Jest środa, lipcowy wieczór, a my biegamy po lotnisku. Szukamy jej. Ja i dzieci. One są szczęśliwe, bo przyjeżdża nowa ciocia. I to ciocia z Chin!
Wiem tylko, że ma na imię Juliet i przyleci do nas prosto z Beijing czyli Pekinu. Wreszcie… jest! Stoję twarzą w twarz z młodą, uśmiechniętą dziewczyną.
W samochodzie w drodze do domu wyjaśnia mi, że prawdziwe i pełne jej imię to Han Jiang, a Juliet to angielska wersja. Drugie imię zwykle nadaje maluchom w przedszkolu nauczyciel od angielskiego.
Dowiadujemy się, że Han w Polsce jest pierwszy raz, a w Europie drugi. Rok temu zwiedzała Włochy.
Podczas drogi do naszego domu młoda Azjatka trochę dziwi się, że jest środa, a my jedziemy autem i opowiada nam, że w środy jej tata nie może prowadzić samochodu.
- Ale co trzy miesiące ten dzień się zmienia. To wszystko ze względu na przeludnienie i dużą liczbę aut - tłumaczy.
Dwie kultury w jednym domu
W mieszkaniu pokazuję Juliet jej pokój i tak się zaczyna nasz szok kulturowy.
Jak przystało na polski gościnny dom serwujemy naszemu gościowi dwudaniowy obiad z szarlotką na deser. Zauważamy, że Juliet jakoś nie ogarnia sztućców. Nawet dzieci tłumaczą jej, aby kotleta kroiła nożem. I gdy dostrzega, jak gapimy się na jej ręce, zaczyna się tłumaczyć:
- U nas już od drugiego roku życia podaje się dzieciom pałeczki. Fakt, że są dużo mniejsze i w różnych kolorach, ale zawsze to pałeczki - mówi Han. - Wszystko jemy pałeczkami. U nas zupa to nie danie tylko rodzaj deseru. Nigdy nie dodajemy do niej śmietany - komentuje moją pomidorówkę.
No ale my wzorowo przygotowaliśmy się na przyjazd gościa. Mąż podaje chińskie sztućce, czyli pałeczki i kończymy wspólny posiłek.
Na drugi dzień nasz gość chce się odwdzięczyć. Gotuje specjalnie dla nas obiad. W kuchni piękne, orientalne zapachy. Pachnie imbirem, czosnkiem, pieprzem, cebulą, wasabi i sosem śliwkowym.
Są sajgonki z krabami, sałatka z krewetek, sushi, biała ryba w pomarańczach i zupa. Jest zaskoczona, że nie mamy garnka do gotowania ryżu. To podstawowe naczynie w każdym chińskim domu.
Mąż, miłośnik chińskiej kuchni, a szczególnie owoców morza, zdziwiony ale też i zadowolony mówi naszemu gościowi, że "taka wyżerka to u nas tylko na wieczerze wigilijną". Roześmiana Juliet odpowiada, że to przecież prosty obiad.
- Ja wam jeszcze pokażę, jak wygląda prawdziwy chiński posiłek.
Chinka proponuje nam także układ. Ona polskie dania je sztućcami, a my chińskie pałeczkami. I poszliśmy na to!
Nie przeczę, że do dziś z pałeczkami cholernie się męczę i nawet dzieci lepiej sobie radzą.
Juliet, chociaż ma tylko 19 lat, gotuje chętnie i wyśmienicie. Przygotowanie posiłków sprawia jej wielką radość. Ale rodzice wybrali dla niej inny zawód, który jest bardziej opłacalny. Han studiuje międzynarodowy biznes na Xian Jiaotong - Liverpool University w Su Zhou.
- Marzyłam, aby zostać kucharzem - opowiada. - Uwielbiam kuchnię, jej zapachy. Mam nadzieję, że kiedyś otworzę swoją restaurację. I koniecznie muszę mieć piekarnik. Polskie ciasta są przepyszne!
Drobne prezenty to nie łapówkarstwo
Dużo podróżuje. Zwiedziła już USA, Japonię, Australię, Rosję i Singapur. Nawet kiedy jest gościem w naszym domu, znika w każdy piątek.
- Uwielbiam zwiedzać różne zakątki świata, próbować nowego jedzenia - tłumaczy. - Postanowiłam, że podczas dwumiesięcznego pobytu w Polsce każdy weekend przeznaczę na turystykę. Odwiedziłam Kraków, Zakopane, Warszawę, Pragę i Budapeszt - wylicza. - Chcę jeszcze pojechać do Niemiec, Francji, Belgii. Żałuję, że nie mogę zobaczyć Lwowa, ale na Ukrainę potrzebne są wizy.
Z takich wypadów zawsze przywozi nam małe upominki.
- U nas to normalne, że ludzie dają sobie każdego dnia małe prezenty - opowiada. - Ale nigdy nie podaruję nikomu zegara ani parasolki. Zegar oznacza "oddawanie czci zmarłemu", a parasolka "rozstanie". Podobnie nie kroję owocu gruszki na pół i nie dzielę się nią z bliskimi. To symbolizuje rozstanie wieczne.
Wręczając nam dowolną rzecz, zawsze używa obu rąk. Gest ten oznacza szacunek.
Czarodziejka origami
I może nie dzieli się z nami gruszką, ale opowiada o swoich spostrzeżeniach na temat naszego miasta i kraju. Nie lubi palących kobiet na ulicy.
- U nas to rzadkość spotkać kobietę z papierosem - zaznacza Han. - Musi mieć ona wielkie problemy i pochodzić z bardzo patologicznej rodziny.
Zachwyca się, że popołudniami mąż siada na dywanie i bawi się z naszymi dziećmi. Dziwi się, że układa z Filipem puzzle, koloruje obrazki i kołysze z Leną lalki do snu. W Chinach tatusiowie tylko pracują. A domem i dziećmi zajmuje się zazwyczaj niepracująca mama.
- Moja mama pracuje, ale i tak to ona zajmowała się moim wychowaniem i bawiła się ze mną. Tata uczył mnie pływać i grać w ping-ponga, badmintona. Reszta należała do mamy - wspomina.
To właśnie matka uczyła ją origami.
- Pamiętam, jak każdego dnia po obiedzie spałam, a później mama pokazywała mi, jak się składa kolorowe papiery i tworzy niesamowite rzeczy. Zostałam wtedy "origamową czarodziejką " - śmieje się Han.
Spotykając się z naszymi znajomymi, Juliet zauważa, że każdy ma więcej niż jedno dziecko. - Zawsze marzyłam, aby mieć rodzeństwo i dużą rodzinę. Kiedy wyjdę za mąż, chce mieć dużo dzieci.
W Chinach rodzina składa się z trzech osób: ojca, matki i jednego dziecka. W przypadku zajścia w ciążę, zmusza się kobiety do aborcji lub poronienia. Przykrym faktem jest też kastracja mężczyzn, a u kobiet podwiązywanie jajników. Leki na poronienie są bezpłatne.
Widząc często naszą ciężarną znajomą, za każdym razem Han życzy jej syna.
Chińska herbata i polskie ciasto
Wieczorami zaparzamy mnóstwo herbaty i zajadamy się domowymi ciastami. Han dziwi się, że herbatę pijemy z cytryną i cukrem. Za to smakują jej szarlotki, miodowniki i serniki. Nigdy wcześniej nie jadła domowych wypieków.
Czasami Han serfuje po intrenecie. - W Chinach internet jest ocenzurowany. Na niektóre strony nie mogę wejść - skarży się. - Nie ma facebooka i youtube.
Han Jiang za kilka dni wróci do odległego o wiele tysięcy kilometrów Pekinu. A nam zostaną żurawie orgiami zrobione przez nią na szczęście oraz mnóstwo przepisów na chińskie potrawy, w których rozkochała się moja rodzina.
Mąż przekonał się, że można żyć bez kotletów i ziemniaków, a dzieci zrozumiały, że trzeba jeść warzywa. Młoda Azjatka wypielęgnowała w nas zdrowy sposób odżywiania i wiele nauczyła. Ja, widząc liczby, potrafię przyporządkować im odpowiednie znaczenie. Mąż świetnie przyrządza krewetki i sushi.
Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?