Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cud nad Wisłokiem. Było pastwisko, jest lotniczy gigant

Marek Bluj
Tak wyglądała Wytwórni Silników Numer 2 w 1939 roku.
Tak wyglądała Wytwórni Silników Numer 2 w 1939 roku. Archiwum WSK
Jak to się stało, że w ciągu 3 lat wybudowano tak wielką fabrykę? Jak zorganizowano fachową kadrę? Co - oprócz silników do samolotów - produkowano w wytwórni? Oto fakty i legendy z 75-letniej historii rzeszowskiej WSK.
W 1951 roku uruchomiony został wydział kuźni.
W 1951 roku uruchomiony został wydział kuźni. Archiwum WSK

W 1951 roku uruchomiony został wydział kuźni. (fot. Archiwum WSK)75 lat temu, w lipcu 1937 roku, na pastwiskach nad Wisłokiem rozpoczęła się budowa Wytwórni Silników Numer 2 w Rzeszowie. Powstający w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego zakład, , którego inwestorem były Państwowe Zakłady Lotnicze w Warszawie, rósł jak na drożdżach.

W 1938 roku rozpoczęły działalność pierwsze wydziały, a w 1939 roku zmontowano pierwsze silniki do samolotów. Dziś WSK Rzeszów, kontynuująca tradycje WS2, jest jednym z najważniejszych zakładów polskiego przemysłu lotniczego i Podkarpacia.

Tu, gdzie kiedyś było pastwisko, w nowoczesnym zakładzie powstają silniki do najnowocześniejszych samolotów. Należąca od 10 lat do korporacji United Technologies firma zatrudnia ponad 4 tysiące pracowników i ma realne perspektywy rozwojowe. W WSK Rzeszów , jak mało gdzie, tradycja i innowacyjność idą pod rękę.

Tak to się zaczęło

Pod budowę wybrano teren nad Wisłokiem o powierzchni 21 hektarów, w dzielnicy Rudki. Dodatkowo wytyczono wokół zakładu pas bezpieczeństwa o powierzchni 10 hektarów. Na zbudowanie i wyposażenie wszystkich obiektów fabrycznych przewidziano 30 milionów złotych.

- Gdy wyszedłem po raz pierwszy na teren przyszłej budowy, był on w większości użytkowany jako pastwisko. Znajdowało się też kilka poletek dojrzewającego zboża i wiejskich chałup z zabudowaniami gospodarskimi - opisywał Władysław Danilecki, kierownik budowy, profesor Politechniki Lwowskiej.

Roboty ziemne, plantowanie terenu, wykonywało przedsiębiorstwo Gontarczyka z Warszawy. Jego rola sprowadzała się właściwie do zwerbowania z Polesia tzw. "Holendrów", którzy przyjeżdżali całym taborem, z końmi zaprzężonymi w małe wózki, których skrzynie składały się z kilku zdejmowanych desek.

Wykonywali oni, jako cała grupa, na akord, roboty ziemne. Koczowali zaś w pobliżu budowy. Mieli własne markietanki do gotowania posiłków. Do pracy udawali się o świcie, natomiast w czasie największego, południowego skwaru mieli kilkugodzinną przerwę obiadową, po której pracowali do zmroku, nie przestrzegając żadnych określonych "godzin pracy".

- Ich konie były tak wytresowane, że ciągnęły wózki po stromych skarpach, poruszając się niczym kozice po stokach gór. Jednego z nich zakupili nawet cyrkowcy, którzy przypadkowo w tym czasie bawili w Rzeszowie - wspominał Danilecki.

W 1938 roku rozpoczęto budowę bloków mieszkalnych dla pracowników wytwórni, a rok później budynki przekazane zostały do użytku.

Tymczasem magazyny zakładowe zapełniały się wykonanymi częściami i podzespołami, które czekały na uruchomienie pozostałych wydziałów wytwórni.

Aby ułatwić załodze płynne wejście w zaawansowaną technologię, najpierw rozpoczęto produkcję mniej skomplikowanych silników na licencji czeskiej firmy Walter - PZInż Junior i PZInż Major.

Do wybuchu wojny zdołano wyprodukować zaledwie 50 silników obu typów. Pozwoliło to jednak załodze na przeszkolenie robotników i specjalistów, którzy wkrótce mieli podjąć o wiele ambitniejsze zadania.

Z Warszawy do Rzeszowa

Początkowo PZL WS-2 zatrudniała ok. 720 pracowników, a do wybuchu wojny liczba ta wzrosła do 1000. Fachową kadrę: personel kierowniczy, inżynierów, techników, specjalistów od produkcji, technologów z różnych dziedzin
ściągnięto z innych części Polski.

Byli to najczęściej pracownicy warszawskich oddziałów PZL, którzy dostali służbowe przeniesienie do Rzeszowa. Inżynierowie i technicy przybyli także z innych zakładów warszawskich, poznańskich, bydgoskich i krakowskich.

Uzupełnieniem fachowej kadry było ok. 200 pracowników rekrutowanych spośród miejscowych techników i robotników z wykształceniem średnim czy nawet podstawowym. Po przyuczeniu część z nich objęła stanowiska majstrów czy mistrzów, pozostali byli operatorami maszyn. Około 400 członków załogi stanowili pracownicy niewykwalifikowani, pracujący jako zwykli robotnicy i wypełniający różne funkcje pomocnicze.

- W WSK Rzeszów zacząłem pracować w 1938 roku jako młody technik mechanik - wspominał Włodzimierz Wilanowski, dyrektor naczelny WSK w latach 1956-1958 (zmarły w 2010 r.). - Jestem warszawianinem, a ponieważ trudno było wówczas o pracę, po ukończeniu technikum pracowałem w Państwowych Zakładach Lotniczych na Okęciu jako frezer. Robiliśmy części do silników. Zarabiałem 28 groszy na godzinę, więcej jako młody technik zarabiać nie mogłem. Przeczytałem ogłoszenie w prasie, że do pracy w powstającym Centralnym Okręgu Przemysłowym potrzebują techników i inżynierów. Napisałem podanie i otrzymałem odpowiedź, że mogą mnie zatrudnić w Rzeszowie na stanowisku technologa. Pojechałem tam razem z moim bratem. Zakład rozwijał się pięknie i szybko. Pamiętam, że w 1939 roku z wizytą do Rzeszowa przyjechał wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski, pomysłodawca i wielki budowniczy COP. Miałem okazję, a właściwie szczęście, spotkać się z nim osobiście. Wkrótce wybuchła wojna. Pierwsze bomby spadły niedaleko mojego miejsca pracy. W ciągu kilku dni zakład zajęli Niemcy.

Niemcy i Rosjanie

W czasie okupacji rzeszowska wytwórnia została oddana do dyspozycji niemieckim firmom: Henschel & Sohn oraz Daimler Benz AG. Otrzymała nową nazwę: Flugmotorenwerke Reichshof GmbH, czyli Zakłady Silników Lotniczych Rzeszów sp. z o.o. Niemcy remontowali w Rzeszowie m.in. silniki do messerschmittów.

Okupant za najdrobniejsze przewinienia stosował surowe sankcje. Wielu pracowników straciło życie. W czasie okupacji nie powstał żaden nowy obiekt, natomiast opuszczający w popłochu Rzeszów Niemcy wywieźli 247 obrabiarek i innych najcenniejszych maszyn.

Po wojnie zakład trafił w ręce radzieckiej administracji, a polskim specjalistom został przekazany w połowie 1945. W roku następnym rozpoczęły działalność wydziały remontów silników lotniczych.

Produkcja silników ruszyła dopiero w 1949 r. Na początek powstał radziecki silnik M-11D o mocy 125 KM. Jednocześnie nazwa PZL, która za bardzo kojarzyła się z przedwojennymi osiągnięciami lotniczymi, została zastąpiona nową - Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego, w skrócie WSK.

Na początku lat 50. Powstały nowe wydziały, a w 1952 r. rozpoczęto produkcję silników turbinowych Lis-1 do samolotu MIG-15. Z biegiem lat silniki wytwarzane w wytwórni nad Wisłokiem były coraz bardziej zaawansowane technicznie, napędzały coraz nowocześniejsze samoloty.

***
W następnym odcinku:
- wirówki do mleka, garnki, żyrandole, silniki do mikrusa, czyli o bogactwie produkcji w WSK
- miasto w mieście - jak organizowano życie pracownikom
- co się stało z czerwonym dywanem, po którym miał spacerować Nikita Chruszczow
- od kryzysu do światowej firmy na miarę XXI wieku, czyli dekada zmian

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24