Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Andrzej przeraził mieszkańców Mielca

Aneta Dyka-Urbańska
Andrzej, 21-latek z Mielca, tuż po zabiegu wyjęcia pocisków z nogi, był bardzo przekonywujący. Nie krył, że trochę wycierpiał, ma za sobą mnóstwo stresu i nerwów, ale w końcu mogło być gorzej. Bo co by było, gdyby wariat strzelił mu w głowę lub serce?
Andrzej, 21-latek z Mielca, tuż po zabiegu wyjęcia pocisków z nogi, był bardzo przekonywujący. Nie krył, że trochę wycierpiał, ma za sobą mnóstwo stresu i nerwów, ale w końcu mogło być gorzej. Bo co by było, gdyby wariat strzelił mu w głowę lub serce? Fot. Aneta Dyka-Urbańska
Dwie kule trafiają go w nogę! Leje się krew. Kolejne pociski przebijają kurtkę, inne spodnie...

Policjantom i dziennikarzom opowiedział historię, od której włos jeży się na głowie. Prawie w centrum Mielca zaatakował go szaleniec z bronią pneumatyczną. Strzelał kilkanaście razy. Dwa pociski trafiły go w nogę.

- Strzelał jakiś wariat! Zrobił sito z mojego poloneza! Moje ubranie jest pocięte od pocisków! - z taką szokującą opowieścią zadzwonił ze szpitala na policję. Oto szczegóły tego mieleckiego thrillera.

Andrzej, lat 21, szedł wzdłuż bloków przy ul. Solskiego. Usłyszał huk. Pomyślał: ktoś sobie przypomniał, że nie uczcił Sylwestra i odpalił spóźnione petardy. Otworzył poloneza. I usłyszał serię strzałów. Próbował zrozumieć, co się dzieje. Aż tu naraz dwie kule trafiają go w nogę! Leje się krew. Andrzej już wie, że to nie żarty. Kolejne pociski przebijają kurtkę, inne spodnie. Szybko wsiada do auta. Zastanawia się, co będzie, gdy zraniona noga tak zaboli, że nie będzie mógł nią poruszyć. Jedzie na pogotowie. Udało się. Jest na miejscu.

Rodzina w szpitalu

Lekarze badają nogę, prześwietlają. Obrażenia nie są bardzo poważne, ale zabiegu nie da się uniknąć. Trzeba usunąć dwa pociski, jeden tkwi głęboko w łydce.
Policja nadal szuka szaleńca z bronią.

Ale on, ranny, nikogo nie oskarża, nie szuka winnych. Grunt, że nie było gorzej. Mówi dziennikarzowi Nowin: - Chyba od większych problemów uratowało mnie tylko to, że polonez ma grubą blachę...

Jest przy nim rodzina, mama i babcia. Zdenerwowani, ale i szczęśliwi. Nie kryją, że sytuacja mogła się zakończyć zupełnie inaczej.

- Tych strzałów było kilkanaście, ubranie i karoseria są pokryte śladami po pociskach. Gdyby nie schował się w samochodzie... Gdyby te pociski trafiły w plecy, głowę, klatkę piersiową!... - wzdychają kobiety.

- Stało się, jak się stało, nie ma co rozmyślać, denerwować się. Mogło być gorzej - ucina Andrzej.

Do rozmowy włączają się pacenci z sąsiednich łóżek.
- Jak to może być, że na broń pneumatyczną o mniejszej mocy nie trzeba pozwolenia? Jak komuś przestrzeli głowę, to co - to ofiarę pocieszy, że to była tylko wiatrówka? A jak trafi w oko? - irytuje się starszy mężczyzna.

Drugi dodaje, że przecież zabieg był konieczny, pociski trzeba było wyjąć, więc ofiara i tak się nacierpiała, najadła strachu.

- A gdyby taki pocisk utkwił koło kręgosłupa? Kalekę by z człowieka zrobili!

Strach w Mielcu

Mielczanie boją się. Są przerażeni desperacją strzelca, który wystrzelił tyle pocisków. Nie wystarczyło mu podwójnie zranienie Andrzeja. Strzelał dalej…To wariat. Idąc chodnikiem, mieszkańcy oglądają się za siebie. Nigdzie nie puszczają dzieci. Tym bardziej, że we wtorek, dzień po postrzeleniu Andrzeja, padły kolejne strzały.

Sprawa jest równie tajemnicza... Trudno dociec, jakie były motywy człowieka, który na osiedlu Lotników strzelał do drzwi mieszkań w bloku. Mieszkańcy usłyszeli huk, ale nie mieli pojęcia, o co chodzi, więc nie reagowali. Zagadka rozwiązała się, gdy dostrzegli, że drzwi do mieszkań są uszkodzone od pocisków. Stało się jasne, że po klatce szalał ktoś z bronią.

A teraz fakty

W środę, w Prokuraturze Rejonowej w Mielcu, Andrzej opowiedział... zupełnie inną historię. Jak mówi Marian Burczyk, prokurator rejonowy, dowody wskazują, że tym razem młody człowiek jest w pełni wiarygodny. Otóż Andrzej wyznał, że... sam się zranił. Za pierwszym razem przez przypadek, a za drugim - świadomie.

Było tak. Ćwiczył strzelanie do celu. Trenował przy murze w pobliżu hali, w której pracuje. Miał ze sobą cztery sztuki broni, w tym jedną pożyczoną. Właśnie ona... Gdy wsiadł do auta, żeby ją przeczyścić, wypaliła. Nie wiedział, co robić. Nie był przecież na strzelnicy, miał cudzą broń. Przestraszył się kłopotów. Wymyślił więc sposób, w jaki uniknie tarapatów - stanie się "ofiarą szaleńca". Dla uwiarygodnienia historyjki strzelił sobie w nogę.

Bez związku

Jak mówi prokurator Burczyk, Andrzej wyjaśnił, że uszkodzenia samochodu powstały wcześniej, w wyniku jego działania. A dziury w ubraniu to także jego dzieło.

Teraz wiadomo, że sprawa strzałów na klatce schodowej, która wciąż jest wyjaśniana, nie ma nic wspólnego z przypadkiem Andrzeja. On sam odpowie za zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie. Grozi mu do dwóch lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24