Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Milionerzy z Krosna: mamy fantastyczne życie

Jaromir Kwiatkowski
Jerzy i Adam Krzanowscy, współwłaściciele krośnieńskiej firmy Nowy Styl, to - według listy tygodnika "Wprost” - najbogatsi ludzie na Podkarpaciu.
Jerzy i Adam Krzanowscy, współwłaściciele krośnieńskiej firmy Nowy Styl, to - według listy tygodnika "Wprost” - najbogatsi ludzie na Podkarpaciu. Archiwum Grupy Nowy Styl
Na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost" Jerzy i Adam Krzanowscy znaleźli się ostatnio na 28. miejscu. Ich majątek oszacowano na 850 mln zł.

Na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost" w 2009 r. znalazł się także, na 49. miejscu, Adam Góral, prezes Asseco Poland.

- To wartość naszych udziałów, a nie pieniądze, które można wziąć i wydać. Wielu ludzi by się zdziwiło, gdyby zobaczyli stan mojego konta - śmieje się Adam Krzanowski.

Bracia Krzanowscy zaczęli produkcję krzeseł w 1992 r. Do dziś sprzedali ich ponad 60 milionów. W skład Grupy Nowy Styl, w której mają 60 proc. udziałów, wchodzi kilkanaście firm - w Polsce, na Ukrainie, Węgrzech, w Rosji, we Francji, w Niemczech, Wielkiej Brytanii i RPA. Firma jest potentatem na europejskim rynku.

Przed jej krakowską siedzibą przy ul. Radzikowskiego stoi "wypasione" audi z krośnieńską rejestracją. Adam Krzanowski mieszka i pracuje w Krakowie. Tu rezyduje połowa 6-osobowego zarządu. Młodszy brat Jerzy nadzoruje działalność firmy w Krośnie.

Dlaczego Kraków, a nie Krosno? To miasto spodobało się Adamowi Krzanowskiemu już wtedy, gdy studiował geodezję na AGH. Z Krakowa pochodzi żona Agnieszka, którą poznał w USA.

- Jestem w firmie odpowiedzialny za handel i marketing, co wymaga częstych podróży po Polsce i za granicę. Kraków jest dla mnie wygodniejszy ze względów logistycznych. Tym bardziej, że mieszkam 10 minut od lotniska - tłumaczy.

Na "dziekance" w Stanach

Po trzecim roku studiów wziął "dziekankę" i na początku 1990 r. wyjechał do USA. Pierwsze miesiące w Nowym Jorku nie były łatwe. - Kilkakrotnie zmieniałem pracę, ktoś mnie oszukał, nie wypłacił pieniędzy. Albo była to praca za marne pieniądze, choć takie, które pozwalały przeżyć.

Po kilku miesiącach stanął przed dylematem: zostać czy wracać. - Kończyła mi się wiza i "dziekanka", byłem po kilkumiesięcznym okresie niepowodzeń, o krok od tego, by wrócić - opowiada.

Jednak został i… nigdy tego nie pożałował. Znalazł pracę w niewielkiej, rodzinnej firmie Henry'ego Sterna, produkującej krzesła. Zaczynał od rozładowywania samochodów i 5 dolarów za godzinę.

- Po kilku tygodniach zobaczyli, że potrafię pracować - wspomina. - Dostałem podwyżkę, później kolejną, awansowałem. W końcu zacząłem zarządzać produkcją…
Stern, dziś 81-latek, jest jego przyjacielem i partnerem biznesowym.

Dwie amerykańskie nauki

W Stanach nauczył się dwóch rzeczy. Po pierwsze: jeżeli nie masz pracy, to bierz taką jaka jest. Denerwuje go, że w Polsce ludzie myślą inaczej. - Kiedy jeszcze prowadziłem rekrutację w Nowym Stylu, często słyszałem: "panie, za takie pieniądze nie będę pracował". Ludzie woleli siedzieć na bezrobociu i brać zasiłek - wspomina z oburzeniem.

Po drugie, nauczył się oddzielać pracę od spraw prywatnych. - Możesz być nawet zaprzyjaźniony z szefem, ale to jest twój szef, który będzie od ciebie wymagał - dowodzi. - Jeżeli będziesz złym pracownikiem, to wyrzuci cię z pracy. Henry Stern, gdy coś zepsułem, potrafił przyjść i mnie "zjechać", a wieczorem wziąć na kolację.

Tę zasadę przeniósł do Nowego Stylu. - Był taki okres, gdy przyjmowaliśmy dużo ludzi. Czasami dzwonił mój znajomy: "słuchaj, szukam pracy". Odpowiadałem: "pomogę ci przyjąć się. Ale twoim szefem będzie twój kierownik. Będziesz dobrym pracownikiem, masz szansę na awans. W przeciwnym razie on cię zwolni, ale nie przychodź z tym do mnie. I nie próbuj się powoływać na znajomość ze mną, bo to cię dyskwalifikuje".

Inżynierem geodetą nie został

Gdy wrócił do Polski w 1992 r., razem z bratem Jerzym, który wrócił z Izraela, założyli w Krośnie firmę Nowy Styl, produkującą krzesła na stalowej ramie. Takich w Polsce jeszcze nie było.

Marzyli o małej firmie rodzinnej, która pozwoliłaby zarabiać na godziwe życie. Przez myśl im nie przeszło, że firma tak szybko się rozwinie. - Po 2-3 latach byliśmy już zamożnymi ludźmi - przyznaje Adam Krzanowski.

Nie wrócił na uczelnię. - Najprościej byłoby dokończyć studia geodezyjne, ale kończenie czegoś, czym i tak bym się nie zajmował, nie miało sensu. Większy sens miałoby podjęcie studiów ekonomicznych, ale nie miałem na to czasu.

Maszyny ważniejsze od luksusowego auta

Uważa, że z pracą przedsiębiorcy jest związany niemały stres, z którym trzeba nauczyć się żyć. - Skala mojej odpowiedzialności jest dziś o wiele większa niż 10-15 lat temu, a jednak wydaje mi się, że w początkowym okresie byłem bardziej zestresowany - przyznaje. - To wynikało z tego, że dopiero uczyłem się prowadzenia biznesu. Z braku doświadczenia i popełnianych błędów.

Musiał nauczyć się delegować obowiązki na współpracowników. - Po pewnym czasie już wiedziałem, że jeżeli na początku zrobili coś w 80 proc. tak dobrze jak ja, to za chwilę zrobią to lepiej ode mnie.

Przez pierwsze 5 lat nie brali z bratem dywidend. - Oczywiście, moglibyśmy sobie wtedy kupić luksusowego mercedesa - tłumaczy Adam Krzanowski - ale w tamtym czasie mieliśmy trzykrotne zwiększenie obrotów. To wymagało potężnych inwestycji w maszyny i urządzenia. Później kupiliśmy sobie lepsze samochody, ale było to już w czasie, kiedy pieniądze na inwestycje nie były aż tak potrzebne. A tych, którzy zaczynali od kupowania luksusowych aut, z reguły już nie ma w biznesie.

Prezes i właściciel to dwie różne sprawy

Adam Krzanowski jest prezesem, a jednocześnie współwłaścicielem firmy. Uważa, że to są dwie zupełnie różne funkcje. - Razem z Jurkiem przez te lata dojrzeliśmy do tego, by zarządzać taką strukturą. Ale mamy w zarządzie grono fantastycznych, mądrych ludzi. Nigdy nie byliśmy dla nich wielkimi szefami, zarządzamy wspólnie. Gdybyśmy ja albo Jurek byli słabi na swoim obszarze, to ci ludzie nie chcieliby z nami współpracować, a my pewnie sami jako właściciele odsunęlibyśmy się od zarządzania.

Kiedy pytają go, czy dzieci będą kiedyś zarządzać firmą, odpowiada: "nie mam pojęcia". - Wiadomo, że kiedyś odziedziczą udziały. Gdyby się okazało, że są w stanie taką firmą zarządzać, to dlaczego nie? Ale nie dlatego, że byłyby właścicielami, ale że potrafiłyby to robić.

Nie mam kont w Szwajcarii

Od 1998 r. bracia Krzanowscy znajdują się na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Najlepsze, 17. miejsce, zajęli w 2002 r. W ubiegłym byli sklasyfikowani na 28. "Oczko" przed Grażyną Kulczyk, dwa przed Ryszardem Krauze. - Szczerze mówiąc, wielu ludzi by się zdziwiło, gdyby zobaczyli stan mojego konta - śmieje się Krzanowski.

Od 2-3 lat, ze względu na kryzys, znów nie biorą z bratem dywidend. Jedynym dochodem, jaki obecnie uzyskuje Adam Krzanowski, jest pensja prezesa. - To starcza mi na bardzo dobre, godziwe życie - przyznaje.

Jednocześnie wyjaśnia, że wartość majątku, którą podaje "Wprost", to wartość udziałów obu braci. - To nie jest pieniądz, który można wziąć i wydać. Mamy akcje firmy, która na rynku jest warta niemało, ale to nie są pieniądze do "spieniężenia". Nie mam żadnych kont w Szwajcarii - śmieje się. - Mam fantastyczne życie, dom, super samochód, stać mnie na fajne wakacje. To wszystko.

Weekend tylko dla rodziny

Prowadzenie tak dużej firmy jest czasochłonne. Ale Adam Krzanowski podkreśla, że nie pracuje "na okrągło" i nie chciałby, by którykolwiek z pracowników to robił.

- Każdy potrzebuje czasu na odpoczynek, życie rodzinne - opowiada. - Zawożę dzieci do szkoły i ok. godz. 8 jestem w biurze. Wracam do domu ok. 18-18.30. Dzięki urządzeniom typu BlackBerry czasami czytam jeszcze przed telewizorem maile, bo ktoś może oczekiwać szybkiej odpowiedzi. Poza tym mój najmłodszy syn, Jaś, ma 3,5 roku i wymaga, by mu poświęcić czas. Gdy "rzuci" się na mnie, zanim zdążę się rozebrać i muszę pójść z nim układać klocki, nie jestem już w stanie myśleć o tym, co się wydarzyło w firmie.

Sobotę i niedzielę spędza zawsze z rodziną. No, chyba że zdarzą się - raz, dwa razy w roku - jakieś międzynarodowe targi, ważne dla firmy, które "zahaczają" o weekend.
Odpoczywa podczas tenisa, w którego gra 1-2 razy w tygodniu. - Jako amatorowi całkiem nieźle mi idzie.

Uwielbia podróżować. Często jest to po prostu weekendowy wypad. - Bardzo lubimy Rzym, Barcelonę, Paryż. Nigdy jednak nie byłem w tych miejscach dłużej niż 3-4 dni. W zimie wyskakujemy na tydzień na narty, głównie do Włoch.

Innym hobby Krzanowskiego jest 60-arowa winnica przy domu (2,5 tys. krzewów). Szczepy kupił od znanego podkarpackiego winiarza Romana Myśliwca, on też uczył go technologii produkcji. - Mogę wyprodukować 1-2 tys. litrów rocznie. Jakość moich białych win jest już całkiem zadowalająca.

Jesteśmy rodzinnymi ludźmi

Chciałby, by firma nadal się rozwijała. Ale, jak podkreśla, najważniejsza jest rodzina. W swoim gabinecie na poczesnym miejscu wyeksponował zdjęcia żony i trójki dzieci.

- Mam fantastyczną rodzinę, bardzo zdolne dzieci, które świetnie się uczą i mają nieźle poukładane w głowie. Jesteśmy z Jurkiem bardzo rodzinnymi ludźmi, mocno wierzącymi katolikami. Mojej żony i moją troską zawsze będzie to, jak najlepiej wychować dzieci, by poszły dobrą drogą i by katolicki system wartości uznały za swój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24