Niektórzy mają wytatuowane ręce, ale poza tym nie różnią się od innych, których spotykamy na ulicy.

Byłem wzorem dla brata

- Ojciec był z nożem, ja byłem z nożem. Tak pamiętam początek i wtedy straciłem świadomość… Budzę się, jestem cały we krwi, mój ojciec nie żyje - wspomina Piotr, który od 7 lat odsiaduje wyrok. - Teraz unikam sytuacji, w których może się zdarzyć coś złego - mówi.

Jak twierdzi, nie miał problemów z prawem.

- Nie miałem nawet mandatu za jazdę bez biletu - opowiada. - Ale zrobiłem rzecz, której nie chciałbym zrobić - dodaje z przekonaniem.

Zanim doszło do zabójstwa, Piotr oblewał zakończenie swojej pracy - modelu. Siedział w pokoju ze swoją dziewczyną.

- To nie była żadna libacja, choć faktycznie wypiłem - opowiada. - Wydawało mi się, że moja świadomość jest na takim etapie kontroli, że nie jestem w stanie zrobić nikomu krzywdy, tym bardziej, że nie byłem nigdy agresywny.

Doszło do kłótni, nie pierwszej w tym domu.

- Może pękło coś we mnie, straciłem kontrolę nad tym, co się dzieje - wspomina.

Choć żałuje, nie zaprzecza, ze duży wpływ na jego czyn miało to, ze ojciec był alkoholikiem. Znęcał się nad matką i rodziną. Małżeństwo Piotra nie przetrwało w tych warunkach. Swojego syna nie widział już 8 lat.

- Mama była rozdarta między mną a ojcem. Dwie osoby, najbliższe jej sercu, stanęły naprzeciwko siebie - opowiada z drżeniem w głosie. - Mój młodszy brat przyszedł do mnie do więzienia i powiedział, że byłem dla niego wzorem… Ze chciał być taki jak ja… i to mnie zabolało.

Zostały mu jeszcze trzy lata odsiadki. - Wiem, że będę w stanie znaleźć swoje miejsce życiu - podkreśla.

Najgorszy jest trzask kraty

26-letni Wojciech jest w więzieniu od 3 lat.

- Siedzę za kradzież z pobiciem, włamanie, oszustwa bankowe, chuligankę stadionową. Zostały mu jeszcze 2 lata i 4 miesiące. - Tutaj zmieniłem moje podejście do życia - twierdzi. - Kiedyś oceniałem ludzi z góry, teraz wiem, że nie wolno określać ludzi po tym np., z którego są osiedla.

Przed więzieniem był głową rodziny. - Ale wybierałem kolegów, mecze, imprezy...

Ma 8-letnią córkę, nie widział jej od 4 lat. Jego największym marzeniem jest odbudowanie z nią kontaktu.

- Chciałbym, żeby mogła śmiało powiedzieć, ze tato kiedyś zrobił błąd, ale wyciągnął z tego wnioski - mówi.

Pobyt w zakładzie karnym zrobił na nim ogromne wrażenie.

- Najgorsze jest, jak się słyszy po raz pierwszy trzask kraty - opowiada. - Przeżycie nie do opisania. Jest huk taki, że słychać go w głowie przez parę godzin.

Opowiada, że początek był straszny. Wokół sami obcy. Człowiek, który jechał pod wpływem alkoholu, może trafić do celi z mordercą... - Jeśli ktoś tu przyszedł z myślą odbycia kary, obiera swój nowy program życiowy - dodaje.

Nie pamiętam twarzy matki

Paweł ma 22 lata. Do końca kary zostało mu 8 miesięcy.

- Trafiłem tu za włamania i kradzieże spowodowane własną głupotą i pod wpływem byłych kolegów - przyznaje. Twierdzi, że nie musiał kraść. - Miałem chyba wszystko. Rodzice zapewniali mi to, co chciałem.

Co go pchnęło do kradzieży? Trudno mu odpowiedzieć. Może adrenalina, która towarzyszy ryzykownym zachowaniom. Na pewno nie chęć zysku. Na jego przestępstwa mogło mieć wpływ trudne dzieciństwo. Mając 2 latka, został siłą zabrany od matki. Trafił do Pogotowia Opiekuńczego, potem do Domu Dziecka.

- Słowo "matka" ciężko mi przechodzi przez gardło - przyznaje. - Była to pijaczka i kobieta lekkich obyczajów. Nie pamiętam nawet jej twarzy.

W Domu Dziecka prosił o znalezienie mu rodziny. Jedna oddała go po miesiącu, druga po dwóch… - Nie czułem więzi rodzinnej - wspomina. - Dotąd nie potrafię komuś zaufać i przed kimś się otworzyć - dodaje.

Zaadoptowała go dopiero trzecia rodzina, 15 lat temu.

- Nie doceniałem tego, że chcieli dla mnie dobrze, że się mną opiekowali i kochali mnie - opowiada. - Dopiero w więzieniu zrozumiałem, że im naprawdę na mnie zależy i mnie zależy na nich.

Miał być synek…

25-letni Wojciech trafił do więzienia za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Zginęła jego przyszła żona, będąca w czwartym miesiącu ciąży. Do końca kary zostało mu 5 lat i 3 miesiące.

- Ciężko mi o tym mówić - zaczyna swoją historię. Jest zdenerwowany, nadal przeżywa tragedię, która wydarzyła się ponad dwa lata temu. - Piłem alkohol w sobotę, w godzinach 21 - 23, wypiłem bardzo dużo... Ale wypadek był w poniedziałek o godz. 21.30 i nie wiem, jakim cudem alkohol został w organizmie - mówi.

Miał 0,48 promila we krwi. - Byłem trzeźwy - twierdzi z naciskiem. - Nikt z rodziny nie pozwoliłby mi wsiąść za kierownicę, gdybym był pijany.

Uderzył autem w pociąg. Ranni zostali jego brat z żoną i dzieckiem. Jego dziewczyna nie przeżyła. Dostał 8 lat.

- Tę drogę znam jak własną kieszeń, jeździłem nią setki razy. Czułem się dobrym kierowcą. Często jeździłem po Polsce i za granicą - opowiada. - Tego wieczora była mgła. Licznik auta zatrzymał się na prędkości 70 km/h.

- Byłem normalnym człowiekiem, normalnie pracowałem, normalnie zarabiałem, prowadziłem normalny tryb życia jak większość ludzi - mówi z goryczą. - Straciłem dwie najbliższe osoby... To miał być synek... - mówi cicho. - Nie wiem jak będzie po wyjściu. Ale codziennie o tym myślę...

Jedyny sposób, by przestrzec

- Poprzez takie opowieści trafiamy do młodzieży - mówi Krzysztof Nowak, starszy wychowawca w rzeszowskim więzieniu, inicjator programu spotkań z więźniami i sportowcami Stali. - Moi podopieczni mocno się zaangażowali.

- Chcielibyśmy pokazać, ze można sobie pomóc, pomimo czynu, jaki się popełniło. Że można wyjść na prostą - dodaje Piotr. - Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, jak mało dzieli nas od więzienia.... Nie dostajemy żadnych nagród za to, że rozmawiamy z młodzieżą.

- Przechodziłem przez to samo, jak teraz ci młodzi chłopcy - wyznaje Wojciech, który ma na koncie wybryki stadionowe. - Może teraz jednego czy dwóch uda mi się przekonać, że to jest złe i wyciągnąć z tego.

* * *

Spotkania odbyły się w Zespole Szkół nr 3 i Gimnazjum Nr 7 w Rzeszowie.

- Już po pierwszym rozdzwoniły się telefony i jesteśmy zapraszani do innych szkół - mówi starszy wychowawca Nowak. Młodzież może też obejrzeć zapaśników Stali, którzy zachęcają do uprawiania sportu. Zwierzeń skazańców młodzi słuchają z zapartym tchem.

- To spotkanie wiele mi uświadomiło - mówi Łukasz z Gimnazjum Nr 7. - To o wiele lepszy sposób przekonywania niż na godzinach wychowawczych.

- Po opowieści więźnia, który zabił ojca, zupełnie inaczej pomyślałem o rodzicach - wyznaje Sebastian.

- Uchronić przed przestępstwem choćby jednego ucznia, to już będzie sukces - twierdzą skazani. - Bo więzienie to nie jest miejsce dla ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24