MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Elżbieta Wata: wygrałam walkę o życie

Norbert Ziętal
Elżbieta Wata: - Czytelnicy Nowin ofiarowali mi nie tylko pieniądze. Przede wszystkim dali mi nadzieję, a to pomogło mi w walce z nowotworem.
Elżbieta Wata: - Czytelnicy Nowin ofiarowali mi nie tylko pieniądze. Przede wszystkim dali mi nadzieję, a to pomogło mi w walce z nowotworem. NORBERT ZIĘTAL
Zachorowała nagle, trzy lata temu. Sama wyczuła guzek w piersi. To koniec pracy, planów, marzeń - pomyślała. Ale nie poddała się...

Październik 2007 r. W przemyskiej redakcji Nowin dzwoni telefon z przemyskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem.

- Panie Norbercie, potrzebna jest pomoc Nowin. Proszę przyjść. Jest u nas ktoś, kto potrzebuje wsparcia - telefonuje Aneta Błońska z PTWzK.

W biurze towarzystwa ponura atmosfera. Elżbieta Wata, 41-letnia pielęgniarka z Przemyśla, właśnie opowiedziała swoją historię. Razem z nią jest jej matka i lekarka prowadząca.

Teraz pani Elżbieta swą opowieść zacznie jeszcze raz. W rękach ściska teczkę z dokumentami. Jest w nich utrwalona walka o życie. Nie wie od czego zacząć. Różnym ludziom opowiadała o sobie już wiele razy, bo od dłuższego czasu stara się o pomoc. Najważniejsze fakty ma spisane na kartce.

Do niedawna była pielęgniarką Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu. Ten zawód to spełnienie jej marzeń. Stale się dokształcała. Skromna i pomocna dla współpracowników szybko zyskała sympatię. Pracowała na pierwszej linii medycznego frontu. Jeździła w zespole erki. Z ludzką tragedią spotykała się na co dzień. Często widziała śmierć. Jednak znacznie częściej jej i współpracownikom udało się uratować ludzkie życie.

Było to trzy lata temu. Sama wyczuła guzek w piersi. - Byłam załamana. Doskonale wiedziałam, co to oznacza. Koniec mojej pracy, planów i marzeń - pani Ela ledwo cedzi słowa przez łzy.

Przecież ja muszę być zdrowa

Zaczęła walczyć. Szybka decyzja o zabiegu chirurgicznym. Potem chemioterapia... I udało się! Mogła wrócić do pracy.

Nie na długo. Choroba znów uderzyła w marcu ub. roku. Pojawiły się przerzuty. A więc znów chemioterapia. Tym razem jednak rak nie ustępował.

- Postanowiłam, że muszę się uratować. Pomagali mi znajomi z pracy. Szukali różnych metod, klinik. Od razu odrzucaliśmy te, co do których byliśmy pewni, że nie pomagają lub są wręcz oszukaństwem - wspomina pielęgniarka.

Wtedy ktoś wyszukał w internecie, że w Houston w USA jest klinika, która walczy z nowotworami nietypową metodą - antyneoplastów. Nie każdy może się poddać takiemu leczeniu. O tym, kto może, decydują wyniki badań genetycznych. Można je zrobić w Polsce, ale to koszt 3 tys. złotych. Skąd ma je wziąć pielęgniarka? A w zasadzie była pielęgniarka, bo po nawrocie choroby pani Ela przeszła na rentę.

Bardzo nam brakuje Eli

W przemyskim szpitalu smutek. Koleżanki miło wspominają pracę z panią Elżbietą. Współczują jej.

- Ela to bardzo dobry pracownik i fantastyczny człowiek. Ambitna, stale uzupełniała wiedzę i dzieliła się nią z innymi. Bardzo jej nam brakuje - mówi Maria Golańska, pielęgniarka oddziałowa Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu.

Dopingowana przez bliskich Elżbieta Wata nie rezygnowała z walki. Teraz podstawowym problemem były pieniądze.

- Nie miałam nawet kwoty potrzebnej na badania kwalifikacyjne - wspomina. - Nie byłam w stanie zaoszczędzić takiej sumy. Nie miałam od kogo pożyczyć.

A przecież te 3 tysiące były tylko niewielką częścią potrzebnych wielu tysięcy w przypadku podjęcia leczenia. Miesięczna kuracja metodą antyneoplastów kosztuje 20 tys. złotych. A trzeba ją prowadzić minimum trzy miesiące. To daje niewyobrażalną sumę dla przemyskiej pielęgniarki.

Nie potrafi zliczyć, do ilu drzwi pukała. Z niewielkim efektem. Wreszcie trafiła do PTWzK, a potem do Nowin.

Kiedy tamtego pamiętnego dnia opowiedziała o swojej tragedii, Andrzej Berestecki, prezes przemyskiego PTWzK, nie miał wątpliwości: - Musimy uratować tę kobietę. Choćby ze względu na jej dotychczasową pracę i poświęcenie dla pacjentów.

Są pieniądze na badania!

Następnego dnia pojawia się artykuł w Nowinach. Na pierwszej stronie. I zaskoczenie. Gazety ukazują się w kioskach rano. A już przed południem są pieniądze na badania genetyczne!

Aneta Błońska z PTWzK opowiada:- Przychodzi młody mężczyzna spod Przemyśla. Powołuje się na artykuł, pyta o panią Elę, o jej chorobę. Mówimy co i jak. Wreszcie ten pan pyta, ile kosztują badania. Wyjaśniamy, że 3 tys. złotych. I wtedy pełne zaskoczenie - mężczyzna wyciąga plik pieniędzy. Dokładnie tyle, ile potrzeba! Chciał pozostać anonimowy. Nie powiedział, dlaczego to zrobił. Pewnie miał jakiś ważny powód...

W szpitalach w Przemyślu i regionie pojawiają się ogłoszenia ze zdjęciem pani Eli i informacją o jej chorobie.

Każdy daje, ile może

W Nowinach dzwonią telefony. W przemyskim oddziale telefonów jest tak dużo, że musimy odbierać w dwie osoby i skracać rozmowy, bo w kolejce czekają następni. Okazuje się, że przy tekście autor pomylił numer konta. Czeski błąd polegający na przestawieniu cyfr. Ale taka trudność nie zniechęca kogoś, kto już zdecydował się wpłacić pieniądze. Ludzie dowiadują się, jaki jest właściwy numer konta. Ktoś z Rzeszowa, również anonimowy, chce wpłacić 5 tys. Naprawdę aż tyle?! Naprawdę. Po jakimś czasie pieniądze pojawiają się na koncie.

- Cieszę się i jestem wdzięczna za każdą sumę - mówi Elżbieta Wata. - Przecież każdy dawał tyle, na ile go było stać.

Dzwonili i dodawali otuchy

Jest wdzięczna również za telefony. Dzwonili do niej ci, którzy sami zwyciężyli chorobę lub udało się to komuś z ich rodziny. I tacy, którzy stracili swoich bliskich. Ludzie opowiadali własne historie. Choćby młoda kobieta z Przemyśla, która niedawno straciła córkę. Kilkuletnia dziewczynka zmarła na raka. Minęło zaledwie kilka tygodni od śmierci dziewczynki, a jej matka miła na tyle sił, że dodawała otuchy pani Eli.

Wreszcie przyszły wyniki badań genetycznych. Elżbieta Wata zakwalifikowała się na leczenie. A więc jest szansa! Brakowało tylko pieniędzy. Pomimo wielkiej ofiarności czytelników, nie jest łatwo w krótkim czasie zebrać 60 tys. złotych. Po kolejnych tekstach w Nowinach, suma na koncie rosła, ale wciąż brakowało.

Pani Elżbieta nie może dłużej czekać. Jeździ do Lublina, do Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej.

Maj 2008. Znowu telefon z PTWzK.

- Panie Norbercie - w słuchawce głos Anety Błońskiej. - Kontaktowała się z nami pani Ela. Pokonała chorobę...

Może te pieniądze pomogą komuś innemu?

Znowu się spotykamy, w tym samym pokoju co w październiku. Tym razem w zupełnie innej atmosferze. Pani Ela, pomimo wyczerpania walką z chorobą, uśmiechnięta.

Na koncie uzbierało się blisko 68 tys. złotych. Nadal jednak napływają wpłaty w ramach "1 procenta". Na leczenie przemyślanka wykorzystała tylko niewielką część pieniędzy.

Zastanawia się, co z pozostałą kwotą. Na razie jest ona na koncie towarzystwa. Z części pewnie skorzysta, bo jeszcze długo będzie jeździła na badania kontrolne. Gdy potwierdzi się, że nowotwór został całkiem pokonany, przekaże pieniądze na inne potrzebujące osoby. A tych jest sporo, bo PTWzK prowadzi kilkanaście kwest. Sporo we współpracy z Nowinami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24