Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat w Białobrzegach. Kto jest winien śmierci naszego taty?

Urszula Sobol
- Chcemy poznać prawdę. Dowiedzieć się, co stało się z naszym tatą, aby winni jego śmierci odpowiedzieli za swoje postępowani - mówi 26-letni Damian, najstarszy z piatki rodzeństwa. Na zdjęciu (pierwszy z prawej) z braćmi: Kubą i Jackiem.
- Chcemy poznać prawdę. Dowiedzieć się, co stało się z naszym tatą, aby winni jego śmierci odpowiedzieli za swoje postępowani - mówi 26-letni Damian, najstarszy z piatki rodzeństwa. Na zdjęciu (pierwszy z prawej) z braćmi: Kubą i Jackiem. Urszula Sobol
Jerzy Jarosz leżał nieprzytomny, zakrwawiony, do połowy rozebrany w okolicach stacji paliw w Białobrzegach. Umierał podczas urodzinowej imprezy, a nikt z uczestników nie wezwał pomocy. Nad ranem znalazła go żona.

Mąż wyszedł z domu w sobotę około godz. 21. W niedzielę rano zorientowałam się, że nie wrócił na noc. Zaczęłam go szukać - opowiada drżącym głosem Dorota Jarosz z Białobrzegów k. Łańcuta, żona Jerzego Jarosza.

Znalazła męża około godz. 8 w pobliżu miejscowej stacji paliw.

- Przestraszyłam się, jak go ujrzałam. Zakrwawiony, z rozciętą wargą, opuchniętym okiem, w porozdzieranej koszuli, ze ściągniętymi do kolan spodniami. Na prawej nodze miał okrągłą naklejkę z napisem "karny kut..." - opowiada roztrzęsiona kobieta. - Obok był patyk z nabitym ciastkiem, a przy butach leżała zwinięta jego kurtka. Wyglądał na pobitego, ale żył. Był nieprzytomny i bardzo ciężko oddychał. Sposób ułożenia ciała - ręce miał w górze, a łokcie i plecy poobdzierane - świadczył, że ktoś go przyciągnął w to miejsce i zostawił - dodaje zrozpaczona żona.

W ciężkim stanie Jerzy Jarosz trafił do rzeszowskiego szpitala. Przeszedł operację, ale lekarze nie dawali dużych szans.

- Pomyślnych rokowań nie było od samego początku - ze łzami w oczach mówi 26-letni Damian Jarosz, najstarszy z piątki dzieci Jerzego. Najmłodszy Dawid w niedzielę ma przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej.

- Tata już nie odzyskał przytomności. Zmarł następnego dnia w szpitalu - ociera łzy Damian.

Co pokazało nagranie z monitoringu

W budynku, w pobliżu którego znaleziono Jarosza, w nocy odbywała się zamknięta impreza urodzinowa. Co się wydarzyło w jej trakcie?

Policja zabezpieczyła nagranie z kamer z monitoringu.

- Kamery były tylko na zewnątrz, nie wiemy, co działo się w środku - opowiadają synowie zmarłego. - Mama widziała nagranie i to, co nam opowiadała, jest przerażające. Tata był wyciągany za nogi, z opuszczonymi spodniami. Potem leżał na kostce brukowej przed drzwiami wyjściowymi. Jeden z mężczyzn kopał go po głowie, twarzy, żebrach. Potem znowu ciągnięto tatę za nogi...

- Na kostce widoczne były ślady krwi. Mąż miał zadrapania na ciele, był zakrwawiony, miał spuchnięte oko - dodaje Dorota Jarosz. - Nie mogłam patrzeć na to nagranie. Widać było, jak mężczyzna ciągnie męża spod budynku w stronę ogrodzenia. Widok straszny - ucina Dorota Jarosz.

- Mama widziała jeszcze, że osoby stoją i zaglądają za ogrodzenie. Najpierw znęcali się nad nim, a później co? Nikt nie wezwał pogotowia! - kręci głową Damian.

Na nagraniu było też widać dziewczyny z wiadrem, które myją kostkę brukową. - Ale po co? - zastanawia się Damian, kryjąc twarz w rękach.

Prokurator: nie stwierdzono śladów pobicia

Łańcucka policja informuje nas, że sprawą, zajęła się Prokuratura Rejonowa w Łańcucie.

- Sprawa jest w toku i czynności nadal są realizowane - potwierdza Marek Jękot pełniący funkcję prokuratora rejonowego.

- Zostały wykonane czynności procesowe w niezbędnym zakresie i komenda policji w Łańcucie pod nadzorem prokuratury prowadzi dalsze czynności zmierzające do wyjaśnienia okoliczności tego zdarzenia.

Z ustaleń prokuratury nie wynika, że było to brutalne pobicie.

- 27 kwietnia lekarz dyżurny Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie poinformował o zgonie mężczyzny, który dzień wcześniej został przywieziony do szpitala w związku z urazem głowy - opowiada prokurator Jękot. - Z sekcji zwłok wynika, że był to pourazowy obrzęk mózgu, powstały - jak określa biegły medyk - po upadku z własnej wysokości. We wtorek dostaliśmy protokół z oględzin i sekcji zwłok, w którym biegły potwierdza ustaloną przyczynę zgonu. Wskazuje na mechanizm powstania urazu głowy jako upadek z tzw. własnej wysokości. Mężczyzna w dniu zdarzenia spożywał alkohol - wyjaśnia prokurator Jękot. - Z ustaleń wynika, że około 6 rano w niedzielę został znaleziony przed drzwiami lokalu przez sprzątające kobiety. Nie można było z nim nawiązać kontaktu, był nieprzytomny. Na prośbę kobiet (dwóch kobiet, które po imprezie przyjechały posprzątać lokal - przyp. red) został przyciągnięty przez innego mężczyznę w okolicę garażu i tam został znaleziony przez żonę. Podczas sekcji zwłok nie stwierdzono na ciele obrażeń wskazujących na możliwość pobicia.

Damian przyznaje, że tata miał problem z alkoholem. Leczył się i przez rok nie pił wcale. Zaczął znowu, ale po alkoholu nie był agresywny ani skory do rozrób czy zaczepek.

- Nie zachodził nikomu za skórę, był nieszkodliwy. Zawsze kręcił się w okolicach stacji, która kiedyś była dla niego całym życiem - mówi syn. - Tata wybudował tę stację i z powodu problemów finansowych musiał ją sprzedać. Teraz mama wynajmuje w budynku stacji lokal i prowadzi pizzerię.

Niech winni odpowiedzą

W związku ze sprawą został zatrzymany Jacek Ł., uczestnik imprezy, który przyjechał sprzątać lokal. To on przeciągnął Jarosza spod drzwi wejściowych za ogrodzenie.

- Postawiony mu zostały zarzuty narażenia tego człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu albo śmierci. Nie wezwał pogotowia ani policji. Tłumaczył, że myślał, że ten człowiek jest nietrzeźwy i przeciągnął go, aby nie blokował drzwi wejściowych - wyjaśnia prokurator Jękot.

Pogrzeb Jarosza odbył się 30 kwietnia. Przyszło mnóstwo ludzi. W Białobrzegach aż dudni od różnych opowieści. Ani mieszkańcy, ani rodzina Jerzego nie mogą uwierzyć, że 48-latek upadł z "własnej wysokości" (przewrócił się z pozycji stojącej) i zrobił sobie aż taką krzywdę.

- Nikomu nie należy się taka śmierć. Sponiewierali go strasznie - mówią zszokowani mieszkańcy Białobrzegów.

- Nieprzytomnego zostawili na pastwę losu. Dlaczego nikt z uczestników imprezy nie wezwał pogotowia? Człowiek umierał, a oni mieli niezłą zabawę. Po co na patykach nadziane były ciastka delicje? Karmili go? - zastanawia się zrozpaczona żona.

- Znęcali się nad tatą, nie udzielili mu żadnej pomocy - mówi Damian, najstarszy z synów. - Dawidek za dwa dni idzie do Pierwszej Komunii. Płacze i ciągle pyta o tatę.

- Budzimy się rano, wszędzie są rzeczy taty, a my nie możemy uwierzyć, że jego z nami już nie ma - dodają dzieci.

- Chcę poznać prawdę - mówi Damian. - Dowiedzieć się, co stało się z naszym tatą, aby winni jego śmierci odpowiedzieli za swoje postępowanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24