Krystyna Wróblewska, kandydatka PiS do Sejmu, o szkolnych sklepikach

Wróblewska, która jest dyrektorem Podkarpackiego Centrum Edukacji Nauczycieli w Rzeszowie, zaprosiła na konferencję Zofię Kowalczuk, intendentkę z przedszkola w Ustrzykach Dolnych, Janusza Tuleję, właściciela kilku sklepików szkolnych oraz wicemarszałka Stanisława Kruczka, który jest przewodniczącym rady rodziców w Zespole Szkół Elektronicznych w Rzeszowie.

- My nie jesteśmy przeciwko zdrowemu żywieniu naszych dzieci, jesteśmy natomiast przeciwni wprowadzaniu przepisów, które uderzają w szkoły i właścicieli sklepików - tłumaczyła Wróblewska. - Jeżeli dziecko nie kupi sobie batona w szkole, to kupi go w sklepie obok. My chcemy, żeby to rodzice, rady rodziców, dyrekcja w porozumieniu z dietetykami ustalała jadłospisy w stołówkach i decydowała, co się sprzedaje w sklepikach.

Janusz Tuleja, który od lat prowadzi sklepiki szkolne dodał, że w tej chwili normy poziomu cukru, soli czy tłuszczów, jakie maja być zawarte w produktach sprzedawanych w sklepikach są takie, że żaden producent nie jest w stanie ich spełnić.

- Nie ma na polskim rynku producenta, który produkowałby produkty w zgodzie z narzuconymi norma i. Ja w tej chwili sprzedaję wodę, wafle ryżowe, owoce, warzywne sałatki. Ministerstwo dało nam za mało czasu na przygotowanie nowej oferty - tłumaczył. - Efekt jest taki, że niektóre sklepiki już są zamknięte, a dzieci kupują batony czy chipsy poza szkołą.

Wróblewska zapowiedziała, że jeżeli zostanie posłem, postara się, aby przepisy w sprawie sklepików zostały zmienione.