Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina rozdarta na pół. Ten dramat rozgrywa się w majestacie prawa

Andrzej Plęs
Przez trzy lata byli nierozerwalną rodziną. Od 10 miesięcy ojciec i córka nie maą żadnego kontaktu z Olą, a matka w ogóle nie kontaktuje się z Beatką.
Przez trzy lata byli nierozerwalną rodziną. Od 10 miesięcy ojciec i córka nie maą żadnego kontaktu z Olą, a matka w ogóle nie kontaktuje się z Beatką. Bartosz Frydrych
Kiedy mieszkały razem z ojcem w Maleniskach, siostry były nierozłączne. Po tym, jak dziesięć miesięcy temu matka wywiozła małą Olę do Francji, nie mają ze sobą żadnego kontaktu.

Rudziński mówi, że ani on, ani jego córka nie znają dnia ani godziny. I może lepiej będzie, jeśli Beatka jak najrzadziej przebywać będzie w rodzinnym domu w Maleniskach. Im rzadziej, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że wpadnie matka dziewczynki z kuratorem sądowym i w asyście policji wyszarpie dziewięciolatkę z domu, wpakuje do samochodu i wywiezie do Francji. A wszystko z błogosławieństwem prawa i decyzji sądowych.

Już raz tak było: w październiku ubiegłego roku ekipa w takim właśnie składzie pojawiła się znienacka w szkole w Maleniskach, kurator wyciągnął papier z decyzją sądu o egzekucji. Nie bacząc na opór dziewczynki, wciągnięto sześcioletnią Olę do samochodu matki i wywieziono. Dokąd? Rudziński przypuszcza, że do Francji, gdzie mieszka matka Oli. Krzyki i płacz szkolnej dzieciarni pamiętają w szkole do dziś. Beata też pamięta młodszą siostrę, choć przez ostatni niemal cały rok nie wiedziała jej i nie słyszała.

- Pisaliśmy do Oli kilka razy pod adres, jaki moja żona podała sądowi - tłumaczy Zdzisław Rudziński. - Bez odpowiedzi. Jak postraszyłem pocztę, że będę domagał się odszkodowania za to, że może w ogóle nie dostarcza mojej korespondencji, to poczta uzyskała od francuskiego odpowiednika potwierdzenie, że nasze listy do Oli jednak dostarczyła. A odpowiedzi nie było.

Mówi "nasze", bo do jego listów do córki dopisywała się Beata. I do każdego dołączała rysunek. Kiedy żyli i mieszkali w Maleniskach we trójkę, siostry były nierozłączne. Od dziesięciu miesięcy nie mają ze sobą żadnego kontaktu.

Rodzeństwo rozerwane

Rudziński przez lata prowadził we Francji maleńką firmę budowlaną, do Francji ściągnął żonę, we Francji urodziły się Beata i Ola. Tam zarabiał, w Maleniskach budował dom dla nich wszystkich. Kiedy zbudował, postanowił, że wracają do Polski. I wtedy żona powiedziała - nie. Bo chce zostać we Francji.

Nie najlepiej działo się wtedy w małżeństwie, więc zabrał obie córki i wrócił do Polski. Mówi, że przez trzy lata matka nie interesowała się córkami i konfliktu małżeńskiego nie było, dopóki Rudziński nie złożył pozwu rozwodowego i wniosku o zasądzenie alimentów od matki dla córek. Wtedy rozpętało się piekło, bo reakcja matki była błyskawiczna: złożyła w sądzie wniosek o przyznanie jej praw opiekuńczych.

Sąd Okręgowy w Rzeszowie najpierw przyznał prawo do opieki ojcu, sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie, ten przyznał prawa opiekuńcze matce. Rudziński odwołał się od tej decyzji znów do sądu okręgowego, ale ten uparł się, że zobowiązany jest postanowieniem SA w Rzeszowie i... też przyznał prawo do opieki matce. Tłumaczył, że decyzję oparł na opinii Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno - Konsultacyjnego w Rzeszowie.

Nie pomógł protest Rzecznika Praw Dziecka, że przebieg badania i sama opinia RODK była nieprofesjonalna, nie pomogło nawet stanowisko prezesa sądu, przyznające, że działania RODK odbiegały od standardów. Sąd zdecydował, że dziewczynki mają być przy matce.

Czyli, gdzie? Bo Rzecznik Praw Dziecka w piśmie do rzeszowskiego sądu zwracał uwagę, że matka gdzieś tam we Francji ma zameldowanie tymczasowe, że nie pracuje, a jedynie uczęszcza na kursy przygotowujące do pracy, że utrzymuje się z zasiłku, jak więc chce utrzymać córki? I w jakie warunki sąd chce posłać dwie małe dziewczynki?

Nic nie pomogło, matka dziewczynek pojawiła się w szkole w Maleniskach w asyście kuratora sądowego i policji, kurator wyciągnął postanowienie sądu, pochwycono 6-letnią Olę, zapakowano do samochodu. Ośmioletniej wówczas Beaty pochwycić nie zdołano, została z ojcem. Ale decyzja sądu wciąż obowiązywała i także Beatę można było w majestacie prawa wywieźć do Francji.

Ojciec porywacz?

Mimo odwołań Rudzińskiego, kolejne instancje sądowe były nieubłagane: dziewczynki mają być z matką. Nie pomagały też interwencje Rzecznika Praw Dziecka, by badaniom psychologicznym poddać rodziców i dzieci w ośrodku innym niż rzeszowski RODK. W końcu to na opinii tej instytucji sądy podejmowały decyzje, a nawet prezes Sądu Okręgowego w Rzeszowie w oficjalnym stanowisku uznał opinię RODK w tej kwestii za nie do końca wiarygodną.

Wymiar sprawiedliwości jednak pozostał przy swoich decyzjach. A te mówiły: Beatka i Ola od 1 lipca mają być z matką. Tyle że Ola była we Francji już od października ub. r., a Beatką matka najwyraźniej nie była zainteresowana. Rudziński mówi, że od niemal roku nie kontaktowała się z córką ani razu. Nawet tego majowego dnia, kiedy dziewczynka świętowała przystąpienie do pierwszej komunii.

W tle sądowych batalii rozwodowych wciąż nierozstrzygnięty był wątek kontaktów ojca z córkami, które sądy "przyznały" matce. Po koniec czerwca kwestię rozstrzygnięto. Zaskakująco nieco, bo Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał, iż Rudziński "będzie miał prawo wraz z małoletnią córką Beatą Rudzińską do kontaktów z małoletnią córką Aleksandrą Rudzińską na czas trwania procesu".

Po czym sąd zaznaczył, że za każdym razem, kiedy ojciec z Beatą będą we Francji, będą mieli prawo widywać się z Olą. Rudziński oniemiał, bo w ten sposób sąd zasugerował, że Beata ma być z ojcem, skoro razem mają jeździć do Francji, tymczasem wcześniej zdecydował, że dziewczynka ma być z matką.

Bardziej Rudzińskiego ubodły sądowe warunki kontaktów z Olą: o wizycie ma uprzedzić matkę co najmniej tydzień wcześniej. To przełknął. Dalej było gorzej: spotkania mogą odbywać się każdego dnia wizyty od godz. 15. do 19. Dłuższe spotkania byłyby "nadmierne". Sąd nie wytłumaczył, z jakiego powodu nadmierne. To Rudziński przełknął z trudem, za to ubodło go, że z Olą może widywać się tylko w obecności matki.

A jeszcze bardziej uzasadnienie: nie może widywać się z Olą bez obecności matki, bo "mogło by to spowodować nieprzewidywalne konsekwencje". Rudzińskiemu nie wolno też zabierać Oli na święta Bożego Narodzenia i wielkanocne, czego się domagał, nie wolno mu gościć Oli w Polsce przez miesiąc wakacji, bo... "nieprzewidywalne konsekwencje". Jakie? "...w tym na przykład niezwrócenie dziecka przez powoda" - dopowiada sąd.

- Zrobiono ze mnie porywacza, niemal terrorystę, a mnie chodzi tylko o to, żeby być ojcem - denerwuje się Rudziński.

Walka o córkę

Rudziński znajduje wsparcie u Rzecznika Praw Dziecka. - Po zapoznaniu się z dokumentacją Rzecznik Praw Dziecka złożył wniosek, aby małoletnie córki na czas trwania postępowania pozostały przy ojcu. Zabiegał również o powierzenie ojcu sprawowania bezpośredniej pieczy nad dziećmi - informuje Łukasz Sowa z Biura Prasowego RPD. - Powiadomił też prezesa Sądu Okręgowego w Rzeszowie o nieprawidłowym przebiegu badań w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym w Rzeszowie.

RPD wnioskował też o zmianę postanowienia sądu z czerwca o sposobie kontaktowania się z Olą. I o to, by Beata mogła zostać pod opieką ojca. Na te zabiegi już raz dostał od rzeszowskiego sądu dyskretną reprymendę na swoje wnioski. Rzecznikowi odpisano, że sądy w swoich decyzjach są niezawisłe.

Rudziński w poszukiwaniu sojuszników zrobił kurs po biurach poselskich. Na jego prośbę zareagował Dariusz Dziadzio: "Zwraca się (do mnie - red.) wiele osób, które podnoszą w wątpliwość funkcjonowanie Rodzinnych Ośrodków Diagnostyczno-Konsultacyjnych" - napisał do ministra sprawiedliwości. I zaznaczył wprost, że opinie RODK często są powodem dramatów rodzinnych.

I powołując się na casus Rudzińskiego, poseł zasugerował, by decyzje sądowe w takich sprawach zapadały po konfrontacji dwóch niezależnych opinii, ..."by wyeliminować wiele rodzinnych tragedii". Interwencję obiecał też poseł Tomasz Kamiński, jego prawnik już zapoznał się z dokumentacją sprawy. - Możemy, jako posłowie, apelować, ale już w podobnej sytuacji otrzymałem z sądu odpowiedź, że moja interwencja jest wpływaniem na niezależną władzę sądowniczą - poseł Kamiński nie pozostawia złudzeń.

Rudziński nie rezygnuje. Wprawdzie nie widział i nie słyszał Oli od dziesięciu miesięcy, ale wciąż ma nadzieję, że kiedyś znów będą we trójkę. Beata cieszy się, że we wrześniu wróci do szkoły w Maleniskach, ojciec jest tym przerażony. Bo wyrok sądu wciąż obowiązuje i każdego dnia, podczas każdej lekcji w szkole znów może pojawić się matka z kuratorem i w asyście policji.
***
Z matką dziewczynek nie ma kontaktu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24