Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeszowski detektyw na tropie mafii

Andrzej Plęs
Tomasz Wilczkiewicz
- Jeśli nie wrócę za dwie godziny, zawiadom policję - polecił rzeszowski detektyw Józef Przyboś swojemu pracownikowi. I poszedł na spotkanie z szefem pruszkowskiego gangu.

Na fali entuzjazmu prywatyzacyjnego firma postanowiła wypuścić akcje tylko dla swoich pracowników czynnych i emerytowanych. Akcje zostały wycenione na około 100 złotych każda i przekazane pracownikom w różnych ilościach, w zależności od stażu pracy i zarobków.

Już po kilku tygodniach od tej operacji w oddziałach firmy zaczęli pojawiać się obcy młodzi ludzie w "wypasionych" samochodach, których rejestracje wskazywały, że są spoza Podkarpacia. Młodzi ludzie proponowali pracownikom odkupienia akcji, ale już w cenie około 800 złotych za jedną. Wielu się skusiło, skoro za 100 złotych można było dostać 800.

O tej operacji szybko dowiedziała się dyrekcja zakładu. Szefowie wyczuli zagrożenie, bo w miarę, jak akcje znikały z portfeli pracowników, rosło prawdopodobieństwo, że cała spółka wkrótce stanie się własnością...

No, właśnie nie wiadomo kogo. To mógł być kapitał zagraniczny (wersja optymistyczna), albo przestępczość zorganizowana chciała w ten sposób wyprać kasę z nielegalnego biznesu. Dyrekcja firmy obawiała się też, że to może być koniec spółki. Sprawa do łatwych nie należała, poproszono więc o pomoc do rzeszowskiego detektywa Józefa Przybosia.

Dyrekcja chciała wiedzieć, kto naprawdę finansuje wykup akcji, bo młodzi ludzie, którzy jeździli po oddziałach firmy, raczej nie mogli dysponować tak dużymi pieniędzmi.

- Wyruszyłem w Polskę z obstawą uzbrojoną po zęby - opowiada Przyboś. - To nie było szukanie dowodów zdrady małżeńskiej, to było wypowiedzenie wojny dużemu kapitałowi niejasnego pochodzenia, a taki nie przebiera w środkach.

Wyjątkowo "pracowici" młodzi ludzie

Pierwsze ślady wiodły do województwa małopolskiego. Stąd pochodziła część młodych ludzi, którzy w podkarpackiej firmie zjawili się z dużą kasą. Z kolei numery rejestracyjne wozów, którymi się poruszali, zaprowadziły do niewielkiego miasteczka. A w takim miasteczku wszyscy się znają, niemal wszystko o sobie wiedzą i tylko wystarczy pytać. Tylko?

- Takie środowisko to ułatwienie i utrudnienie zarazem - tłumaczy Przyboś. - Łatwo zdobyć informacje i jeszcze łatwiej się zdemaskować. Gdyby do ludzi, których rozpracowuję, dotarła informacja o moim zainteresowaniu, mogłoby być groźnie.

Na taką okoliczność każdy szanujący się detektyw ma system pytań i "zagajeń", które nie demaskują. Można na przykład wyrazić uznanie, że w takiej niewielkiej miejscowości młodzi ludzie szybko pomnażają majątek, można wyrazić podziw dla ich pracowitości. A że cudze bogactwo w oczy kole, więc ludziska zaczynają mówić o nowobogackich krytycznie.

- I tu było identycznie - opowiada Przyboś. - Dziwili się, że tak młode osoby zgromadzili znaczny majątek, bo faktycznie przed ich domem zauważyłem osiem wypasionych aut. Gdy zapytałem w urzędzie gminy, czy ci ludzie prowadzą jakąś działalność, to wyszło, że zajmują się produkcją pieczątek i wizytówek.

Dam panu po dwa tysiące za akcję

Ustalił, że młodzi ludzie skupowane akcje odsprzedają do biura o nazwie "Ekspert", które swoją siedzibę ma w niewielkim mieście pod Poznaniem. Przyboś ruszył do Wielkopolski, w biurze "Eksperta" nikogo nie zastał. Przez dwa obserwacji nikt się nie pojawił. Pracownicy sąsiednich instytucji nie wiedzieli nic o "Ekspercie". Tylko jedna z pań z sąsiedztwa pozbawiła Przybosia złudzeń, ale i wlała trochę nadziei.

- Powiedziała, że szkoda mojego czasu, bo tu nikt nie przychodzi, ale może mi umożliwić kontakt telefoniczny z właścicielem tego biura, jeśli podam swój numer telefonu, wtedy on oddzwoni.

Na takie sytuacje detektyw też jest przygotowany. Podał numer, ale taki, który w nie był związany z jego działalnością. Należało się liczyć z tym, że właściciel "Eksperta" zechce go sprawdzić.

- Po trzech godzinach oddzwonił i dał się nabrać na moją bajkę - opowiada Przyboś. - Zaproponowałem mu sprzedaż akcji w większej ilości, bo jestem emerytem prywatyzowanej firmy i mam możliwość odkupić akcje od znajomych i kolegów. Uwierzył i za każdą akcję zaproponował dwa tysiące złotych plus prowizję.

W jaskini lwa

Do transakcji nie doszło, ale Przyboś już wiedział, kto skupuje udziały w podkarpackiej firmie. Szybko okazało się, że nie tylko mieszkaniec Poznania. Kolejny ślad wiódł do Olsztyna, jeszcze inny - do Pruszkowa i miejscowej mafii.

- Aby dojść do szefa tego interesu, byłem przez łysych "żołnierzy" herszta dokładnie obszukany - wspomina Przyboś. - Wcześniej uprzedziłem swojego pracownika, że jeśli nie wrócę za dwie godziny, niech zawiadomi policję.

Tu za akcję wynegocjował 6 tys. złotych. Albo podkarpacka spółka była rzeczywiście tak wiele warta, albo pruszkowski gang miał mnóstwo gotówki, którą szybko musiał "zalegalizować". A gang miał zarejestrowaną działalność i... sprzedawał drewno kominkowe.

Takim interesem nie sposób uzasadnić góry pieniędzy, jaką zapewne dysponował z nielegalnej działalności. Wykup akcji legalnej spółki, to jeden ze sposobów, by z przestępczości zorganizowanej wejść w legalny interes. Za taką operację warto dać 6 tys. zł za akcję o nominalnej wartości 100 zł.

Świetny interes na prywatyzacji

Przyboś już wiedział, kto skupuje akcje pod Poznaniem, w Olsztynie i w Pruszkowie. Z kompletem informacji zjawił się w dyrekcji podkarpackiej firmy. Ta uznała, że ma dość, by zawiadomić policję.

- Od znajomego pracownika tej spółki dowiedziałem się potem, że dyrektor na zebraniu załogi wspominał, iż "można dziękować pewnej firmie detektywistycznej, że jeszcze istniejemy". Pewnie chodziło o to, że odpowiednie działania zapobiegły przejęciu spółki przez podejrzany kapitał.

Przyboś jest przekonany, że w innych prywatyzowanych firmach takiego obrotu spraw nie udało się uniknąć. Bo dla posiadaczy akcji mógł to być interes życia. W przypadku podkarpackiej firmy 100 akcji w cenie początkowej po 100 zł można było kupić w jeden dzień i odsprzedać je po 6 tysięcy. Zysk łatwo policzyć - około pół miliona na czysto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24