Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zatwarnica wraca do źródeł

KRZYSZTOF POTACZAŁA
Do szkoły podstawowej w Zatwarnicy uczęszcza obecnie 32 uczniów łącznie z zerówką. Do tej ostatniej chodzą nawet dzieci pięcioletnie - w pobliżu nie ma przedszkolaNa zdjęciu nauczycielka Beata Krukowska z uczniami podczas zajęć z informatyki.
Do szkoły podstawowej w Zatwarnicy uczęszcza obecnie 32 uczniów łącznie z zerówką. Do tej ostatniej chodzą nawet dzieci pięcioletnie - w pobliżu nie ma przedszkolaNa zdjęciu nauczycielka Beata Krukowska z uczniami podczas zajęć z informatyki. KRZYSZTOF POTACZAŁA
Gdy w 2000 roku samorząd Lutowisk chciał zamknąć czteroklasową Szkołę Podstawową w Zatwarnicy, na rodziców i nauczycieli padł blady strach. Należało działać. I udowodnić władzy, że bezpieczeństwa dzieci nie da się przeliczyć na pieniądze. Batalia została wygrana, a zastosowana strategia jest dziś wzorem dla innych wiejskich szkół stojących przed widmem likwidacji.

Co robić? - myślały gorączkowo nauczycielki z Zatwarnicy, gdy w gminie ważyły się losy szkoły. To samo pytanie zadawał sobie mieszkający wówczas w sąsiednim Dwerniku Bogusław Pyzocha. Mimo że kawaler, rozumiał, iż solidarność w walce o dobro uczniów jest jego obowiązkiem. - Nie można było dopuścić, by dzieciaki wstawały o szóstej rano, a potem tłukły się PKS-em 30 kilometrów do szkoły w Lutowiskach - mówi.
W prostej linii uczniowie z Zatwarnicy mają do Lutowisk 16 km, lecz autobus musi robić pętlę, by zabrać też dzieci z Nasicznego i Dwernika. - Starsze dojeżdżają, nie mają innego wyjścia, ale czy można sobie wyobrazić w takiej sytuacji siedmioletnie maluchy? - pyta Pyzocha.

Widok na plac budowy. Za rok, może półtora, w tym miejscu zostanie otwarte centrum kulturalne. Dochody z działalności zasilą konto szkoły podstawowe
Widok na plac budowy. Za rok, może półtora, w tym miejscu zostanie otwarte centrum kulturalne. Dochody z działalności zasilą konto szkoły podstawowej. KRZYSZTOF POTACZAŁA

Do szkoły podstawowej w Zatwarnicy uczęszcza obecnie 32 uczniów łącznie z zerówką. Do tej ostatniej chodzą nawet dzieci pięcioletnie - w pobliżu nie ma przedszkola
Na zdjęciu nauczycielka Beata Krukowska z uczniami podczas zajęć z informatyki. (fot. KRZYSZTOF POTACZAŁA)Dziś nikt już we wsi nie pamięta, kto pierwszy wpadł na pomysł powołania stowarzyszenia dla ratowania szkoły. Pewnego zimowego dnia 2001 r. oznajmili wójtowi: - Niech gmina da tyle pieniędzy, ile może, resztę wypracujemy sami. To był argument koronny, radni nie opnowali zbyt długo. Może dlatego, że żaden z nich z czystym sumieniem nie głosowałby za zamknięciem szkoły, a może dlatego, że dostrzegli w ludziach z Zatwarnicy zalążek społeczeństwa obywatelskiego.
Kilka miesięcy później oficjalnie zarejestrowano Stowarzyszenie Społeczne "Dzieciom Bieszczadzkiej Szkoły w Zatwarnicy". Plan był taki: rozwinąć zajęcia pozalekcyjne, w tym językowe, sportowe i komputerowe, nauczyć dzieci sztuki rzemiosła, wydobyć drzemiące w nich talenty artystyczne. I dalej - spowodować, by prace wykonane dziecięcymi rękami przynosiły dochód. - Nie wiedzieliśmy, czy się uda, ale zasiane zostało ziarno optymizmu - tłumaczy Beata Krukowska, nauczycielka.

Do tej pory Fundacja "Partnerstwo dla Środowiska" przekazała Stowarzyszeniu Społecznemu "Dzieciom Bieszczadzkiej Szkoły w Zatwarnicy" 38 tys. zł. Ośrodek kulturalno-edukacyjny ma być oddany do użytku w połowie przyszłego roku.

Bogusław Pyzocha wspólnie z Jarosławem Stanisławskim w ciągu miesiąca stworzyli projekt budowy centrum kulturalno-edukacyjnego. Wysłali go do Fundacji "Partnerstwo dla Środowiska" w Krakowie i dostali na początek 27 tys. zł. - Pomysł był nietypowy i pewnie dlatego spodobał się Fundacji - mówi Pyzocha. - Nie chcieliśmy betonowego straszydła, lecz coś na wzór bojkowskiej chaty. Do wojny było ich we wsi wiele, do dziś nie ocalała nawet jedna.
Więc powrót do źródeł. Znaczący, bo część chyży postanowiono wznieść z oryginalnych materiałów. Tylko skąd je wziąć? - Długo szukałem, w końcu natrafiłem na starą chałupę w Brzegach Dolnych. Kupiłem i w elementach przewiozłem do Zatwarnicy - mówi pan Bogusław. - Stanie naprzeciw szkoły, w miejscu, w którym pół wieku temu było bojkowskie gospodarstwo.
Wiosną co bardziej zaangażowani mieszkańcy wsi i członkowie Stowarzyszenia wzięli się do roboty. Jedni targali potężne kamienie z pobliskiego potoku na fundamenty, inni przecierali drewno w tartaku. A jeszcze inni spoglądali z daleka. - Dzisiaj takich już prawie nie ma - zapewnia Beata Krukowska. - Większość zrozumiała, że to, co robimy, nie posłuży w przyszłości paru osobom ze Stowarzyszenia, lecz całej Zatwarnicy.
Wieść o bieszczadzkim pomyśle dotarła nawet za granicę. - Naszymi planami zainteresowali się wędrowni cieśle z Niemiec - mówi Jarek Stanisławski. - Przyjechali i od razu wzięli się do roboty. W zamian za spanie i wyżywienie. Ale pewnie nie trafiliby tutaj, gdyby nie Henri Schumacher z Hulskiego. To on wysłał list do swoich rodaków i przekonał, że warto wybrać się w Bieszczady.
[obrazek4] Widok na plac budowy. Za rok, może półtora, w tym miejscu zostanie otwarte centrum kulturalne. Dochody z działalności zasilą konto szkoły podstawowej. (fot. KRZYSZTOF POTACZAŁA)W białych koszulach, kamizelkach, czarnych spodniach i kapeluszach wyglądali dość tajemniczo. Wszyscy z wąsami i brodami. Gdy pokazali, co potrafią, ludzie w Zatwarnicy nie mogli wyjść z podziwu. - Ci Niemcy nie mają więcej jak po 30 lat, a fachowość u nich taka, jakby całe życie rzeźbili w drewnie - potwierdzają. - A jacy mili, wciąż się uśmiechają.
Po kilku tygodniach wyruszyli w dalszą wędrówkę. Zapewnili, że wrócą jesienią, by dokończyć budowę ścian i dachu. Słowa dotrzymali - w listopadzie Martin, Florian i Holger znowu pojawili się w Zatwarnicy. - Nie mogliśmy zawieść - tłumaczą. -Powstające centrum ma pomóc w utrzymaniu miejscowej szkoły, dlatego nie żałujemy czasu ani rąk.
Cieślom pomaga Monika Thuswald, wolontariuszka z Austrii. Do południa tnie deski i wbija gwoździe, po południu uczy dzieci języka angielskiego, a wieczorami sama szlifuje polski. Przyznaje, że kiedy tylko otrzymała ofertę przyjazdu w Bieszczady, nie wahała się ani chwili.
"Chata bojkowska - ośrodek zrównoważonego rozwoju w Zatwarnicy" -tak brzmi oficjalna nazwa realizowanego przez Stowarzyszenie projektu. Co się za nią kryje? - Szeroko pojęte funkcje edukacyjne i promocyjne - wyjaśnia Pyzocha. - Ośrodek jeszcze jest w budowie, ale my cały czas działamy. Zorganizowaliśmy warsztaty garncarskie, stolarskie i wikliniarskie, wykopujemy z ziemi przedmioty codziennego użytku należące do przedwojennych mieszkańców wsi. Znajdą miejsce w stałej ekspozycji.
W przerobionej chyży wydzielono pomieszczenia na stołówkę i kuchnię, świetlicę, pracownie malarstwa i rzemiosł oraz na pokoje dla turystów. Obok powstaje pole namiotowe, budynek sanitarny z bateriami słonecznymi i oczyszczalnią ścieków, a tuż nad potokiem Głębokim plac ze sceną do organizowania festynów.
- Wszystko, co robimy, ma szeroki kontekst społeczny - mówią w Stowarzyszeniu. - Nieprzypadkowo nawiązujemy do dziedzictwa kulturowego Bojków i Łemków, bo od współczesnych należy im się pamięć. Jednocześnie pokazujemy, jak można łączyć przeszłość z XXI wiekiem. Bez dewastowania środowiska, architektonicznej brzydoty i z uwzględnieniem naturalnych źródeł energii.
W Zatwarnicy nie mają wątpliwości - przez lata pogrążona w letargu wioska wreszcie budzi się do życia. - I pomyśleć, że trzeba było groźby zamknięcia szkoły, byśmy otworzyli oczy - zamyśla się Beata Krukowska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24