Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazakowie zginęli za pomaganie Żydom

Wojciech Malicki
W tym miejscu na podwórku pani Józefy Siuzdak leżą pochowani: Chana i dwaj Żydzi rozstrzelani przez Niemców w marcu 1941 roku.
W tym miejscu na podwórku pani Józefy Siuzdak leżą pochowani: Chana i dwaj Żydzi rozstrzelani przez Niemców w marcu 1941 roku. Fot. Wojciech Malicki
Niemcy rozstrzelali trójkę Żydów, ale nie wiedzieli, co zrobić z małżeństwem Kazaków, które ich ukrywało. Rozkaz brzmiał: zabić.

Córce, Józefie cudem udało się ujść z życiem. Po wielu latach starsza pani walczy, aby o uznanie jej rodziców za "Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata".

Pierwsza do domu Katarzyny i Sebastiana Kazaków przyszła Chana Stiller. Była jesień 1941 roku. Kazakowie znali ją, bo prowadziła w Brzózie Królewskiej pod Leżajskiem szynk. Dzierżawili też od niej kawałek pola. Żydówka poprosiła o schronienie. Zgodzili się.

Zrobili jej kryjówkę w kącie obory. Opuszczała ją tylko po zapadnięciu zmroku. Wtedy przychodziła do domu Kazaków coś zjeść i porozmawiać po całym dniu (dniach) milczenia.

Rodzice nie odmówili pomocy

W grudniu Kazaków odwiedziło dwóch Żydów, znajomych Chany. Byli to dwaj, trzydziestoletni mężczyźni. Poprosili to samo. I też dostali schronienie. Na strychu. Potem przyszedł sąsiad z Brzózy - Pinkas Sachs. Błagał o ukrycie czwórki swoich kilkuletnich dzieci. One mieszkały u Kazaków krótko. Miesiąc. Może półtora.

- Pinkas zabrał je od nas, bo Niemcy ogłosili, że Żydzi zostaną przesiedleni do getta, gdzie będą bezpieczni. Uwierzył im, ale to był podstęp. Rozstrzelano wszystkich na własnym podwórku - opowiada Józefa Siuzdak, z domu Kazak - córka Katarzyny i Sebastiana.

Zamordowana rodzina Sachsów wciąż spoczywa na podwórku przed swoim dawnym domem.

Coś ty za gospodarz - ukrywasz Żydów

Był chłodny, marcowy ranek 1942 roku. Na podwórko Kazaków zajechała furmanka powożona przez Józefa Czubata z Leżajska. Wysiadło z niej trzech umundurowanych Niemców. Prawdopodobnie gestapowców, Towarzyszyli im Władysław Głowala i Franciszek Szczurek, granatowi policjanci z Leżajska oraz Ukrainiec Drozd z pobliskiej Giedlarowej, który znał niemiecki i robił za tłumacza.

- Co z ciebie za gospodarz? Gdzie są Żydzi - krzyczał Głowala do stojącego na podwórku Sebastiana Kazaka.

Józia, 19 - letnia córka Kazaków obserwowała najście przez uchylone drzwi od sieni domu. Wtedy widziała ojca po raz ostatni.

- Miał twarz bladą jak papier. Nigdy jej zapomnę - wspomina pani Józefa.
Niemcy nie czekali, co im powie Sebastian. Sami wiedzieli, kogo i gdzie szukać. Natychmiast poszli do obory. Tam szybko znaleźli przerażoną Chanę Siller.

Gdy ją prowadzili w kierunku domu, Józia, na palcach, krok po kroku przedostała się z sieni do pokoju, a stamtąd przez tylne, nieobstawione wyjście, wybiegła do ogrodu. Potem opłotkami nad rzeczkę. Tam już była bezpieczna.

- Jak biegłam, słyszałam odgłosy strzałów z karabinu maszynowego i łoskot roztrzaskującej się dachówki. Domyśliłam się, Niemcy strzelają do dwójki Żydów, którzy ukrywali się na strychu naszego domu - wspomina pani Józefa.

Rozkaz: - muszą zginąć

I tak było. Niemcy najpierw zastrzelili obu mężczyzn na strychu. Potem Chanę Stiler. Na podwórku. Po egzekucji gestapowiec wsiadł na furmankę i pojechał do leśniczówki, gdzie był jedyny w okolicy telefon. Zadzwonił - jak opowiadał potem leśniczy Skowron - na gestapo w Jarosławiu i pytał, co zrobić z Kazakami.

Rozkaz brzmiał: Zabić. Gdy wrócił, Niemcy wezwali do domu Kazaków sołtysa Brzózy Królewskiej Franciszka Szczęcha.

Pierwszy zginął Sebastian. Katarzyna na widok martwego męża dostała wylewu i osunęła się na ziemie. Gestapowiec dobił ją strzałem z pistoletu. W głowę. Sołtys Szczęch wyprosił, aby ciała zastrzelonych zawieźć na cmentarz.

Na pogrzeb nie przyszedł nikt. Ludzie się bali. Zabitych Żydów Niemcy kazali zakopać na podwórku Kazaków. Leżą tam do dzisiaj.

Yad Vashem

Yad Vashem

Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem - instytut, oficjalny pomnik w Izraelu poświęcony żydowskim ofiarom Holokaustu, założony w 1953 roku przez izraelski parlament Kneset. Termin Yad Vashem oznacza "miejsce i imię" albo, w niektórych tłumaczeniach, "pomnik i imię" i zaczerpnięty jest z księgi Izajasza (Iz 56, 5): dam [im] miejsce w moim domu i w moich murach oraz imię lepsze od synów i córek, dam im imię wieczyste i niezniszczalne. Instytut honoruje medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" osoby które ratowały Żydów w czasie Holokaustu, niejednokrotnie ryzykując własne życie. Spośród 22 tysięcy osób, które dotychczas dostało ten medal, najwięcej, ponad 6 tysięcy stanowią Polacy.

Wynoście się z własnego domu

Józia szukała pomocy u kuzyna. Wygonił ją z domu.

- Krzyczał: Uciekaj, tyś teraz też jak Żydówka - wspomina pani Józefa.

Poszła do innych krewnych. Ci pomogli. Tam odnalazła ją Agnieszka, jej starsza siostra, która uniknęła śmierci, bo gdy przyszli Niemcy rozrzucała obornik na polu. Siostry przez okno domu kuzynów widziały, jak zadowoleni Niemcy wracają z akcji.

Na furmance po brzegi załadowanej zrabowanymi z ich domu drobiem, ubraniami i dwumetrowym tucznikiem. Kazali zawieźć się woźnicy do szynku, tego samego, który kiedyś należał do Chany Stiller. Tam pojedli, popili, postrzelali na wiwat w powietrze i pojechali do Leżajska.

Następnego dnia Niemcy nakazali sołtysowi zaplombować dom Kazaków, obie siostry zatrzymać i dowieźć na leżajski posterunek. Na rozstrzelanie.

- Sołtys odnalazł nas u krewnych, ale na posterunek nie zawiózł. Dobry był człowiek - opowiada pani Józefa.

Józia i Agnieszka musiały uciekać z Brzózy Królewskiej, bo rozkazem Niemców były poszukiwane za współudział w przestępstwie ukrywania Żydów. Tuż przed ucieczką zaglądnęły do rodzinnego domu. Chciały zabrać coś do jedzenia i cieplejszego do ubrania.

W środku zastały swojego kuzyna, który nosił nawet nazwisko, takie samo jak one. Mężczyzna kazał im się wynosić. Prosiły, błagały. Nic. Kuzyn był nieugięty.

- Nie pozwolił nam zabrać nawet bochenka chleba, który mamusia upiekła kilka dni przed śmiercią - wspomina pani Józefa.

Piechotą szły do Krakowa

Siostry kilkanaście dni ukrywały się w leżajskich lasach. Ale tu nie było bezpieczne. Ruszyły do Krakowa, gdzie miały znajomą. Liczyły, że ona im pomoże. Do Rozwadowa dojechały pociągiem. Jazda koleją była niebezpieczna, bo dziewczyny były bardzo biedne ubrane. Ludzie brali je za Żydówki. Poszły piechotą. O głodzie i chłodzie. Bez grosza przy duszy. Szły prawie miesiąc. Różnych ludzi po drodze spotykały. Jedni pozwalali im wejść do domu i ogrzać się przy piecu, a nawet dali coś do jedzenia. Inni przeganiali strasząc Niemcami.

W Krakowie wpadły w ręce Niemców. Dowód osobisty Agnieszki przekonał ich jednak, że nie są Żydówkami. Żandarmi, zamiast na rozstrzelanie, zawieźli je do punktu werbunkowego na roboty do III Rzeszy. Następnego dnia załadowano je w pociąg i zawieziono do Austrii. Pracowały jako pomoce hotelowe w kurortach alpejskich.

Ostatnie życzenie Chany

Wróciły do Brzozy Królewskiej po trzech latach. Zastały zniszczony dom, okradziony ze wszystkiego.

- Uciekałyśmy z zamożnego jak na tamte czasy domu, wróciłyśmy do zupełnej biedy. Okradli nas z ostatniej motyki. Z tej nędzy nigdy nie udało nam się odbić - opowiada pani Józefa.

Nie ocalało nawet jedno rodzinne zdjęcie. Nic? Prawie nic. Na strychu w skrytce za belką pani Józefa odnalazła list, który kiedyś tam schowała. Napisała go Chana Stiller. Zaadresowała do swojego wujka w Ameryce i poprosiła Józię, aby kiedyś wysłała. Pani Józefa prośbę spełniła. Wujek Chany list dostał, odpisał, przyjechał do Brzózy Królewskiej. Zrobił zdjęcie i modlił się nad grobem kuzynki.

Kiedy dostaną odpowiedź

Pani Józefa napisała do Instytutu Yad Vashem wniosek o nadanie jej rodzicom tytułów "Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata". W sierpniu ubiegłego roku dostała odpowiedź z Jerozolimy:

- W dokumentach, które nam pani przekazała, nie ma wzmianki, że Katarzyna i Sebastian Kazakowie zginęli za ukrywanie Żydów.

Yad Vashem zwrócił się do Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie o przesłanie dokumentów dotyczących zbrodni w Brzózie Królewskiej.

- Po ich otrzymaniu zdecydujemy, co dalej robić z tą sprawą - napisała Bożenna Rotman z Departamentu "Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.

Kto doniósł - nie chcę tego wiedzieć

Nazwisk zabójców Kazaków nie ustalono. Pani Józefa nie ma też pewności (bo przypuszczenia, tak), kto doniósł gestapowcom o tym, że ukrywają Żydów. Nie wie, i nie chce wiedzieć.

- Oceni ich Bóg - mówi. Ale czeka. Niecierpliwie, bo ma już 85 lat na to, że Żydowski Instytut Yad Vashem doceni to, co dla Żydów zrobili kiedyś jej rodzice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24