Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matkom, które utraciły ciąże, mówię o aniołkach

Andrzej Plęs
Matki często personalizują swoje nienarodzone dzieci. Nadają im imiona, w wyobraźni widzą ich twarze, zachowania...Ramka
Matki często personalizują swoje nienarodzone dzieci. Nadają im imiona, w wyobraźni widzą ich twarze, zachowania...Ramka Bartosz Frydrych
Czy potrafimy pomóc matkom, które przeżywają traumę po poronieniu? Z odpowiednimi regulacjami prawnymi nie nadąża państwo. Otoczenie też nie zawsze właściwie zareaguje.

Kiedy matka roni dziecko, nie zawsze dane jej jest pożegnać się z wyczekiwanym maleństwem. Bo nienarodzone życia często nie mają pogrzebu. Ani grobu. Ani imienia.

Karolka widziała swoje maleństwo po raz ostatni na monitorze aparatu USG. Nie dane mu było się urodzić, ale ten czarno-biały obraz na monitorze matka ma w pamięci i zawsze będzie miała.

- Wczoraj pani salowa starła szmatą moje dziecko z podłogi - opowiada swoją traumę Diogeneska. - Straciłam moje dziecko i zupełnie nie wiem, jak mam się pozbierać.

Jusi roniła trzy razy. Mówi, że trzeba nauczyć się z tym żyć. Nie wie, czy zdobędzie się na odwagę, żeby starać się o dziecko po raz czwarty.

Na ogół nie mają komu wykrzyczeć swojego bólu, i nie mają jak, bo żaden język nie jest w stanie opisać tego, co czują. I zwykle tkwi w nich przekonanie, że z tą traumą są na świecie same, dopóki nie trafią na koleżankę, znajomą, która powie: "wiesz, dwa lata temu też straciłam dziecko".

I często nie dane im jest pożegnać tego nienarodzonego maleństwa, jak żegna się z ceremoniałem pogrzebowym życia narodzone. I bywa, że w trumience nie bardzo jest co umieścić, bo nienarodzone dziecko mieści się po zabiegu ginekologicznym w probówce.

- Najbardziej zaskakująca jest reakcja matki, która w takiej sytuacji potrafi z pozoru bez emocji podejmować rzeczowe, racjonalne decyzje - mówi psycholog Magdalena Smoleń-Kosno, która pomaga matkom (i ojcom też) w tak dramatycznych sytuacjach. - To efekt wyparcia, zaprzeczenia.

Nierzadko zdarza się, że matki na propozycję o pomocy psychologicznej mówią zdecydowane nie. Ale każdy przypadek jest inny, inny jest sposób przeżywania tragedii. Inaczej jest, kiedy traci się dziecko w pierwszym trymestrze, inaczej - krótko przed porodem. Inaczej, kiedy jest to pierwsze poronienie, inaczej, kiedy matka ma już dzieci, inaczej, kiedy było to długo wyczekiwane dziecko, a inaczej, kiedy ciąża była skutkiem przypadkowego uniesienia z przypadkowym partnerem.

Niemal zawsze pada pytanie: dlaczego. I okazuje się, że nie zawsze z przyczyn medycznych, co wyklucza później diagnostyka. Matka badana i u niej wszystko w porządku, ojciec dziecka w badaniach też bez zarzutu, nie było konfliktu genetycznego, serologicznego. Więc dlaczego?

- Jedna z moich pacjentek doświadczyła kilku poronień bez żadnych przyczyn medycznych - mówi Magdalena Smoleń-Kosno. - Po kilku długich spotkaniach z nią doszłam do przekonania, że przyczyny mogą leżeć w jej psychice. Może to traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa, może nie "przepracowana" żałoba po stracie pierwszego czy kolejnego dziecka, bo symptomatyczne było to, że wszystkie kolejne jej ciąże obumierały na tym samym etapie rozwoju.

Bez pożegnania

Z danych Fundacji "Przetrwać cierpienie":
* ok. 40 tys. - tyle poronień rocznie ma miejsce w Polsce
* 65 proc. par, które utraciły nienarodzone dziecko, decyduje się na ponowną próbę zajścia w ciążę, jeżeli nie ma przeciwwskazań natury medycznej
* ok. 27 proc. rodziców, którzy utracili nienarodzone dziecko, nie ma możliwości pożegnania się z nim ani
zorganizowania godnego pochówku. Głównymi przyczynami takiej sytuacji jest niewiedza rodziców oraz
nieznajomość prawa
* 10 proc. par, które straciły nienarodzone dziecko, przeżywa kryzys, a w konsekwencji rozstaje się
* 30 proc. kobiet, które doświadczyły poronienia, popada w depresję wymagającą leczenia psychiatrycznego,
a dla około 30 proc. wystarczająca jest pomoc psychologiczna
* 7 proc. kobiet z nieleczoną depresją po poronieniu podejmuje krok targnięcia się na własne życie

Nie da się zapomnieć, ale można z tym bólem żyć i go przepracować. Tylko - podkreśla Magdalena Smoleń-Kosno - trzeba dokonać aktu pożegnania. "Przepracować żałobę". Matki nie zawsze tego chcą, nie zawsze chcą tego jej najbliżsi.

Ona - z rozpaczy albo zaprzeczenia, oni - żeby nie rozdrapywać ran, nie kultywować bólu. Ona czasem żyje iluzją, że wciąż jest w ciąży, albo że będzie miała kolejne dziecko, które wypełni misję tego, które utraciła. Tyle że to drugie będzie wtedy żyć z piętnem tego utraconego.

Zdarza się, że mąż decyduje się pochować dziecko, ale matka w tym nie uczestniczy. Nie chce, wciąż broni się przed przyjęciem tej straty do wiadomości. Bywa i inaczej - matka wręcz domaga się od personelu medycznego szpitala widzenia swojego nienarodzonego dziecka, nie zawsze mając świadomość tego, co zobaczy.

Anna, aktywna zawodowo młoda mężatka, bardzo pragnęła potomstwa. Pierwsze utraciła, ale pozbierała się, bo lekarze zapewniali ją, że z medycznego punktu widzenia nie ma powodu, by nie próbować po raz drugi. Miała mocne wsparcie męża i rodziny, i ogromna była jej radość, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży.

Lęk też się pojawił, ale medycyna zapewniała ją, że nie ma poważnych zagrożeń. Straciła dziecko tuż przed porodem. Drugiego takiego dramatu nie była w stanie w sobie pokonać. Ból mieszał się z niedowierzaniem i zaprzeczaniem. Zaczęła izolować się i fizycznie, i emocjonalnie.

Przeczulenie i znieczulica

Matki po poronieniu na tej samej sali szpitalnej, co matki, które lada chwila mają urodzić. Te pierwsze, wciąż tkwiąc w morzu rozpatczy, patrzą na te radosne, oczekujące na rozwiązanie, co pogłębia ich traumę. Te drugie - bywa - podłączone do aparatury KTG płodu, wsłuchują się w bicie serca swojego nienarodzonego jeszcze dziecka.

Te pierwsze też to słyszą i trudno sobie wyobrazić, co czują w takiej sytuacji. Bywa i gorzej: rzucane na łóżko szpitalne na korytarzu, na którym ich rozpacz widoczna jest dla wszystkich przechodzących. To wciąż rzeczywistość większości naszych szpitali.

Prawodawstwo też do niedawna nie zauważało ludzi z traumą poronieniową. Dziecko im zmarło, nim się urodziło, a jeśli zmarło we wczesnym etapie rozwoju, to nawet płci nie ma, formalnie nie istnieje, więc nie można formalnie go pochować.

Rodzina zazwyczaj dokonywała pochówku w grobie rodzinnym, o ile dogadała się z księdzem lub administratorem cmentarza. Obecnie już mogą zrobić to formalnie, bo ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych umożliwia pochówek nienarodzonego bez względu na czas trwania ciąży. Ale i w takim przypadku matce nie przysługuje urlop okolicznościowy, zasiłek macierzyński czy zasiłek pogrzebowy.

A na nagrobku - nic. Bo przecież nie było chrztu, nie ma imienia. Leżą bezimienne w cudzych grobach. W Koszalinie grono zainteresowanych ludzi wywalczyło sobie miejsce na miejscowym cmentarzu, gdzie stanął pomnik Dzieci Utraconych, wraz ze zbiorowym grobem nienarodzonych dzieci.

Nie tylko obyczaj i system prawny, ale i otoczenie matki nie pomaga w powrocie do życia, bo w naszej obyczajowości utrata dziecka to temat, o którym mówi się niechętnie lub wcale. Straciłam dziecko? Co świat na to powie i jak światu o tym powiedzieć?

- Miewam pacjentki, które przeraża reakcja otoczenia na fakt, że straciły dziecko - przyznaje Magdalena Smoleń-Kosno. - Przecież jeszcze przed chwilą ludzie widzieli ją z ciążowym brzuszkiem. Jak choćby koleżankom z pracy powiedzieć, że dziecka nie będzie? Jak one na tę wiadomość zareagują? Często jest tak, że pacjentki bardziej boją się swojej reakcji na takie pytania.

Ojcowie też się boją, oni też muszą skonfrontować się z rzeczywistością. Matka może rozpaczać, otoczona współczuciem bliźnich, ale on musi być twardy, ma być jej ostoją i na łzy nie może sobie pozwolić. I bywa, że oboje przychodzą do psychologa, bo nie radzą sobie z sytuacją.

- Kiedy mąż mówi, że przyprowadził żonę, bo nie radzi sobie z sytuacją, to dla mnie sygnał, że i on potrzebuje pomocy - zdradza pani psycholog.

Aniołki pomagają

Pani Magdalena mówi niedoszłym matkom o aniołkach. To pomaga. Bo one personalizują swoje nienarodzone dzieci, nadają im imiona, w wyobraźni może widzą ich twarze, zachowania. A przecież te dzieci odeszły niekiedy tak wcześnie, że natura nie zdążyła im nadać kształtów ludzkich. Odeszły, nie pozostawiły po sobie śladu, może poza zdjęciem USG.

- Jestem za tym, żeby "aniołkować" - tłumaczy psycholog. - Bo w życiu tej matki dziecko było i żeby mogła pogodzić się ze swoją stratą i zacząć normalnie funkcjonować, trzeba ją utrwalić w przeświadczeniu, że ono wciąż gdzieś tam jest, że istnieje.

Bo narodzony zmarły ma swoje miejsce na ziemi i w pamięci bliźnich. Ma swoje nazwisko na swoim grobie, na którym można zapalić znicz, złożyć kwiaty i przy którym powspominać. Nienarodzony zmarły ma swoje miejsce tylko w pamięci rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24