MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Albo grzywna, albo będziesz wystawiał handlarzy papierosów. Bunt tajnego informatora

Andrzej Plęs
- Usłyszałem: idź do prokuratora i sam to zgłoś. – denerwuje się Krochmal. - Czekam, aż mój prawnik wróci, mam imiona, mam świadków, mam zapis rozmowy, mam numery telefonów, będę ich skarżył – zapowiada.
- Usłyszałem: idź do prokuratora i sam to zgłoś. – denerwuje się Krochmal. - Czekam, aż mój prawnik wróci, mam imiona, mam świadków, mam zapis rozmowy, mam numery telefonów, będę ich skarżył – zapowiada.
Twierdzi, że dostał propozycję: albo grzywna, albo będzie służbom wystawiał handlarzy papierosów. Tyle, że jako tajny informator nie wytrzymał psychicznie i skarży się na służby.

Stał na Dołowej w Rzeszowie - przyznaje. Tam gdzie Ukraińcy szukają pracy, tam gdzie można kupić nielegalnie sprowadzone z Ukrainy papierosy. Zdybali go z papierosami, choć zapewnia, że to nie jego fajki były. Ot, znajoma Ukrainka, która na Dołowej stała osiemnaście lat, poprosiła go, by do swojego samochodu schował jej trochę kartonów.

Na ogół po rynkach jeździł z ciuchami, taki obwoźny handel. Ale przyznaje, że zdarzało się "na Dołowej" handlować cygarami. Wtedy podeszło dwóch, już nie pamięta, czy z wydziału przestępczości gospodarczej policji, czy ze służby celnej czy "pogranicznicy". Tu nikt nie żąda legitymacji, nie domaga się odznaki, nazwiska i szarży funkcjonariusza. Jemu do głowy nie przyszło poprosić o nakaz przeszukania.

- Kazali mi otworzyć samochód, znaleźli te papierosy, no i się zaczęło - mówi Janusz Krochmal.

W trybie natychmiastowym trafił do siedziby Straży Granicznej w Jasionce. W protokole stoi: "U ob. Janusz Krochmal ujawniono 2000 paczek papierosów różnych marek, nieoznaczonych polskim i znakami akcyzy". Czyli przestępstwo karno-skarbowe. Twierdzi, że dostał propozycję: albo grzywna, albo będzie służbom wystawiał handlarzy papierosów. Pewnie w taki właśnie sposób został wrobiony przez Ukrainkę, bo że pracowała dla nich, to wszyscy na Dołowej wiedzieli.

Pierwsze złe, drugie jeszcze gorsze. Prawie dwa lata robił uniki mniej lub bardziej udane, ale służby nie rezygnowały. Krochmal zapadł się psychicznie.

- Bałem się wychodzić z domu, dzień w dzień byłem zatrzymywany. Na ulicy, w samochodzie. Przeszukiwali mi wóz, czekali pod blokiem - skarży się Krochmal. - Wszystko po to, żebym im "wystawiał" ludzi od papierosów. Wstyd przed sąsiadami, strach wychodzić z mieszkania, bo pewnie czekają na dole.

Wystawki

Nie tylko "pogranicznicy" chcieli korzystać z jego kontaktów w środowisku. Także wydział przestępczości gospodarczej policji i służba celna. Za informację o każdym Ukraińcu, który na Dołowej czekał na robotę, miał dostawać 500 zł. Twierdzi, że dostał wszystkiego 200.

Krochmal pokazuje komórkowy numer telefonu i mówi, że to Grzegorz z PG. Kilkanaście razy dziennie do niego dzwoni, namawia i straszy. Zgarnia z Dołowej, wiezie pod komendę i wypuszcza.

- Kazali mi kupować papierosy od nielegalnego hurtownika, wskazywali od którego i wskazywali tego, któremu mam te papierosy odsprzedać - opowiada. - W ten sposób mieli przechwycić tego drugiego. Co dalej? Nie wiem. Może też chcieli zrobić z niego informatora, może chcieli go "wsadzić".

Albo inna wersja: kupuje nielegalne papierosy od pana C., umawiają się na dostarczenie towaru, służby dostają informację o miejscu transakcji, przechwytują pana C. w drodze na miejsce. Z nielegalnym towarem. Krochmal mówi, że to nie problem, służby dysponują "namierzarkami". Jak się zna numer telefonu komórkowego człowieka i dysponuje "namierzarką", to można go zlokalizować z dokładnością do 5 metrów.

Kazali "wystawić" Mariusza z Pstrągowej. Od Wacka M. z Rzeszowa, który obraca hurtowymi ilościami kontrabandy, nakupił trefnych fajek za własne pieniądze. To ci z celnej albo z PG wskazali na Wacka. Z Mariuszem umówili się na działkach przy ul. Cichej, koło "Poloneza". Papierosy dał, służby miały Mariusza chwycić z nielegalką w samochodzie. Tylko że zgubiły Mariusza po drodze. Krochmal nie zobaczył więcej papierosów, należność za nie dostaje od kupca w ratach.

Zasadzili się na Bogdana z Czudca. Znów - jak twierdzi Krochmal - kazali mu kupić sporo "ruskich kartonów' od Wacka. Wziął z banku kredyt na 18 tysięcy złotych, kupił te papierosy. Kazali mu je zawieźć Bogdanowi do Czudca. Do transakcji nie doszło, bo podróż do Czudca Krochmal skończył w rowie. Papierosy mu odebrali, bo nielegalne. Został bez towaru i pieniędzy.

W rowie pod Strzyżowem

Koniec stycznia tego roku, wczesny ranek na drodze pod Strzyżowem. Krochmal za kierownicą, jego córka na fotelu pasażera. Opowie, jak było, ale nie chce, żeby jej nazwisko znalazło się w publikacji.

- Wracaliśmy od mojej babci, minęliśmy jakieś oznakowane pojazdy, ruszyły za nami - opowiada. - Ojciec już wtedy to był kłębek nerwów. Tak się zdenerwował tymi samochodami, że zatańczyliśmy na drodze i wylądowaliśmy w rowie. Wolno jechał, nic nikomu się nie stało. Ledwie wyszłam z samochodu, a zobaczyłam przed sobą pistolet wycelowany w czoło. Ten człowiek krzyknął: "stój, bo strzelam", a ja już stałam z rękami w górze. Rzucił mnie na śnieg, skuł ręce z tyłu, zapakował do samochodu. Jak protestowałam, to usłyszałam: "zamknij się cipo". Przesiedziałam tak kilka godzin w samochodzie, prosiłam, żeby mnie rozkuł, ale powiedział, że zgubił kluczyk. Nie wiedziałam, o co chodzi. Potem, jak przewieźli nas do Jasionki na przesłuchanie, dowiedziałam się, że w samochodzie ojca znaleźli nielegalne papierosy. Nie miałam o tym pojęcia, ale po kilku godzinach byłam wykończona. Podpisałam jakieś papiery, żeby to wszystko się skończyło. W efekcie wylądowałam w sądzie jako współwinna handlu nielegalnymi papierosami. A ojca to przez te dwa lata mi zaszczuli.

I ona, i on dostali po 1,5 tys. zł grzywny za posiadanie wyrobów tytoniowych bez polskich znaków akcyzy. Krochmalowi ściągają należność w ratach, bo przy niespełna 600 zł renty taka grzywna to drenaż kieszeni.

Raz była świadkiem przeszukania mieszkania. Wpadli chyba ci ze służby celnej. Nie jest pewna, nie pokazywali legitymacji, ani nakazu przeszukania. Kazali jej wyjść z mieszkania. Postawiła się, powiedziała, że to jej mieszkanie, a ojciec z nią mieszka, ma prawo tu być.

- To właśnie jeden z nich celował mi w głowę pod Strzyżowem - tłumaczy. - Wtedy, na śniegu poznałam go. I on mnie też.

Takiej współpracy mam dość

Krochmal mówi, że czuł się coraz bardziej osaczony, a po tym numerze pod Strzyżowem miał zupełnie dość. Dodaje, że jedno dziecko stracił 15 lat temu w wypadku pod katedrą. I jak zobaczył pistolet przy głowie córki, powiedział: dość. Poszedł do prokuratury, żeby się poskarżyć, nie uzyskał niczego. Podaje nazwisko pani prokurator i numer pokoju, w którym odbyła się rozmowa.

- Jeśli ten pan złożył zawiadomienie na piśmie i złożył w biurze podawczym, sprawie nadano by bieg - informuje prok. Mariola Zarzyka-Rzucidło, rzecznik rzeszowskiej Prokuratury Okręgowej. - Jeśli nie zdecydował się na to, wówczas nie ma formalnego potwierdzenia jego interwencji.

Krochmal twierdzi, że przebieg rozmowy z panią prokurator zniechęcił go do takich formalnych działań.
Ale nie do działań w ogóle: poszedł do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie ze skargą na działania służb. Skierowano go do pana Tadeusza. Krochmal nigdy nie poznał nazwiska funkcjonariusza, ani wydziału, który ten reprezentuje. Po wizycie w KWP też nie został żaden ślad. Sugestia tylko, że być może petent ze skargą na policjantów został skierowany do Biura Spraw Wewnętrznych, a to nie jest w strukturach komendy wojewódzkiej, ale bezpośrednio podlega centrali w Warszawie. Wobec tego KWP nie musi wiedzieć, na co, kiedy i do kogo Krochmal się skarżył. A jeśli to rzeczywiście było BSW, to komenda nawet nie powinna wiedzieć.

- Ten Tadeusz polecił mi nagrać rozmowę z policjantem, który się ze mną kontaktuje, to kupiłem dyktafon i czekałem - mówi Krochmal.

Długo nie czekał, bo Grzegorz z PG znów zdybał go pod blokiem. Krochmal miał dyktafon gotowy w kieszeni polaru.

Rozmowę zachował do dziś. W głośniku dyktafonu mężczyzna tłumaczy Krochmalowi, że szefowie nie są zadowoleni ze współpracy, że Krochmal musi się postarać, żeby się wszędzie nie skarżył, bo z tego wszyscy będą mieć kłopoty. To była twarda, męska rozmowa, bo roiło się o k... i ch...

Z panem Tadeuszem umówili się pod studnią na rzeszowskim rynku. Stąd wyjechali gdzieś w otwartą przestrzeń na pola i pan Tadeusz słowo w słowo spisywał z dyktafonu treść rozmowy.

- Nie możemy się odnieść do zagadnień związanych z pracą operacyjną policji - tłumaczy podinsp. Grażyna Puchalska z Biura Prasowego KGP. - Niezależnie od tego, każda osoba, która zgłasza policji sygnały o podejrzeniu jakichkolwiek nieprawidłowości, będzie wysłuchana i sprawa zostanie wyjaśniona. Możemy jedynie potwierdzić, że wymieniony przez pana obywatel kontaktował się z przedstawicielem rzeszowskiej komórki BSW i przekazane przez niego informacje zostały szczegółowo wyjaśnione. Ze względu na charakter sprawy nie możemy udzielić bliższych informacji na ten temat.

Cisza się z robiła. I w telefonie Krochmala, i pod jego blokiem przestali pojawiać się "niemundurowi". I służba celna też mu dała spokój. To nie była pełnia szczęścia, nie o to mu szło. W końcu zadzwonił do Tadeusza.

- Usłyszałem: idź do prokuratora i sam to zgłoś. - denerwuje się Krochmal. - Czekam, aż mój prawnik wróci, mam imiona, mam świadków, mam zapis rozmowy, mam numery telefonów, będę ich skarżył - zapowiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24