Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykłe malowidło w Krośnie. Człowiek może stanąć nad przepaścią!

Ewa Gorczyca
Ryszard Paprocki tworzył obraz na posadzce Centrum Dziedzictwa Szkła przez 12 tygodni.
Ryszard Paprocki tworzył obraz na posadzce Centrum Dziedzictwa Szkła przez 12 tygodni. Tomasz Jefimow
W Krośnie na 80 metrach kwadratowych powstało unikalne malowidło 3D. Możesz po nim chodzić, skakać. I przenosisz się w inny świat.

Premiera trójwymiarowego graffiti w Centrum Dziedzictwa Szkła, połączona z pokazem 3D mappingu, jest zaplanowana na początek kwietnia. Będzie to pierwszy taki projekt na świecie.

Malował prawie trzy miesiące. Na kolanach. Do wypełnienia miał 80 metrów kwadratowych podłogi. Ryszard "Ryho" Paprocki jest jednym z nielicznych w świecie artystów, który w przestrzeni publicznej tworzy wielkie malowidła 3D.

Na koronie zapory w Niedzicy namalował "Moc Żywiołów". Na rynku w Wieliczce - "Solny Świat". Trójwymiarowe "Under Glass" w Centrum Dziedzictwa Szkła w Krośnie to trzecie jego dzieło w Polsce. Całą magię obrazu widać dopiero wtedy, gdy patrzy się na niego przez... obiektyw aparatu.

Jak wspomina Paprocki, o mały włos a w Krośnie nigdy by się nie pojawił. Mail z zaproszeniem do udziału w akcji artystycznej pod hasłem "Sztuka w klatce" wylądował początkowo w koszu.

- Myślałem, że chodzi o jednorazowy event. Jak rysowanie kredą na asfalcie albo sprayem na kawałku ściany. To mnie nie interesowało. Ale wspomniałem o zaproszeniu żonie. Powiedziała - to może być ciekawe. Sprawdziłem i okazało się, że to poważne zadanie artystyczne, z którym chciałem się zmierzyć. Od tego momentu nie ignoruję żadnych maili - śmieje się.

Jak powstaje szkło

Obraz powstał na najniższym poziomie budynku. Zanim zabrał się za malowanie posadzki, przez miesiąc trwały przygotowania.

- Temat miał nawiązywać do krośnieńskiej tradycji hutnictwa szkła. Paprocki przyznaje, że choć pochodzi z Podkarpacia, regionu kojarzonego jako szklarskie zagłębie (urodził się w Łękach Górnych, niedaleko Pilzna) to o tym, jak powstaje szkło, miał mgliste pojęcie.

- Byłem trochę przerażony. Tym bardziej, że chciałem uniknąć skojarzeń z obrazami malarstwa socrealistycznego, gloryfikującymi ciężką pracę robotnika. Chciałem pokazać ten temat w sposób intrygujący, metaforyczny. Zastanawiałem się, jak to zrobić.

Do rozrysowania konturów malowidła na posadzce używał perspektografu. To wynalazek renesansu, korzystał z niego Leonardo da Vinci. Format przyszłego dzieła (80 metrów kwadratowych) był wystarczający do nawiązania interakcji z widzem.

- To jest obraz, po którym się chodzi, skacze, na którym się kładzie - wyjaśnia Paprocki. - Np. przychodzi grupka turystów albo cała rodzina i chcą sobie zrobić wspólne zdjęcie. Dlatego malowidła anamorficzne, jakie ja maluję, muszą być dość duże.

To nie magia

Pytanie: co to jest obraz anamorficzny, okazuje się dość ryzykowne. Odpowiedź jest niczym wykład dla studentów sztuki. Paprocki opowiada o pierwszych doświadczeniach Kurta Wennera i o projektach nazwanych w połowie lat 80. painting 3D lub three dimensions street art.

- Trójwymiarowe to nie jest jednak dobre określenie, bo ludziom kojarzy się z oglądaniem w kinie filmu przez okulary z zieloną i czerwoną szybką - tłumaczy.

Anamorfosis z greckiego to zniekształcenie. To specyficznie zbudowane obrazy, które można oglądać pod odpowiednim kątem, albo z odpowiedniego punktu.

Najbardziej znanym przykładem jest obraz "Ambasadorowie" Hansa Holbein'a. Namalowana bardzo diagonalnie (czyli po skosie) czaszka jest widoczna tylko wtedy, gdy zbliżymy się do ramy portretu i popatrzmy z dołu.

Magia? Wcale nie - śmieje się "Ryho". I wyjaśnia, że wszystko polega na odpowiednim rzutowaniu. Ten iluzjonistyczny efekt wykorzystywali już malarze w okresie baroku, malując wysokie kościelne sklepienia: stojącym w wejściu, w nawach bocznych czy poprzecznych wydawało się, że widzą nieskończoną drogę do nieba.

Początkowo anamorfozę stosowano na sufitach albo na ścianach. Powierzchnia pod stopami to całkiem nowy artystyczny "wynalazek". Ale uliczne malowidła były robione szybko i równie szybko znikały, ścierane, zmywane przed deszcz.

- Niewiele jest na świecie trójwymarowych malowideł na posadzkach, które - jak moje - są trwałe i nie do zdarcia. To bardzo żmudna, skomplikowana technologia - przekonuje Paprocki.

Jesteśmy jak mucha

Cała zabawa polega na tym, że człowiek może wejść w obraz. I stanąć np. na krawędzi przepaści. Jeszcze krok, i do niej wpadnie. On tego nie widzi. Zobaczy to osoba, która robi mu zdjęcie.

- Jesteśmy jak mucha poruszająca się na obrazie - tłumaczy Paprocki. To trochę tak, jak z rysunkami z Nasca w Peru - porównuje. Chodząc po pustyni, widzimy je zniekształcone. Jesteśmy zbyt mali, by je pojąć. W całości widać je dopiero z lotu ptaka.

Możemy sami przekonać się, jak działa anamorfoza, bo Paprocki "oprowadza" nas po prawie już gotowym obrazie w Centrum Dziedzictwa Szkła. Wszystko tu jest zdeformowane, nienaturalnie wydłużone.

- Niech pani stanie tutaj - Paprocki prowadzi mnie w miejsce, gdzie na podłodze jest punkt oznaczony niewielkim krzyżykiem (ten punkt musiał wybrać, zanim zaczął malowanie). Ustawia aparat fotograficzny na wysokości 160 cm nad podłogą.

Sam biegnie na drugi koniec obrazu. Każe mi patrzeć na wyświetlacz. Widzę, jak posadzka znika. Obraz normalnieje. A Paprocki jest w jego wnętrzu, idealnie wkomponowany. Spaceruje po linie zawieszonej nad wąwozem, pod nim płynie rzeka szkła.

Za chwilę wskoczy na kładkę.... Staje na środku, rozkłada ręce - wygląda, jakby leciał nad szczeliną skalną, otwierającą się poniżej podestu, na którym hutnicy dmuchają w piszczele. I znowu wskakuje na linę, zawieszoną na ich głowami, dotyka ręką szklanej kuli na końcu piszczeli.

Maluję obraz, którego nie widzę

Jestem pod wrażeniem.

- To nie czary, to dobra znajomość perspektywy - pozbawia mnie złudzeń "Ryho". Zanim z wyróżnieniem skończył krakowską ASP, studiował architekturę na Politechnice, przez 10 lat wykładał rysunek perspektywiczny. Podwójne wykształcenie bardzo się w tej sztuce przydaje.

Każdy metr kwadratowy posadzki jest obrazem, skomponowanym według pewnej zasady. Maluje specjalnymi farbami, efekt musi być wyjątkowo odporny ścieranie, bo przecież ludzie będą po obrazie chodzić, kłaść się skakać. Do kubeczków rozlewa pigmenty: czerwień, żółć, ugier, siena, czerń, biel, błękit. Miesza je z żywicą.

- W malarstwie olejnym wyciskam farby z tubki na "stópkę" i mogę malować przez dwa tygodnie. Te muszę zużyć w ciągu 90 minut. Jak nie zdążę, wylewam i robię nowy zestaw barw - mówi artysta.

Gdy po upływie doby chce położyć nową warstwę - używa specjalnych cierników, żeby farba złapała i nie odpryskiwała. Namalowane fragmenty muszą przez 16 godzin schnąć. Wtedy artysta jest zmuszony przenieść się w inny rejon podłogi. No i obraz w trakcie tworzenia trzeba ciągle zamiatać, odkurzać, żeby nie zostało najmniejsze ziarnko piasku.

Ten - nazwijmy to - reżim technologiczny - to nie jedyna udręka artysty. - Maluję obraz, którego nie widzę. To tak jakbym z zasłoniętymi oczami tworzył pędzlem kompozycję na sztalugach, wiedząc, że tam gdzieś jest w mojej wyobraźni ucho czy ręka - opowiada.

Dlatego nieraz kładzie się i ogląda dany fragment z niskiej perspektywy. Sprawdza, czy wszystko jest w odpowiedniej perspektywie i głębi.

Czy jedna ręka hutnika nie jest grubsza od drugiej. Trudność polega na tym, że oko ludzkie nie da się oszukać tak, jak aparat czy kamera. Oko obiektywu "widzi" obraz, jakby był od niego w jednej odległości, w pionie.

Człowiek odbiera obraz 3D stereoskopowo, nie da się zmylić. - Ja wiem, że obraz jest na ziemi. Wiem, że stopy hutnika są 3 metry ode mnie a głowa - 10 metrów. Muszę tę płaszczyznę w swoim umyśle podnieść z poziomu do pionu. Muszę sobie wyobrazić, że to nie jest posadzka, tylko ściana.

Dzieło oddaje widzom

W Wieliczce malował zamknięty w wielkim namiocie na Rynku, oddzielony od widzów. W Krośnie tworzył nietypowo, przez cały czas na oczach ludzi.

Mieszkańców korzystających z ruchomych schodów łączących ul. Legionów z Rynkiem, pracowników i zwiedzających CDS oraz tych, którzy wchodząc na specjalną stronę w internecie, mogli na bieżąco śledzić postęp prac, rejestrowanych non stop przez kamerę on line.

- Musiałem dzielnie znosić komentarze, nawet te złośliwe. Nie było łatwo, bo żaden artysta nie lubi, jak ktoś zagląda mu przez ramię. To było krępujące, ale i ciekawe doświadczenie - przyznaje.

W czwartek zrobił ostatni ruch pędzlem. Teraz malowidło potrzebuje czasu na wyschnięcie i zabezpieczenie jego powierzchni. Paprocki zanim odejdzie od dzieła, musi mieść pewność, że wszystko jest perfekcyjne.

- Składam sygnaturę i oddaję dzieło widzom. Już nie jest moje, należy do ich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24