Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor z Warszawy o Rzeszowie: tutaj odpoczywam

Alina Bosak
Profesor Paweł Januszewicz w Rzeszowie piastuje funkcję dyrektora Instytutu Pielęgniarstwa i Nauk o Zdrowiu Wydziału Medycznego w Uniwersytecie Rzeszowskim.
Profesor Paweł Januszewicz w Rzeszowie piastuje funkcję dyrektora Instytutu Pielęgniarstwa i Nauk o Zdrowiu Wydziału Medycznego w Uniwersytecie Rzeszowskim. Krystyna Baranowska
W Rzeszowie żyje się spokojniej. Tutaj regeneruje się ciało i dusza - mówi prof. PAWEŁ JANUSZEWICZ z Warszawy, znany polski pediatra.

Prof. Paweł Januszewicz - profesor doktor habilitowany nauk medycznych, pediatra, wieloletni dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka, obecnie dyrektor ds. nauki w Narodowym Instytucie Leków i współautor programu popularno-naukowego Encyklopedia Zdrowia w telewizji Polsat News. Z Rzeszowem związany od kilkunastu lat. Jest dyrektorem Instytutu Pielęgniarstwa i Nauk o Zdrowiu Wydziału Medycznego UR.

- Od jak dawna jest pan zawodowo związany z Rzeszowem?

- Moja miłość do Rzeszowa zaczęła się dzięki świętej pamięci profesorowi Wrzesławowi Romańczukowi. Swego czasu zaprosił mnie on jako krajowego konsultanta ds. pediatrii do wizytowania oddziału pediatrii na Lwowskiej, którego był ordynatorem. To był 1992, a może 1993 rok. Droga do Rzeszowa była wtedy koszmarna. Jechałem około 6,5 godz. Horror. Za to na miejscu dałem się porwać osobowości profesora Romańczuka, który był osobą o świetlistym obliczu, dobrej duszy i miał podobne jak ja zainteresowania, nie tylko służbowe. Dzięki niemu odkryłem wiele ukrytych zalet miasta i poznałem wielu ludzi. Profesor był duszą towarzystwa i człowiekiem rozpoznawanym. Za jego sprawą wziąłem udział w "Manewrach Szwejkowskich" i dostałem nawet żołd wypłacony w złotówkach PRL-u. Kontakt służbowy przerodził się w wielką przyjaźń. Moje związki ze stolicą Podkarpacia zacieśniły się jeszcze, kiedy profesor Romańczuk, zaczął tworzyć Wydział Medyczny przy Uniwersytecie Rzeszowskim. Zaprosił mnie do jego współorganizacji. Tym sposobem, od końca lat dziewięćdziesiątych, zacząłem bywać w Rzeszowie regularnie.

- Droga z Warszawy nie jest już horrorem?

- Jest lepiej. Można ją pokonać już w 4,5 godz. Wcale nie szarżując. Przez te 15 lat dostałem tylko jeden mandat.

- Nie dziwi pana, że mieszkańcy Rzeszowa żyją dłużej niż innych polskich miast? Tak wynika z badań przeprowadzonych niedawno na zlecenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego.

- Nie dziwi mnie to. Tu żyje się spokojniej. Stres jest jednym z najsilniejszych czynników niszczących nasz organizm od środka. On przyspiesza miażdżycę i zmiany zwyrodnieniowe w układzie nerwowym, wywołuje niektóre choroby autoimmunologiczne. Ma wiele negatywnych skutków.

- A mnie się wydaje, że w Rzeszowie też sporo ludzi żyje w stresie. Chociażby dlatego, że bezrobocie bardziej daje się tu we znaki niż w bogatych regionach Polski.

- Może poziom stresu związany z życiem zawodowym jest tutaj zbliżony do tego, jaki odczuwają ludzie z innych miast, ale z drugiej strony życie poza pracą jest zupełnie inne niż w wielkiej metropolii. Tutaj łatwiej go odreagować. Sprzyja temu i górzyste położenie Podkarpacia i mało uprzemysłowiony krajobraz. Macie nie tylko Bieszczady, ale i inne piękne tereny. Chociażby malownicze Pogórze Dynowskie. To perełki, które sprawiają, że czasem wystarczy wyjrzeć przez okno, pooddychać czystym powietrzem i regeneruje się ciało, psychika, dusza.

- Powiedział pan niedawno, że mieszkańcy Rzeszowa mają wyjątkowe umiejętności dbania o własne zdrowie. Co to oznacza? Biegamy często do lekarzy, zawczasu zapobiegamy poważnym schorzeniom?

- Nie. System opieki zdrowotnej tylko w 10 procentach odpowiada za stan zdrowia. Decydującym czynnikiem są nasze nawyki zdrowotne. Teza o umiejętności dbania o zdrowie mieszkańców Podkarpacia wynika z prac moich studentów Wydziału Medycznego na Uniwersytecie Rzeszowskim i ich prac magisterskich. Tak też dobieram tematy tych prac, aby zobaczyć, jak wyglądają podstawowe parametry zdrowia publicznego w tym regionie. Studenci pytają ankietowanych o styl życia, otoczenie socjalne, ochronę zdrowia. Z tych badań wynika, że ludzie stąd wiedzą, jak dbać o zdrowie. Wiedzą, że palenie szkodzi, że trzeba się ruszać, dieta śródziemnomorska służy organizmowi, a lampka wina pomaga układowi krążenia.


- Proste rzeczy, a mają duży wpływ na zdrowie.

- Geny tylko w trzydziestu procentach są odpowiedzialne za nasze problemy zdrowotne. W siedemdziesięciu procentach zależą one od naszego stylu życia. Od otoczenia socjalnego, środowiska naturalnego i nawyków. Jeśli człowiek mniej pali, mniej je i więcej się rusza, to jest zdrowszy.

- Mówiąc o otoczeniu socjalnym, ma pan na myśli nasze przywiązanie do rodziny, istnienie wciąż silnych wielopokoleniowych więzi?

- Kiedy rozmawiam ze znajomymi stąd, widzę, że każdy z nich ma wciąż kontakt z rodzicami, dziadkami. W Warszawie, w której dominuje ludność napływowa, więzi z rodziną nie są mocne. Do rodziców czy dziadków wyjeżdża się raz na kwartał albo rzadziej. Na pewno w czasie świąt, bo akurat wtedy ulice i parkingi w stolicy pustoszeją.
- Młodzi mogliby wzruszyć ramionami, kiedy mowa o roli rodzinnych więzi. Rodzice czy dziadkowie też potrafią zestresować.
- To pewnie pytania do socjologa, a nie lekarza. Ale jako lekarz mogę potwierdzić, że życie w dużych społecznościach sprzyja długowieczności. Najlepszym przykładem jest Japonia, gdzie wielopokoleniowe rodziny na wsi mieszkają razem na całkiem małej przestrzeni. Japończycy żyją dłużej niż Europejczycy. Decydują o tym wprawdzie także inne czynniki, ale więzi rodzinne również odgrywają ważną rolę. Z kolei z badań wykonanych w izraelskich kibucach (spółdzielcze gospodarstwa rolne - red.) widać, że choroba wieńcowa i zawały serca rzadziej dotykają członków tej społeczności niż Żydów mieszkających w dużych miastach Izraela. Zatem życie w mocno związanej ze sobą społeczności i w bliskim kontakcie z rodziną, trzymanie się razem i wspólna praca nad wspólnym celami, jest dla zdrowia korzystne.

- Jednak młodzi ludzie uciekają za chlebem ze zdrowego Podkarpacia, a "bezstresowy" Rzeszów zamieniają na "szybkie życie" Londynu.

- Wielkie ruchy ludnościowe zawsze w historii występowały. Kawał Ameryki jest zasiedlony przez mieszkańców przedwojennej jeszcze Galicji. Prawda jest jednak taka, że życie inne niż wielkomiejskie jest bardziej zgodne z rytmami fizjologicznymi człowieka. Fakt, że cywilizacja i tu wkracza, bo ludzie na wsi też oglądają telewizję do północy, zamiast zapaść w zdrowy sen. Mimo wszystko jednak, właśnie żyjąc bliżej natury, człowiek zachowuje rytm zgodny ze swoim światem wewnętrznym. Życie wielkiego miasta jest gwałtem na psychice i fizjologii człowieka. Dlatego tam częściej się choruje.

- Kiedy zatem przeprowadza się pan do Rzeszowa?

- Miałem już takie propozycje. Ale moja rodzina już od pokoleń mieszka w Warszawie. Tu są moi rodzice, dzieci i wnuki. Nie mówię, jednak, nie. Kto wie, gdzie zamieszkam w późnej starości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24