Dookoła kłębili się rozjuszeni, obcy ludzie. Mąż z wściekłości ugryzł ją w policzek. I ten przeraźliwy krzyk teściowej: przeklinam cię! Barbara Barnaś-Wasiljew nigdy nie zapomni koszmaru, jaki przeżyła w bułgarskim Asenowgradzie, gdy w asyście konsula i policji próbowała odzyskać córkę i syna.
Mieszkali w Warszawie. Mąż Todor pracował, ona opiekowała się domem i dziećmi: Nikoletką i Pawełkiem. Szczególną troską otaczała synka. Chłopiec w pierwszych latach swojego życia musiał przejść kilka operacji.
Babcia biła dzieci po twarzy
- Byliśmy normalnym małżeństwem. Mieliśmy lepsze i gorsze dni - wspomina dziś pani Barbara.
Z czasem Todor zaczął narzekać, że tylko on utrzymuje rodzinę, że brakuje pieniędzy, a żona nic nie robi. Dała się więc namówić na pracę za granicą. Nie było jej 7 miesięcy. Dziećmi zajmowała się wtedy teściowa, która przyjechała z Bułgarii. Kolejny wyjazd miał trwać 3 miesiące.
- Wytrzymałam tylko miesiąc. Gdy sąsiedzi dali mi znać, że babcia bije dzieci po buzi, wróciłam do Polski. Zanim jednak dotarłam do Warszawy, zatrzymałam się w Dębicy.
Zostajemy w Bułgarii
Tego feralnego dnia kilka razy próbowała dodzwonić się do domu i na komórkę Todora. Nikt nie odbierał. Wyobrażała sobie coraz gorsze scenariusze. Może mieli wypadek? Późnym wieczorem, na jej prośbę, rodzina w Warszawie zaczęła obdzwaniać szpitale i policję. Bez skutku. Strach i obezwładniająca niepewność rosły z każdą chwilą. I nagle odezwał się mąż.
- Skontaktował się z moją bratową - opowiada pani Barbara. - Powiedział, że zabrał dzieci do Bułgarii i tam zostaną już na zawsze.
Spadło to na nią, jak grom z jasnego nieba. Jednak trzeba było zacisnąć zęby i stawić czoła dramatycznej rzeczywistości.
Przyjeżdżaj, bo nigdy ich nie usłyszysz
Jeszcze wtedy nie wiedziała, że czeka ją długi rok izolacji od dzieci i szantaże ze strony męża.
- Przyjedziesz, to z nimi porozmawiasz. Nie przyjedziesz, nigdy więcej ich nie usłyszysz i nie zobaczysz - powtarzał Todor.
Absolutnie nie zgadzał się na spotkanie w neutralnym miejscu. W grę wchodził tylko dom jego rodziców.
- Gdyby nie obawy moich bliskich i przyjaciół, pojechałabym bez zastanowienia. Dziś po tym, co niedawno przeżyłam, nie chcę nawet przypuszczać, jak skończyłaby się moja samotna wizyta w Asenowgradzie.
Nie jestem wielbłądem!
Ratunku szukała w sądzie. Batalia o odzyskanie dzieci okazała się gehenną. Mąż nie szczędził jej obelg i oskarżeń. Co jej zarzucał?
- Alkoholizm, przynależność do mafii, prostytucję - wylicza jednym tchem Anna Sawczuk, siostra pani Barbary. - Puste słowa, nie poparte żadnym dowodem, żadnym dokumentem. A Basia na własny koszt załatwiała wszelkie zaświadczenia, odpierające te bzdurne zarzuty.
Pani Barbara w końcu zawędrowała nawet do Generalnego Inspektoratu Danych Osobowych w Warszawie.
- Przez miesiąc sprawdzano, czy nie jestem gdziekolwiek notowana lub rejestrowana. Oczywiście, nie byłam - mówi z satysfakcją.
Z perspektywy czasu ocenia, że odkąd porwano jej dzieci, bez przerwy musiała udowadniać, że nie jest wielbłądem. Opłaciło się. 22 kwietnia 2008 r. sąd zdecydował, że na czas trwania sprawy, 9-letnia Nikoleta i 7-letni Pawełek mają przebywać z matką.
Prawomocny wyrok nic nie znaczy?
- Orzeczenie opatrzono klauzulą natychmiastowej wykonalności. Jak widać, procedura trwa do dzisiaj - komentuje z goryczą siostra Anna.
Matka desperacko walczyła dalej. Wreszcie polski sąd przyznał jej opiekę nad dziećmi. Ale dzieci wciąż mieszkały z ojcem. Kilka miesięcy później, we wrześniu ub. r., poleciała na pierwszą rozprawę do Sofii. Todor wniósł o jej odroczenie. Rzekomo nie zdążył znaleźć adwokata.
- Trafiliśmy jednak na mądrych i sprawiedliwych ludzi. Sędzina zdziwiła się: pana żona przyjechała z Polski, jest w obcym kraju, nie zna języka, mimo to przyszła z adwokatem, tłumaczem i opiekunem konsularnym, a pan nie zdążył postarać się o adwokata? Rozprawa odbyła się w terminie - nie kryje zadowolenia Barbara. - Todora zresztą wyrzucono z sali sądowej. Obrażał bułgarską adwokatkę - dodaje Anna Sawczuk.
Bawili się w sąd
W Bułgarii wyszło na jaw to, czego kobieta obawiała się najbardziej. Zdaniem psychologa, który rozmawiał z dziećmi sam na sam, ojciec i babcia nastawiali je przeciwko matce. Bawili się z nimi w sąd i uczyli formułek, które miały świadczyć na korzyść Todora.
- Przekonałam się też, że nie docierały do nich prezenty ode mnie. A przecież przekazywałam przez panią konsul tylko najpotrzebniejsze drobiazgi, żeby nikt nie zarzucił mi przekupstwa - mówi Barbara.
Nie chciała odbierać dzieci siłą
Bułgarska Temida wydała orzeczenie: dzieci muszą wrócić do matki. Po apelacji wyrok utrzymano w mocy. Mając po swojej stronie polski i bułgarski wymiar sprawiedliwości, pani Barbara poleciała do Bułgarii w ub. tygodniu. Wybrała się tam z serdeczną przyjaciółką, której zawdzięcza wsparcie i ogromną pomoc. Nie chciała odbierać dzieci siłą. Jednak dwie pierwsze polubowne próby nic nie dały.
- Na domiar złego wokół domu męża zbierał się tłum mieszkańców Asenowgradu, którzy protestowali przeciwko decyzji władz. Sędzia, widząc co się dzieje, wydała postanowienie siłowego odebrania dzieci. Nie było innego wyjścia - mówi Barbara.
Mąż ugryzł ją w policzek
Tłum rozwścieczonych ludzi, zdecydowanie za mało policjantów, wrzaski i krzyki. Przerażone dzieci, przekonane, że ich własna mama, chce je skrzywdzić. Mimo że przyszła po nie w asyście polskiego konsula, tłumaczki, przedstawicielki ministerstwa sprawiedliwości, sędziego wykonawcy, psychologa i osoby z opieki społecznej, mąż pobił ją i dotkliwie ugryzł w policzek. Do dziś na twarzy ma sino-czerwone ślady zębów, które starannie maskuje makijażem. Matce udało się odbić tylko Nikoletę
- Pojawiła się informacja, że Pawełek uciekł - mówi Barbara. - To nieprawda! Tłum wyszarpał go z ramion pracownicy konsulatu. Największy żal mam do bułgarskich mediów. Cały czas przedstawiały mnie jako monstrum. Brano za pewnik obelgi rzucane pod moim adresem przez męża. Lekceważono i prawomocne wyroki.
Nikoleta o nic nie pyta
Większość drogi z Asenowgradu do polskiej ambasady mała Nikoleta przespała w samochodzie. Gdy się obudziła, nawet nie zapytała o tatę i babcię. Nie pyta do dziś. Tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
- Początkowo zwracała się do mnie po bułgarsku, teraz rozmawiamy po polsku - opowiada matka. - Czasem brakuje jej słówek. Nic dziwnego. Od roku miała zakaz używania polskiego języka.
- Psycholog każe czekać. Kiedyś dziecko pewnie samo się odblokuje - zastanawia się siostra pani Barbary. - Najbardziej obawiamy się momentu, gdy pójdzie do szkoły.
- Ja wierzę, że zostanie ciepło przyjęta - dodaje mama dziewczynki. - Dębica to moje rodzinne miasto. Bardzo liczę na zrozumienie i życzliwość mieszkańców.
Dzieci powinny mieć tatę i mamę
Polski konsul w Sofii, Wojciech Gałązka, obiecuje, że będzie robił wszystko, by Barbara odzyskała też syna.
- Mamy zapewnienie władz bułgarskich, że wykonywanie postanowienia sądu będzie nadal realizowane - mówił w TVN24.
- Żyję tylko tą myślą. Nie biorę innej możliwości pod uwagę. Każda chwila się liczy. Przez ponad rok wmawiano Pawłowi, że jestem złą matką. Teraz na pewno jestem złą matką, która w dodatku porwała jego siostrę - martwi się Barbara.
Zachowanie męża przeraża ją. Bez ostrzeżenia wywiózł małe dzieci do innego kraju. Odseparował je. Oczerniał i obrażał własną żonę, konsula, sąd, pracownicę opieki społecznej. W Asenowgradzie zachował się, jak wściekłe zwierzę.
Jedno wie na pewno - mąż nie porwał Nikoletki i Pawełka dla siebie.
- Porwał je dla swojej matki - przekonuje. - Teściowa krzyczała do mnie przy wszystkich: to moje dzieci! Moje! Przeklinam cię!
Niedługo skończy się sprawa o ograniczenie Todorowi praw rodzicielskich.
- Basia nie chce całkowicie pozbawiać go prawa do dzieci - mówi Anna. - Ona wciąż wierzy, że Nikoletka i Pawełek powinni mieć i tatę.
***
Tymczasem z Bułgarii napływają niepokojące wieści. W środę z ojcem dzieci spotkał się szef bułgarskiej dyplomacji, kandydat do Parlamentu Europejskiego, Iwajło Kałfin. Jak informuje agencja BTA, wyraził on rozczarowanie i oburzenie faktem, że dziecko zostało odebrane w taki sposób. Obiecał sprawdzić, jaką pomoc prawną Wasiljew może otrzymać. Natychmiast zareagowała bułgarska minister sprawiedliwości. Meglena Taczewa zagroziła dymisją na znak protestu przeciwko atakom mediów i niektórych polityków na sąd, który nakazał oddanie dzieci matce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Edward Miszczak w ogniu pytań! Brakuje mu słów w rozmowie o Dagmarze Kaźmierskiej
- Co się dzieje na głowie Sykut-Jeżyny? Kolejny tydzień i kolejna zmiana [ZDJĘCIA]
- Żona Stuhra wyjada po nim resztki i się tym chwali! Wymyśliła na to nową nazwę
- Lara Gessler udzieliła wywiadu w majtkach! Znów zapomniała spodni? [ZDJĘCIA]