Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oblała się benzyną i podpaliła. Rodzina chce skarżyć policję

Anna Janik
Egilshay / sxc.hu
Nagle przez szybę zobaczyłem płonącą postać. Tego widoku nie zapomnę - opowiada świadek dramatycznego wydarzenia przed komisariatem Śródmieście w Rzeszowie. Najbliżsi 59-letniej kobiety winią policję. Prokuratura podejrzewa, że swój krok dokładnie zaplanowała.

- Mam żal do policji, bo to, że mama zdecydowała się na tak desperacki krok, to tylko i wyłącznie ich wina - mówi pan Marcin, syn 59-latki, która podpaliła się przed drzwiami komisariatu w Rzeszowie. - Przez lata ignorowali ją i nasz problem. Boże, jak bardzo ona musiała czuć się z tym wszystkim sama, żeby w ten sposób zwrócić na siebie uwagę...

Dramat rozegrał się pod koniec sierpnia przed drzwiami komisariatu Śródmieście w Rzeszowie. Około godz. 7 rano do komisariatu na przesłuchanie przyszła 59-letnia Halina K.

W jego trakcie wzburzona wstała i wybiegła na zewnątrz. To, co działo się później, na własne oczy widział jeden z pracowników sąsiadującego z komisariatem antykwariatu.

- Nagle przez szybę zobaczyłem na zewnątrz płonącą postać. Kobieta strasznie głośno krzyczała. Zrobiłem to, co najpierw przyszło mi do głowy. Polałem ja wodą i skierowałem do komisariatu - opowiada świadek. - Do tej pory, kiedy o tym pomyślę, włos jeży mi się na skórze. Tego widoku nie zapomnę go do końca życia.

Okazało się, że kobieta polała się benzyną ekstrakcyjną i podpaliła. Pierwszej pomocy udzielili jej policjanci z komisariatu. 59-latka śmigłowcem została przetransportowana do szpitala w podlubelskiej Łęcznej, specjalizującym się w leczeniu ciężkich poparzeń. Leży tam już ponad 2 tygodnie. Przeszła dwie operacje, jest przytomna, ale nadal oddycha za nią respirator.

- Powierzchnia oparzeń nie jest rozległa, bo ogranicza się do górnej części tułowia. Niestety są to oparzenia głębokie, sięgające górnych dróg oddechowych, dlatego jej stan określamy jako ciężki - mówi Piotr Rybak, dyrektor szpitala w Łęcznej.

I dodaje, że trudno przewidzieć jak szybko będą goiły się rany i czy kobiecie uda się odzyskać zdrowie.

Impreza od czwartku do soboty

Jak się okazuje, dramatyczny krok 59-latki to finał sporu, jaki przez 6 lat toczyła z właścicielką sąsiadującego z jej kamienicą pubu Remont.

Zmorą mieszkańców był ogródek letni, w którym klienci siedzieli nieraz do bladego świtu. Towarzyszyły temu śpiewy, krzyki, dyskusje, a nieraz awantury i bójki.

- Pub organizował tam również małe koncerty. Muzyka była tak głośna, że aż ściany trzeszczały, nie wspominając o hukach przy składaniu i wynoszeniu sprzętu. Do pracy wstawaliśmy ledwo żywi, po dwóch godzinach snu - opowiada pan Mirosław, sąsiad 59-latki.

W zimie nie było lepiej, bo lokal nie wydzielił sali dla niepalących, przez co na "dymka" klienci wychodzili na zewnątrz i nieraz swoim zachowaniem stawiali na równe nogi śpiących mieszkańców.

Ci sprawę zgłaszali wszędzie, gdzie mogli: do spółdzielni, dzielnicowego, a nawet prezydenta z prośbą o cofnięcie lokalowi koncesji na sprzedaż alkoholu. Regularnie dzwonili też na policję z prośbą o interwencję.

- Policja, zamiast nam pomagać, traktowała nas jak intruzów, dopytywała kto dzwoni, po co, w środku nocy przychodzili do naszych mieszkań sprawdzać sygnały, zamiast iść do tego, kto stwarza problem - oburza się pan Mirosław. - To dlatego po kilku latach przestaliśmy dzwonić, zaczęliśmy wkładać po prostu zatyczki do uszu i brać środki nasenne. Tylko jedna - pani Halina miała odwagę nadal nas bronić, a nawet wyjść na balkon i uspokajać klientów.

Wezwali policję do zakochanej pary

Właśnie takie zachowanie pani Haliny krytykuje właścicielka pubu. Twierdzi, że wielokrotnie rzucała w jej gości ziemniakami, jajkami lub puszkami, straszyła ją, groziła i wyzywała.

Przyznaje, że z uwagi na ten konflikt sama uczulała swoich klientów na zachowanie ciszy i prosiła o opuszczenie ogródków po godz. 22. Zwłaszcza że dwukrotnie na wniosek policji sąd grodzki ukarał ją grzywną w wysokości 300 i 500 zł.

Pani Halina nadal twierdziła jednak, że jest głośno i dzwoniła pod 997. Jak podaje komenda miejska, tylko przez ostatnie dwa lata w sprawie pubu policjanci wyjeżdżali 62 razy. Zgłoszenia składały najczęściej te same trzy osoby.

- Reagowaliśmy na każde wezwanie - podkreśla kom. Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji. - Bywało, że patrole w ciągu jednego wieczoru wyjeżdżały w to miejsce po kilka razy. Sygnały o zakłócaniu ciszy często się nie potwierdzały, nawet wtedy, gdy policjanci zostawiali radiowozy z dala od pubu i przez kilkadziesiąt minut obserwowali miejsce.

Policjanci odnotowali również przypadki, gdy funkcjonariusze byli wzywani dlatego, że pod parasolem siedziała para zakochanych, która szeptała sobie do ucha. Dlatego zdecydowano, by postawić kobiecie zarzut nieuzasadnionego wzywania służb.

- Decyzja zapadła po tym, jak podczas jednej z lipcowych nocy pani Halina aż dwukrotnie wezwała policję, gdy na zewnątrz było cicho. To jednoznacznie ustalili interweniujący na miejscu - wyjaśnia nadkom. Konrad Wolak, z-ca komendanta miejskiego policji w Rzeszowie i zaraz zastrzega. - Ale taki zarzut nie był równoznaczny ze skierowaniem sprawy do sądu. Możliwe, że zeznania świadków, np. sąsiadów mogłyby wnieść nowe okoliczności i policjantka odstąpiłaby od takiego wniosku. Jednak wskazanie świadków musiałoby się odbyć po przesłuchaniu samej pani Haliny.

Rodzina chce skarżyć policję

Po to właśnie pani Halina została wezwana na komisariat owego feralnego, sierpniowego poranka.

- Kiedy odebrała powiadomienie i przeczytała, że to ona ma być o coś oskarżona, nie spała cztery noce. Nie miała problemów psychicznych czy emocjonalnych. Po prostu nie mogła pogodzić się z faktem, że organ, który ma bronić jej praw, nagle obraca się przeciwko niej - tłumaczy syn pani Haliny. - Jestem ciekaw na jakiej podstawie sformułowano taki zarzut, jeśli patrole stawiały się na miejscu po kilkudziesięciu minutach od sygnału, kiedy sprawcy albo uciekali albo się uciszali - oburza się pan Marcin.

Pytana o to komenda wylicza, że średni czas dojazdu patroli na miejsce wynosił 6 minut. Wśród wspomnianych ostatnich 62 interwencji tylko dwa razy policjantom zajęło to około 20 minut.

Najczęściej zjawiali się po sześciu, a nawet dwóch minutach. Również prokuratura przyznaje, że policja miała formalnoprawne podstawy do obwiniania kobiety o nieuzasadnione wzywanie patroli. Rodzina pani Haliny poważnie myśli jednak o dochodzeniu swoich racji w sądzie.

- Po pierwsze chcę oczyścić mamę z tych irracjonalnych zarzutów, a po drugie -oskarżyć policję o zaniedbania i nieudzielenie pierwszej pomocy w sposób profesjonalny. Przecież są przeszkoleni i powinni ugasić te płomienie kocami a nie gaśnicą, która spotęgowała jej rany - mówi syn Marcin.

Policja: zrobiliśmy, co mogliśmy

Rzeszowska policja nie ma sobie jednak nic do zarzucenia.

- Wykorzystaliśmy wszystkie środki i możliwości prawne, żeby pomóc zarówno jednej jak i drugiej stronie, bo przecież my musimy być w takiej sytuacji obiektywni - wyjaśnia nadkom. Wolak. - Właścicielka prowadziła działalność zgodnie z prawem, miała zezwolenia - Nie mamy uprawnień, żeby wnioskować o zamknięcie lokalu, a jedynie o cofnięcie koncesji na alkohol, ale musielibyśmy wykazać, że zakłócanie ciszy bezpośrednio wiąże się z jego sprzedażą, ale w tym przypadku tak nie było. Zdarzyła się wielka tragedia i bardzo nam przykro, że cała sytuacja tak się skończyła. Wiem, że policjantka prowadząca tę sprawę też bardzo to przeżyła.

Na komendzie zakończyło się postępowanie wewnętrzne odnośnie całego zdarzenia. Nie stwierdzono, żeby policjantka przesłuchująca panią Halinę przekroczyła swoje uprawnienia, naruszyła regulamin lub w jakikolwiek inny sposób przyczyniła się do decyzji 59-latki.

Jak ustaliliśmy, prokuratura nie wyklucza, że wezwana na przesłuchanie zaplanowała swój krok i butelkę z benzyną ekstrakcyjną wzięła z sobą.

W okolicy nie ma bowiem żadnego czynnego o tej porze sklepu, gdzie można by kupić środek łatwopalny. Śledztwo, w którym kluczowe będą zeznania samej poszkodowanej, nadal trwa.

***

Po tym dramatycznym zdarzeniu właścicielka pubu Remont zdecydowała się lokal zamknąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24