Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwie matki Ruth Tejman miała. Jednej z nich szuka w Rzeszowie

Andrzej Plęs
Tereska na kolanach Jakuba, Hania – u Jadwigi. Ruth Tejman liczy, że dzięki temu zdjęciu uda odnaleźć jakiś ślad Jadwigi i Jakuba.
Tereska na kolanach Jakuba, Hania – u Jadwigi. Ruth Tejman liczy, że dzięki temu zdjęciu uda odnaleźć jakiś ślad Jadwigi i Jakuba. archiwum rodzinne
Jedna dała jej życie, druga w czasie wojny życie uratowała. Ślady rodziny, która ją w dramatycznych okolicznościach przygarnęła, Ruth próbuje dziś odnaleźć w Rzeszowie.

Rutka miała nieszczęście urodzić się tuż przed wybuchem II wojny światowej. Miejsce dobre, bo Rzeszów był wówczas silnym ośrodkiem mniejszości żydowskiej.

Tylko czas Rutka straszny wybrała sobie na narodziny, bo wkrótce przyszli Niemcy. Społeczność mojżeszową zamknęli w getcie na dwa lata, by po tym czasie tych, których nie pokonał tyfus, wywieźć do obozu zagłady w Bełżcu, albo - jak chorych i dzieci - rozstrzelać pod Głogowem.

Ucieczka do życia

Eugenia Schutz tuż przed wojną opuściła wraz z mężem Chorzów. Zjechali do Rzeszowa, by zacząć życie w nowym miejscu. Dobrym miejscu, bo wówczas 30 proc. mieszkańców miasta stanowili Żydzi, zgromadzeni w licznej, dynamicznej diasporze.

Ojciec Ruth, kupiec z zawodu i zamiłowania, z powodzeniem mógłby utrzymać urodzoną w lipcu 1939 roku córkę i opiekującą się domem Eugenię. Mógłby, ale wkrótce rzeszowskich i okolicznych Żydów stłoczono w getcie.

Dla Eugenii jedyną nadzieją na ocalenie córki wydawało się oddanie jej pod opiekę ludzi na zewnątrz getta, tym bardziej że zaczęła się jego krwawa likwidacja.

Ruth już nie pamięta, w jakich okolicznościach znalazła się u sióstr zakonnych. Wie, że było to w 1942 roku, ale okoliczności nie pamięta. Siostry zakonne próbowały umieszczać swoje małe żydowskie podopieczne u polskich, chrześcijańskich rodzin.

Zdobywały dla nich metryki chrztu (może nawet faktycznie doprowadzały do chrztu), może i akty urodzenia, uczyły katolickich modlitw. Także po to, by przed władzami okupacyjnymi dzieci mogły wykazać się "chrześcijańskim pochodzeniem", co czyniło je bardziej bezpiecznymi.

- Miałam niespełna 3 lata, kiedy trafiłam do mamy Jadzi - opowiada dziś Ruth. - Pamiętam tylko, że na stacji kolejowej z rąk mojej mamy wziął mnie jakiś obcy człowiek. U sióstr nie byłam długo. Kojarzę tylko ciemny pokój z wysokimi oknami, w kącie ktoś siedział, chyba jakaś siostra. I był kot.

Ruth zostaje Tereską

Z tego okresu Ruth ma tylko przebłyski pamięci, ale mamę Jadzię i ojca Jakuba pamięta mocno. Choć bardziej emocjami niż obrazami.

- Była wspaniałą matką, a on wspaniałym ojcem i mężem - podkreśla raz po raz. - To były wojenne czasy i pamiętam, że jak zdobyli coś do jedzenia, to myśmy z Hanią pierwsze dostawały, a oni dopiero później.

Bo Jadwiga i Jakub nieco wcześniej zaopiekowali się jeszcze jedną żydowską dziewczyną. Hana? Hania? Ledwie pół roku starsza od Tereski.

W chrześcijańskiej rodzinie Ruth została właśnie Tereską. Żaden granatowy policjant, żaden żandarm czy gestapowiec nie dałby się bowiem przekonać, że katolicka rodzina dała na chrzcie swojej córce imię Ruth.

- I pamiętam jeszcze, że mama Jadzia była bardzo pobożna, trzy razy dziennie modliłyśmy się, że do dziś kolana mnie bolą od klękania - dodaje półżartem.

Przypomina sobie jeszcze jednopokojową chałupę, w której mieszkała, otaczający ją ogród, w którym bawiła się z Hanią, a dalej już tylko pola. I niemal nic więcej. Poza silnymi wciąż uczuciami, jak bardzo była ze swoją chrześcijańską matką związana.

Tereska znowu staje się Ruth

Trzy lata spędziła w Rzeszowie u Jadwigi i Jakuba, aż skończyła się wojna. I nagle w domu, który dla Hani i Tereski stał się domem rodzinnym, pojawiła się Eugenia - cudem ocalała prawdziwa matka Ruth, Doświadczyła koszmaru kilku obozów koncentracyjnych, ale przetrwała. Jej mąż nie miał tyle szczęścia.

- Jakaś obca kobieta wzięła mnie i powiedziała, że teraz to ona będzie moją matką - Ruth przypomina sobie tamten moment, jako mocno traumatyczne przeżycie. - Musiałam opuścić ojca i matkę, których znałam przez całą wojnę.

Skąd Eugenia wiedziała, gdzie szukać swojej córki?

- Wszystko zaczęło się od tego, że Hanię odnalazł jej ojciec - Milrad, wysoki oficer wojskowy, bo pułkownik - opowiada Ruth. Nie jest pewna, ale uważa za wielce prawdopodobne, że to dzięki niemu mama Gienia trafiła na jej ślad.

Tymczasem mama Jadzia wcale nie chciała oddać swojej Tereski. Zaczęła się długa ucieczka we trójkę.

- Jeździliśmy po całej Polsce, głównie nocami, za dnia ukrywaliśmy się u krewnych, znajomych Jadzi i Jakuba - opisuje początek swojej powojennej odysei. Może Eugenia nie zdołałaby ich odnaleźć, ale i w tym pomógł Milrad.

- On, jako wysoki oficer, miał możliwości, odpowiednie kontakty, żeby nas odnaleźć. I Jadzia się tego bała. Na pewno mógł sprawić, żeby Jadzia i Jakub nie mieli się gdzie długo ukrywać.

To nie mogło trwać w nieskończoność, tym bardziej że mama Gienia uzyskała sądowy nakaz, by Jadzia i Jakub zwrócili jej córkę. Pewnie i w tym pomógł płk Milrad, a na pewno w odszukaniu ukrywającej się trójki. W końcu musiało dojść do konfrontacji.

- Wtedy matka Jadzia powiedziała, że teraz idę do matki Gieni: "Z nami się rozstajesz" - opowiada Ruth. - I ten moment pamiętam doskonale.

Znacznie później dowiedziała się, że Jadzia i Jakub dostali od jej ciotki dużo pieniędzy.

- Bo Jadzia powiedziała, że jak nie może zatrzymać Tereni, to niech jej zapłacą za te wszystkie straszne czasy głodu, kiedy trzeba było opiekować się mną - dodaje. - I nie wiem, jak to ciotka zorganizowała, ale dała jej dużo pieniędzy. I mam nadzieję, że te pieniądze pomogły jej przez te lata komunizmu.

Gienia ruszyła z odnalezioną Ruth do Palestyny przez Czechosłowację, przez Francję, gdzie miały rodzinę. W Palestynie znalazły się 1 kwietnia 1948 roku. - Nielegalnie - zaznacza Ruth.

Ślady po mamie Jadzi

Przez dziesiątki lat nie była w stanie skontaktować się ze swoimi okupacyjnymi rodzicami. Polskę opuściła jako dziecko, potem nie była w stanie uzyskać o nich informacji. Do końca lat 80.

Polska nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z Izraelem, więc droga oficjalna poszukiwań też nie była możliwa. A i mama Gienia była oszczędna w słowach, jeśli chodzi o wspomnienia z tamtego okresu ich życia.

- A obie moje matki nie rozstawały się w wielkiej miłości, przecież mama Jadzia wcale nie chciała mnie oddać, uciekaliśmy po całej Polsce - tłumaczy.

Nie mógł już pomóc płk Milrad. Ruth po latach dowiedziała się, że ożenił się po raz drugi, tym razem z chrześcijanką, bo jego pierwszą żonę zabrała wojna.

Po mamie Jadzi zostało Ruth kilka fotografii: obojga wojennych rodziców, ich wspólne zdjęcie, razem z Hanią i Tereską, książeczka modlitewna z odręcznym dopiskiem "Staroniwa Dolna 158, Rzeszów dn. 21.VI.1945". I garść wspomnień z tych trzech lat, kiedy Jadwiga z Jakubem dali jej dom i rodzinę.

Uparła się, by odszukać ich ślad, oddać hołd, po latach wyrazić wdzięczność, choćby na ich grobach.

Może zgromadzenie sióstr zakonnych prowadziło jakieś zapiski, które umożliwiłyby identyfikację polskich małżeństw, do których siostry wysyłały ocalone żydowskie dzieci.

Być może było to opiekujące się sierotami i dziećmi zaniedbanymi Zgromadzenie Sióstr Opatrzności Bożej, które miało siedzibę przy ul. Unii Lubelskiej i w czasie okupacji ukrywało żydowskie dziewczęta.

Być może były to siostry Felicjanki, które prowadziły w Rzeszowie przy ul. Sandomierskiej (dziś Grunwaldzkiej) ochronkę dla dzieci im. Leona XIII. I które posługiwały wówczas w parafii farnej.

- Pamiętam wizytę tej pani - potwierdza ks. Jak Szczupak, proboszcz parafii. - Próbowaliśmy szukać nazwiska jej chrześcijańskich rodziców. Niestety - bez rezultatu.

Ruth jest przekonana, że Jadwiga była nauczycielką, ale próby poszukiwań w archiwach przedwojennych rzeszowskich szkół nie dały na razie skutku.

- Poszukiwaliśmy w księgach parafialnych, telefonowałam do szkoły na Staroniwie, ale dotychczas nie wpadliśmy na żaden ślad - rozwiewa tymczasem nadzieje Barbara Machniak, dyrektor podstawówki nr 13 na Staromieściu. W szkolnych archiwach odnalazła notatkę, według której od listopada 1946 do końca stycznia 1947 roku pracowała w dzisiejszej SP 13 na Staromieściu Jadwiga Ryniak.
Od początku lutego 1947 otrzymała urlop, po którym do pracy już nie wróciła.

Dr Grzegorz Zamoyski z Archiwum Państwowego w Rzeszowie uprzedza, że odszukanie Jadwigi w archiwach szkolnych nie będzie łatwe. Inspektorat szkolny na Rzeszowszczyznę znajdował się wówczas w Jarosławiu, toteż część ocalałej dokumentacji znajduje się w Archiwum Państwowym w Przemyślu, część - w Rzeszowie.

Ruth nie pamięta nazwiska swoich wojennych rodziców, pamięta za to moc uczuć wobec nich i traumę, jaką przeżyła, kiedy niemal siłą oderwano ją od Jadwigi i Jakuba. I jej polszczyzna staje się miękka, kiedy o nich mówi. A po polsku mówi płynnie, mimo że ponad pół wieku nie była w kraju urodzenia.

- Bo ja z moją matką po polsku mówiłyśmy, po drodze do Palestyny i w Palestynie też po polsku - tłumaczy. - I z mężem rozmawiamy po polsku, bo mąż Chaim w Równem urodził się przed wojną.

I - zapewnia - po polsku także czyta, choć do polskiej szkoły nigdy nie miała okazji uczęszczać.

- Nie tylko czytam, ale nawet rozumiem - rzuca z przekorą. - Choć czasem niektóre polskie słowa jakoś nie trzymają się mojej głowy.

Pamięta imiona, pamięta uczucia, nie pamięta nazwiska, nie zna powojennych losów obojga. Liczy na to, że być może rzeszowianie potrafią i zechcą jej pomóc, może ktoś skojarzy twarze z fotografii, przypomni sobie nauczycielkę Jadwigę z rzeszowskiej Staroniwy. Pomoże Ruth Tejman spłacić dług wdzięczności wobec tych dwojga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24