Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Praca się nie opłaca? Mamy bezrobocie, a czasami trudno znaleźć pracownika

Andrzej Plęs
Dopóki suma wszelkich świadczeń socjalnych dla bezrobotnego będzie mniej więcej na poziomie najniższego wynagrodzenia, to praca nie będzie się opłacać.
Dopóki suma wszelkich świadczeń socjalnych dla bezrobotnego będzie mniej więcej na poziomie najniższego wynagrodzenia, to praca nie będzie się opłacać. Krzysztof Łokaj
Na Podkarpaciu, gdzie jest 16-procentowe bezrobocie, przedsiębiorcy miewają problemy z pozyskaniem pracowników. Czyżby nie opłacało się pracować?

Pierwsze pytanie bezrobotnej młodej kobiety, która nigdy i nigdzie nie pracowała: ile zarobię. Usłyszała, że co najmniej najniższą krajową. Nawet nie pytała o zakres obowiązków w cukierni. Nigdy więcej się nie odezwała.

Jak trzeba chodzić do roboty za najniższą krajową (1600 zł brutto = 1181 zł netto), to bardziej opłaca się siedzieć na bezrobociu (prawie 800 zł przez pierwsze trzy miesiąca i niewiele ponad 600 zł za kolejne trzy).

Jeszcze mniej się opłaca, kiedy trzeba do roboty dojeżdżać, bo dojazd też kosztuje. Znacznie bardziej opłaca się meldować się raz w miesiącu w powiatowym urzędzie pracy, zgłaszać gotowość do podjęcia roboty, pobierać zasiłek, mieć ubezpieczenie zdrowotne i... pracować na czarno.

Zarobiony jestem...

Jeden z powiatowych urzędów pracy na Podkarpaciu, późne godziny przedpołudniowe. Na korytarzu pusto, przed tablicą z propozycjami pracy ani żywego ducha. Dziwne w sytuacji, kiedy na koniec maja powiatowi wyliczono prawie 20-procentowe bezrobocie.

- Trzeba było przyjść po siódmej rano - radzi dyrektor urzędu. - Tłum, kolejka, przeklinania i wszyscy się spieszą, bo chcą jak najszybciej załatwić sprawę.

I wszyscy bezrobotni chcą jak najszybciej podpisać się na liście gotowości do podjęcia pracy. Jak się nie podpiszą, mogą stracić uprawnienia do zasiłku, albo i - nie daj boże - do ubezpieczenia zdrowotnego. Toteż podpisać się muszą, ale skąd ten pośpiech?

- Pewnie większość z nich goni do roboty na ósmą rano - mruga porozumiewawczo dyrektor. - Na czarno oczywiście.

Kilkaset złotych zasiłku miesięcznie plus ubezpieczenie - za darmo. Drugie kilkaset, albo więcej, z roboty bez umowy. Na ogół w budowlance. Da się żyć.

Jeszcze lepiej żyją ci, którzy pojechali do pracy w Niemczech, do Wielkiej Brytanii, do Austrii. Blisko jest, raz w miesiącu można wyskoczyć do Polski i w swoim urzędzie pracy odhaczyć gotowość do roboty.

Po czym wrócić na brytyjski zmywak, niemiecką plantację, austriacką budowę. Nie tak dawno dębickie zakłady przetwórstwa mięsnego miały kłopoty ze znalezieniem rzeźników, pojawiły się problemy z realizacją zamówień.

Nie miał kto pracować, nie pomagały ani ogłoszenia ani interwencje w powiatowym urzędzie pracy. Masarzy - jak na lekarstwo.

Przyczyna była prozaiczna: na przyzakładowych parkingach kierowcy znajdowali za wycieraczkami samochodów karteczki z ogłoszeniami, zatykane tu przez headhunterów: praca w Niemczech, praca w Wielkiej Brytanii, stawka: 7 - 10 euro za godzinę. W kraju nad Wisłą nikt tyle nie da masarzowi, bo przedsiębiorstwo zostałoby wykończone finansowo przez koszty pracownicze.

Robota nie interes

"Socjal" demoralizuje i zniechęca do pracy.

- Dopóki suma wszelkich świadczeń socjalnych dla bezrobotnego będzie mniej więcej na poziomie najniższego wynagrodzenia, to praca nie będzie się opłacać - wylicza Joanna Szczepańska, dyrektor PUP w Ustrzykach Górnych. - Albo niech "socjal" będzie na niższym poziomie, albo minimalna płaca znacząco wyższa.

I od razu dodaje, że drugi wariant jest nierealny, bo mniejsze przedsiębiorstwa nie byłyby w stanie przetrwać finansowo ze względu na koszty pracy.

Bezrobotny ma kilkaset złotych zasiłku i ubezpieczeniu zdrowotne. Z gminnego lub miejskiego ośrodka opieki społecznej może dostać dodatek mieszkaniowy (bo niska średnia dochodów na członka rodziny), dodatek do obiadów, jego dzieci mogą liczyć na stypendia socjalne w szkole, cała rodzina - na zasiłki celowe i socjalne z ośrodka pomocy.

Jak dorzucić do tego jeszcze pomoc żywnościową z Caritasu, Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta, Banku Żywności i szeregu innych instytucji pomocowych - uzbiera się tyle dobra, że żal to wszystko tracić, idąc do roboty za najniższą krajową.

A jeśli jeszcze można przy tym wszystkim dorobić na czarno, to etat zupełnie przestaje być opłacalny.

- Jeśli kobieta dostanie najniższą krajową, a musi przy tym wynająć "bezrobotną" z wszelkimi świadczeniami opiekunkę do swojego dziecka i za to jeszcze zapłacić, to która z nich jest w lepszej sytuacji? - pyta Szczepańska.

Jaka płaca, taka praca

Dlaczego w regionie o ponad 20-procentowym bezrobociu przedsiębiorcy miewają kłopoty ze znalezieniem siły roboczej?

- Ponieważ proponują warunki finansowe na poziomie najniższego wynagrodzenia - mówi bez ogródek Joanna Szczepańska. - Pracodawcy, którzy oferują godziwe warunki, nie mają kłopotu z naborem kadr.

Do dębickiego "Ventora" wykwalifikowani pracownicy walą drzwiami i oknami. Jeśli firma daje perspektywę pracy w Norwegii za ponad 80 złotych za godzinę, to w Polsce tyle zarabiają lekarze na kontraktach, a nie pracownicy fizyczni.

- Co więcej: polscy pracownicy są w Norwegii bardzo cenieni za fachowość, pracowitość, inicjatywę - dodaje Janusz Urbanik, właściciel "Ventora".

Józef Kołodziej, dyrektor PUP w Brzozowie zapewnia, że każdemu pracodawcy urząd jest w stanie zaproponować pracowników, choć zauważa też, że ludzie potrafią liczyć.

- Jeśli pracownikowi proponuje się najniższa krajową, a on ma miesięcznie wydać kilkaset złotych na dojazdy do pracy, to... kalkuluje opłacalność takie pracy - tłumaczy. - Jeśli z różnych przyczyn nie jest zainteresowany pracą, przedkłada zwolnienie lekarskie.

Bez pracy da się żyć

Okazuje się, że nie najgorzej, jeśli się potrafi. Byle mieć status bezrobotnego. Stąd ta karność przy zgłaszaniu się na każde niemal wezwanie urzędu pracy, manifestowana gotowość do podjęcia pracy. Szczerze manifestowana?

Urzędy pracy - na propozycje pracodawców - zawiadamiają tych, którzy figurują na ich listach bezrobotnych. Odmowa - bez uzasadnionej przyczyny - podjęcia pracy, wykonywania prac interwencyjnych lub robót publicznych albo udziału w szkoleniu, stażu bądź przygotowaniu zawodowym - może skutkować skreśleniem z listy bezrobotnych.

Czyli - pozbawieniem świadczeń. Pal sześć te kilkaset złotych miesięcznie zasiłku. Jeden z pracowników niżańskiego PUP uświadamia, że bezrobotni bardziej boją się utraty ubezpieczenia zdrowotnego.

Potwierdza to jego kolega z urzędu w Ustrzykach: Widziałem rachunek, jaki przyniósł mi jeden z bezrobotnych za trzydniowy pobyt w szpitalu z jakąś infekcją dróg oddechowych - opowiada. - Całe 1800 złotych do zapłaty za te trzy dni. To boli bardziej niż kilkaset utraconego zasiłku.

I dodaje, że tym bardzie przeraża, kiedy "bezrobotny" pracuje na czarno. A gdzie praca (nawet na czarno), tam większe ryzyko wypadku. Jak wypadek, to leczenie, więc wydatki. W takie sytuacji status bezrobotnego z prawem do opieki medycznej jest nieoceniony.

System unikania, proponowanej przez PUP pracy, jest skomplikowany, ale skuteczny.

- Wzywamy imiennie na giełdę pracy na godzinę ósmą, a przychodzą na dziewiątą - tłumaczy pracownik rzeszowskiego PUP. - Z nadzieją, że oferty wezmą ci, którzy przyjdą punktualnie, a dla nich nic nie zostanie. Co rusz przedkładają zwolnienia lekarskie, że ze względu na stan zdrowia pracować nie mogą. Jak już - ku swojej rozpaczy - zmuszeni są przyjąć jakąś pracę interwencyjną albo roboty publiczne, to skarżą się pracodawcy, że są chorzy, przynoszą zwolnienia i wtedy pracodawca do nas ma pretensje, że przysyłamy mu do roboty chorych ludzi. Jakąkolwiek metodę aktywizacji wynajdziemy, oni znajdą swoją na unikanie pracy.

W bieszczadzkim urzędzie pracy na jedno miejsce przy robotach publicznych wzywa się dziesięciu bezrobotnych. Żeby pracodawca mógł wybrać tego jednego, któremu naprawdę chce się pracować.

Autentyczne: z pokoju doradcy zawodowego rzeszowskiego PUP po godzinie rozmowy wychodzi bezrobotny i skarży się swojemu koledze na korytarzu, że przez PUP nie mógł tego dnia pójść do roboty, że przyniósł zaświadczenie lekarskie o chorobie, ale PUP nie przyjął, bo to zwykłe zwolnienie, a nie L4, przyjść musiał, bo inaczej zabiorą mu status bezrobotnego i straci świadczenia.

- Gdyby wszelkie świadczenia socjalnie nie były uzależnione od posiadania statusu bezrobotnego, to może zarejestrowanych bezrobotnych byłoby mniej - sugeruje Joanna Szczepańska.

- Gdyby wszystkie pieniądze, jakie państwo pakuje w cały ten socjal, przeznaczyło na dofinansowanie pracodawcom miejsc pracy, to bezrobocie w ogóle może by znikło - dodaje inny dyrektor PUP. - Bo obecny system wręcz promuje bezrobocie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24