Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadła z szóstego piętra. Żyje!

Andrzej Plęs, Współpraca: Dariusz Delmanowicz
Dziewczynka wypadła z okna tego wieżowca. Ludzie zobaczyli leżące dziecko na trawniku.
Dziewczynka wypadła z okna tego wieżowca. Ludzie zobaczyli leżące dziecko na trawniku. Dariusz Delmanowicz
Dwuletnia Julka z Przemyśla wypadła przez otwarte okno. Runęła na trawnik przed wieżowcem. Jakim cudem uniknęła śmierci?

To był piątek, po południu.

- Usłyszałam dziwny huk: jakby deska uderzyła o twarde podłoże - tak dramatyczne zdarzenie sprzed tygodnia wspomina jedna z mieszkanek przemyskiego osiedla Monte Cassino. - Wyjrzałam przez okno. Patrzę na podwórko, a na trawniku przed blokiem leży dziecko. Przewróciło się? Wypadło? Początkowo nie wiedziałam, co myśleć.

Dziecko wspięło się na parapet

Jakim cudem dwuletnia dziewczynka wdrapała się na okno? I w jaki sposób wypadła?

- Została w mieszkaniu sama, spała - mówi mł. asp. Mirosław Dyjak z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Jej 30-letnia mama na kilka minut wyszła do pobliskiego sklepu.

Wszystko wskazuje na to, że w czasie chwilowej nieobecności kobiety, dziecko obudziło się i wspięło na parapet otwartego okna.

Na sygnale przyjechały dwie załogi pogotowia ratunkowego. Dwulatka była przytomna. Trafiła na oddział chirurgii dziecięcej Szpitala Wojewódzkiego im. ojca Pio, gdzie przeszła szereg badań.

- To, że Julka przeżyła upadek z takiej wysokości, zakrawa na cud - komentują przemyscy lekarze wypadek dwulatki, która wypadła z okna mieszkania na szóstym piętrze.

100 km na godzinę

Nawet, jeśli założyć, że spadła na przyblokowy trawnik, a nie betonowy chodnik, to i tak nie tłumaczy, że przeżyła zderzenie z ziemią. Nawet jeśli uwzględnić niską masę ciała dwuletniej dziewczynki, to i tak w chwili uderzenia jej ciało spadało z prędkością prawie 100 km na godzinę. Niewielu udało się przeżyć wypadek, w którym samochód uderza w przeszkodę z taką prędkością, a przecież kierowca i pasażer chronieni są w wozie pasami bezpieczeństwa, wóz amortyzuje uderzenie tzw. strefami kontrolowanego zgniotu.

Dr Krzysztof Lenart, specjalista ortopedii i traumatologii z Kolbuszowej w ciągu wieloletniej pracy w pogotowiu widział dzieci, które przeżyły wypadki, w których dorośli nie mieliby żadnych szans.

- Można to wytłumaczyć m.in. tym, że dzieci mają niewiarygodnie elastyczny układ mięśniowo-szkieletowy. Przypuszczam, że dziewczynkę uratowało to, że spadła na trawnik. I że nie uderzyła w ziemię głową ani nogami. Zapewne upadła płasko - mówi dr Lenart.

Medycyna sugeruje, że bezwładnie spadające ciało ludzkie przy upadku mniej jest podatne na obrażenia, niż ciało człowieka, który napina mięśnie, próbując w ten sposób ograniczyć skutki zderzenia z podłożem. To mogło pomóc małej Julce. A także sześciomiesięcznemu dziecku w Chinach, które spadło z 8 piętra na dach samochodu i żyje. Samochód był do kasacji, ale dziecko nie odniosło niemal żadnych obrażeń, poza ogólnymi potłuczeniami.

Przeżyła upadek z 11 piętra

Ale historia zna też inne dziwne przypadki. 25-letnia rzeszowianka wypadła z okna mieszkania na 11 piętrze bloku przy ul. Starzyńskiego 2. Upadek zamortyzował daszek wiatrołapu. Prawa fizyki i doświadczenia medyków podpowiadają, że ten lot powinien zakończyć się śmiercią, tymczasem po upadku kobieta była cały czas przytomna, a doznała jedynie złamania kości ramienia. Obserwacja szpitalna potwierdziła, że nie doszło do obrażeń narządów wewnętrznych, co lekarzom wydawało się wprost nieprawdopodobne.

Czternastoletni Józek z Pustkowa pod Dębicą mógł tylko bezsilnie patrzeć, jak jego dwa lata młodszy brat Zbyszek leci z wysokości kilkunastu metrów i uderza o ziemię. Zbyszek - przy całej swojej bezmyślności - miał podwójne szczęście. Wdrapał się na metalowy słup wysokiego napięcia i pewnie dotarł niemal na sam szczyt kilkunastometrowej konstrukcji, bo śledczy potem ustalili, że musiał dotknąć przewodów.

Porażenie prądem (od 60 do 220 kV) uczyniło z ciała chłopca szmacianą lalkę, która bezwładnie spadała z wysokości czteropiętrowego bloku. Wprost na rosnące pod słupem drzewo, którego w ogóle nie powinno tam być ze względów bezpieczeństwa.

Tymczasem to zaniedbanie właścicieli sieci energetycznej pewnie uratowało chłopcu życie. Gałęzie drzewa poszły w drzazgi pod naporem spadającego ciała, ale zamortyzowały upadek. Już na ziemi Zbyszek podniósł się o własnych siłach, otrzepał i pewnie na nieco chwiejnych, ale zdrowych nogach, poczłapał z bratem do domu.

Tajemnica tego zdarzenia zostałaby pomiędzy braćmi (nie przyznali się rodzicom do przygody), gdyby matka nie zauważyła, że młodsza z jej pociech jest mocno podrapana. Wtedy już musieli się przyznać, matka natychmiast zawiozła Zbyszka do szpitala. Tylko po to, by dowiedzieć się, że synowi nic nie jest. Niewielu przeżyło porażenie prądem z sieci wysokiego napięcia, ale Zbyszek jest chyba jedyny, który przeżył "dwa w jednym": porażenie i upadek z kilkunastu metrów.

Lunatyk ze złamaną nogą

W środku nocy oficer dyżurny przemyskiej komendy policji otrzymał telefoniczne zawiadomienie, że pod hotelem "Albatros" przy ul. Ofiar Katynia leży człowiek ze złamaną nogą i nie wie, jak się tam znalazł.

Kiedy policja i służby medyczne dotarły na miejsce, mężczyzna wciąż tam był - cały zakrwawiony i z otwartym złamaniem nogi. Był w stanie powiedzieć tylko tyle, że z dwoma kolegami w hotelowym pokoju na trzecim piętrze raczyli się alkoholem. Położyli się spać około godz. 22. Tymczasem ból obudził człowieka na trawniku pod hotelem o drugiej w nocy.

Poszkodowany nie wie, co się stało, ale przyznał, że czasem lunatykuje. Lekarze potwierdzili, że obrażenia wskazują na upadek z dużej wysokości. A po dokładniejszych oględzinach pacjenta mocno dziwili się, że "lunatyk" wykpił się jedynie złamaniem nogi i zadrapaniami.

Można uwierzyć w cuda

Jak to możliwe, że nie zginął spadochroniarz w Jasionce, skoro skoczył z 1100 metrów, a jego spadochron się nie otworzył? Uszkodził kręgosłup, złamał nogę, doznał obrażeń wewnętrznych, ale przeżył.

I jak to możliwe, że wypadek przy pracy przeżył mężczyzna, który w Korytkowie Małym ciął deski piłą taśmową. Długi na 30 centymetrów stalowy kawałek zerwanej piły trafił mężczyznę w oczodół, przeszył kanał nosowy i jego koniec zatrzymał się tuż przy kręgosłupie. Lekarze mówią o niebywałym szczęściu, bo metal ominął mózg oraz oko i nie uszkodził kręgosłupa.

Nie miał prawa przeżyć mężczyzna, którego w Cieszynie na dworcu autobusowym znaleźli strażnicy miejscy. Śpiącego na wolnym powietrzu, wolne powietrze miało jakieś 10 stopni C poniżej zera, a pan - 10,24 promila alkoholu we krwi i był mocno roznegliżowany. Godzina przy tej temperaturze, w stanie półnagim grozi śmiercią z wychłodzenia. Dawkę śmiertelną alkoholu medycyna określa na 4-5 promili. Z zastrzeżeniem, że zależy to od indywidualnych właściwości organizmu.

Indywidualne właściwości nie są w stanie wytłumaczyć wielu przypadków, w których człowiek wypadek przeżył. Wbrew medycynie, fizyce, statystyce i logice. Jeśli racjonalne tłumaczenia takich sytuacji zawodzą, to właśnie chyba są cuda.

Julka z Przemyśla wraca do zdrowia i ma się coraz lepiej, Na razie trudno określić, jak długo pozostanie w szpitalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24