Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Inglot - wielki wizjoner, wielki człowiek

Norbert Ziętal
Dzięki pasji i nieprzeciętnej intuicji Wojciech Inglot w niewielkim Przemyślu stworzył kosmetyczne imperium sięgające sześciu kontynentów.
Dzięki pasji i nieprzeciętnej intuicji Wojciech Inglot w niewielkim Przemyślu stworzył kosmetyczne imperium sięgające sześciu kontynentów. Krzysztof Łokaj
Wojciech Inglot osiągnął międzynarodowy sukces, idąc własną drogą. Odszedł, będąc u szczytu kariery.

Stać go było na to, aby otaczać się luksusem, chować za ciemnymi szybami limuzyny z kierowcą i szpalerem ochroniarzy. On jednak wkładał dżinsy, bluzę sportową, a za kierownicę najczęściej sam wsiadał. Wojciech Inglot z Przemyśla, twórca kosmetycznego imperium. Nietuzinkowy człowiek.

- Zaścianek można mieć tutaj, w głowie. W pojęciu geograficznym coś takiego nie istnieje - mówił zawsze, gdy ktoś pytał się go dlaczego firmę otworzył i nadal prowadzi w Przemyślu. Mieście na uboczu, bez dobrego dojazdu, lotniska, z opinią ośrodka bez perspektyw.

- Wojtek od zawsze pasjonował się chemią. Już od najmłodszych lat. Często przeprowadzał eksperymenty. Pewnego razu omal nie spalił poddasza domu - wspomina Barbara Andrzejczyk, koleżanka z klasy w przemyskim II LO, a dzisiaj prezes Towarzystwa Budownictwa Społecznego w Przemyślu. - Groziła mu czwórka z rosyjskiego, a był dobrym uczniem, więc nauczycielka chciała go zmobilizować do poprawy. Wtedy wstał, schylił głowę i powiedział, że jemu z tego przedmiotu wystarczy czwórka, bo on i tak kiedyś będzie sławnym chemikiem.

Przemyślanin Ryszard Puchyr, obecnie mieszkający w Bawarii w Niemczech, wspomina Wojciecha Inglota z czasów dzieciństwa. - Był bardzo koleżeński, chętnie pomagał młodszym kolegom. Razem byliśmy ministrantami w kościele św. Józefa, u Salezjan. Wojtek pochodził z religijnej rodziny.

U Salezjan Wojciech Inglot został ochrzczony, przyjął I Komunię Świętą, sakrament bierzmowania, był tam też ministrantem i lektorem. W środę u Salezjan odbył się jego pogrzeb.

Zamiast naukowcem został przedsiębiorcą

Studiował chemię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był dobrym studentem, dlatego mógł wyjeżdżać za granicę. W czasie wakacji dorabiał. Po studiach magisterskich, w 1979 r. pośliznął się na egzaminie doktorskim. Chwilę pracował w laboratorium państwowej Polfy.

- Miałem dostęp do fachowej, anglojęzycznej prasy. Dzięki temu zdobywałem wiedzę i szlifowałem angielski - opowiadał Nowinom.

Czuł, że praca na państwowym nie jest dla niego. Tuż po zniesieniu stanu wojennego władze PRL wydały polecenie, aby państwowe firmy pozbywały się niepotrzebnego sprzętu. Miała to zrobić także Polfa. Inglot wyczuł, że to jego szansa. Kupił trochę "garów", przywiózł do Przemyśla i oświadczył młodszej siostrze Elżbiecie, że uruchamiają firmę. Pierwszy ich produkt to płyn do czyszczenia głowic magnetofonowych. Rozlewany do małych, plastikowych buteleczek, na którym już wtedy dumnie widniał napis INGLOT. Potem przez pewien czas wytwarzali dezodoranty w sztyfcie VIP. Era kosmetyków kolorowych rozpoczęła się w 1985 r. I to wtedy zaczął podejmować decyzje, których inni nie rozumieli.

Witamy młodego Polaka w branży

Pierwszą poważną inwestycją był wyjazd do Nowego Jorku na kongres Amerykańskiego Stowarzyszenia Chemików i Kosmetyków. Wynajął pokój w ekskluzywnym hotelu Waldorff Astoria. Jeden nocleg w nim kosztował tyle, ile wtedy wynosiły półroczne zarobki w Polsce. Jednak opłaciło się.

- Tam spotykali się najlepsi w branży. Byłem zaskoczony, jak przyjaźnie mnie przyjęli. Młodego człowieka,
na dodatek z dalekiej Polski, wówczas będącej przecież w innym bloku politycznym - opowiadał reporterowi Nowin.

Po latach przyznał, że ten wyjazd był jedną z najlepszych jego inwestycji w życiu. Poznał ludzi z branży. Powiedzieli mu, jak jest ona urządzona, skąd brać surowce, co się opłaci, a co nie.

- Na jakiejś kartce papieru jeden człowiek napisał mi parę wskazówek, telefonów, nazwisk. Mam tę kartkę do dzisiaj, już pożółkła ze starości, ale dla mnie nadal jest bardzo wartościowa - opowiadał Nowin.

Po przyjeździe z USA rozpoczął prace nad lakierem do paznokci. W 1987 r. miał gotowy produkt. Zaprezentował go na targach i… zebrał pobłażliwe uśmiechy konkurentów. Bo buteleczki z lakierem Inglota były kilka razy droższe od wyrobów innych producentów. Ale już wtedy postanowił, że jakość to będzie jego znak rozpoznawczy.

Wyprzedzać konkurencję

Koniec komuny w Polsce. Rodzi się wolny rynek. Sklepowe półki zapełniają się rozmaitymi towarami. Już nie jest sztuką wyprodukować, liczy się umiejętność sprzedaży. Kosmetyki Inglota są w sklepie na równi z innymi. Chociaż przemyska firma zwykle jest o krok przed konkurencją. Pierwsza wstawia do drogerii osobne szafy na ekspozycję produktów. Jest pionierem testerów. Ale to mało, bo konkurencja zaraz robi to samo. Dlatego Wojciech Inglot szykuje rewolucję.

- Klientka w drogerii ma do wyboru produkty wielu firm, a sprzedawcy jest obojętne, który sprzeda i na którym zarobi. W salonie jednej marki jest inaczej - główkuje przedsiębiorca i na przełomie wieków wyprowadza swoje szafy ze sklepów.

- Inglot bankrutuje, bo znika ze sklepów - pojawia się opinia. A Inglot rusza najpierw z własnymi wyspami w centrach handlowych, a później uruchamia własne sklepy. Dopiero tutaj może rozłożyć pełną paletę swoich produktów. Firma rośnie niemal z dnia na dzień. W 2006 r. rusza pierwszy salon w Montrealu w Kanadzie. Przez przypadek. Kanadyjscy inwestorzy zauważyli salon Inglota w Warszawie i chcieli taki mieć u siebie. Z kolei te kanadyjskie widzi przedsiębiorca z Zatoki Perskiej i też ma apetyt na takie. Po sześciu latach firma ma ponad 300 sklepów na całym świecie. W blisko 46 krajach na 6 kontynentach.

- To, co się dzieje, jest niewyobrażalne - przyznaje Wojciech Inglot, kiedy spotykamy się rok temu w jego biurze. W trakcie naszej rozmowy ktoś go informuje, że przyszedł e-mail z Surgutu. Patrzymy po sobie. Gdzie to jest? Rosja.

- Bardzo im zależy, żeby jeszcze w tym roku w tamtejszej galerii ruszył salon - pracownik odczytuje treść wiadomości.

I salon ruszył.

Sukces dzięki pasji

Miał ogromną wiedzę chemiczną, ale również był geniuszem marketingu. No i miał niezwykłą intuicją.

Swój pierwszy w USA sklep otworzył na Times Square. Nad nim powiesił ogromny, podświetlany baner reklamowy. Niedawno opracowany został pierwszy ranking miejsc na świecie, najchętniej fotografowanych smarfonami i telefonami komórkowymi. Miejsce na Times Square, gdzie jest sklep Inglota, znalazło się w pierwszej trójce.

- Stworzył światową firmę z niczego, nie krzywdząc nikogo po drodze. Nikogo nie oszukiwał, ani nie wypychał z rynku. Budował, nie niszczył. I dokonał tego bez grosza z kredytów bankowych. Nie zawdzięczał nic nikomu - w wywiadzie dla portalu natemat.pl twierdzi dziennikarz i publicysta Mariusz Ziomecki.

W ub. roku Wojciech Inglot został pierwszym laureatem nagrody Polskiej Rady Biznesu im. Jana Wejcherta w kategorii "sukces".

- Sukces odniósł dzięki swojej pasji, doświadczeniu i konsekwencji - mówi Nowinom Zbigniew Niemczycki, prezes Polskiej Rady Biznesu. - Sklepy z czarno-białym logo firmy znajdziemy w niemal każdym miejscu na świecie. Australii, Arabii Saudyjskiej, Kuwejcie, Indiach czy Turcji. Wielką reklamę Inglota mogą oglądać m.in. mieszkańcy Nowego Jorku spacerujący po Times Square i Londyńczycy w prestiżowej galerii Westfield. Nie znam takiej drugiej polskiej firmy kosmetycznej, której udało się stworzyć globalną markę, z własną siecią sprzedaży, na skalę podobną do Inglot Cosmetics. Można powiedzieć, że Wojciech Inglot w pewnym sensie przeniósł polską gospodarkę w inny wymiar.

- Osiągnął wielki, międzynarodowy sukces, idąc własną drogą. Stawiamy go za wzór - napisał w liście pożegnalnym prezydent Bronisław Komorowski.

- To wielki człowiek - podkreśla ks. prałat Stanisław Ożóg z Przemyśla, duszpasterz środowisk gospodarczych. -Wielki nie tylko wielkością tego, co zbudował, ale przede wszystkim wielkością swojego serca. Był pełen pokory. Gdy w żartach mówiłem mu, co osiągnął, on powtarzał, Stasiu, to nie ja, to wszyscy pracownicy. Cenił i tych najważniejszych, i tego prostego. Każdego człowieka otaczał szacunkiem.

- Był ambasadorem Polski na cały świat i ambasadorem naszej małej ojczyzny. To był jego patriotyzm. Jesteśmy dumni, że ktoś taki pochodzi z Przemyśla - mówi Robert Choma, prezydent Przemyśla.

- Pomagał wielu ludziom - dodaje ks. Ożóg. - Ale każdego przestrzegał: tylko nikomu nic nie mów. I dzisiaj tylko jeden Bóg wie, ilu osobom pomógł.

***
Wojciech Inglot zmarł nagle 23 lutego, w przemyskim szpitalu. Miał 58 lat. Powodem śmierci był krwotok wewnętrzny. Lekarze walczyli o jego życie przez kilka godzin. 27 lutego został pochowany na Cmentarzu Zasańskim w Przemyślu, w rodzinnym grobowcu.

Prezydent Bronisław Komorowski odznaczył pośmiertnie Wojciecha Inglota Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24