Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandal! Wyszkolony za ciężkie pieniądze antyterrorysta musi iść na rentę

Andrzej Plęs
Marek Błędniak: - Odmawiają renty ludziom chorym, którzy nie mogą pracować. A ja chcę pracować, to wciskają mi rentę.
Marek Błędniak: - Odmawiają renty ludziom chorym, którzy nie mogą pracować. A ja chcę pracować, to wciskają mi rentę. Andrzej Plęs
8 lat w policyjnym pododdziale antyterrorystycznym w Zaczerniu, elita służb mundurowych. Wcześniej rok w prewencji w Warszawie. Klata jak szafa, biceps jak udo i takiemu gościowi wciskają papiery rencisty.

Trzydziestoletni rencista o posturze strongmena. Tragikomiczne. Chce wrócić do policji, policja pozwala. Nie pozwalają lekarze. To poszedł na sądową wojnę z lekarzami.

Mikrowylew sam się zasklepił

Lipiec ubiegłego roku, ciepło. Marek Błędniak dłubał coś rekreacyjnie wokół swojego domu w Tyczynie, tak w ramach urlopu. Trochę bolała głowa, ale tylko trochę. I przestała boleć. Następnego dnia też zabolała, ale przestała. Kolejnego dnia wieczorem łeb pękał, że nie przespał nocy.

- Pojechałem do naszego szpitala, na Krakowską w Rzeszowie, zrobili mi wszystkie badania i wszystko było w porządku. Poza bólem głowy - opowiada Błędniak. - Dostałem ketonal w kroplówce, nie pomogło. Dostałem skierowanie na tomografię, do szpitala na Lwowskiej.

Tu dostał następne dwie porcje ketanolu i... nie pomogło. Odleżał swoje w szpitalu. Lekarze nie wiedzieli, o co chodzi. Tomograf podpowiedział: naczyniak żylny prawej półkuli mózgu. Lekarze sugerowali, żeby rodzina szukała w Polsce innych ośrodków neurologicznych i rodzina znalazła. W Sosnowcu.

- Siedemnaście dni leżałem w Sosnowcu, czekałem na kolejną tomografię i dalej nie wiedzieli, co ze mną zrobić - opowiada. - Były plany, żeby mi czaszkę otworzyć, w końcu kolejna tomografia i okazało się, że mikrowylew sam się zasklepił. Wróciłem na tydzień do szpitala w Rzeszowie, lekarze byli zdziwieni, że chodzę.

I cały cykl badań: od paznokci u stóp po czubek głowy. W końcu w takiej formacji pracuje, że zdrowy musi być bez zastrzeżeń. Badania wyszły wzorcowo. Po tygodniu wrócił do pracy w mundurze. Szef wysłał go na komisję lekarską, bo tak nakazują przepisy.

Całkowicie niezdolny do pracy w policji

Stanął przed resortową komisją lekarską, chirurg przebadał - odruchy w porządku. Pani doktor neurolog spojrzała w kartę szpitalną pacjenta Błędniaka, przepisał do swojej opinii zapisy z karty.

- Przewodniczący pozbierał wyniki badań, spojrzał w wykaz chorób i ułomności, jakie dyskwalifikują w naszej służbie i powiedział, że nie będzie dobrze - denerwuje się Błędniak. - Kazali mi wyjść na korytarz, po chwili przez drzwi podano mi decyzję: trzecia grupa inwalidzka. Czyli - całkowicie niezdolny do pracy w policji. Ale zdolny do pracy w cywilu. Podcięło mi nogi. Dziś jeszcze jestem policjantem, jutro już nie.

A tuż przed tym wypadkiem (?) skończył policyjną, podyplomową szkołę w Szczytnie. Bo chciał się rozwijać, awansować, ma skończone studia z resocjalizacji, ta szkoła miała mu dać przepustkę do szkoły oficerskiej. Lekarze położyli kres planom.

Od decyzji komisji wojewódzkiej odwołał się do resortowej komisji okręgowej w Krakowie. Uzbroił się w zaświadczenie lekarskie, które mówi, że może pracować zgodnie z kwalifikacjami. Pojechał do lubelskiej kliniki, tu dostał "profesorskie" zaświadczenie lekarskie, że może pracować w służbie, choć z ograniczeniem wysiłku fizycznego.

Już nie miał złudzeń, że pozostanie w jednostce antyterrorystów, na pierwszej linii. Miał tylko nadzieję, że pozostanie w mundurze i o to walczył. Zaświadczenia wysłał do Krakowa, kazali mu się stawić przed komisją.

- Zmierzyli mi ciśnienie, wyszło 150 górnego i pani przewodnicząca orzekła, że choruję na nadciśnienie - opowiada. - Tłumaczyłem, że właśnie decyduje się moje życie i w takiej chwili mam prawo do stresu. Że co roku przechodzimy w pododdziale gruntowne badania i z ciśnieniem nigdy nie miałem kłopotu. Od nich też dostałem trzecią grupę inwalidzką. Zatrzasnęli mi drzwi do pracy w policji.

Pani przewodnicząca tłumaczyła, że może i jest zdrowy, że wprawdzie nie ma żadnych konsekwencji tego mikrowylewu, ale skoro raz miał naczyniaka, to może mieć jeszcze raz. I jak mu się zdarzy podczas służby, to komisja dostanie po głowie, że pozwoliła mu nosić mundur.

Dobra wola przełożonych nie wystarczy

Odpuścił poddoddział antyterrorystyczny, tu lekarze nie pozwolą mu wrócić. Na pewno nie do grupy szturmowej. Ale przecież znalazłoby się dla niego zajęcie.

- Rozmawiałem z przełożonym w jednostce, chciał mnie zatrzymać - zapewnia Błędniak. - Jak ma być z ograniczonym wysiłkiem fizycznym, to choćby w roli instruktora. Naczelnik wyszkolenia w komendzie wojewódzkiej dzwonił przy mnie do komisji, deklarował, że chce mnie zatrzymać, byle tylko komisja dała zielone światło. Nie zrobiło to na komisji wrażenia.

I takie deklaracje potwierdza policja: - Komendant wojewódzki, inspektor Józef Gdański, osobiście zapewnił policjanta, że chciałby, by pozostał w służbie - mówi podkom. Paweł Międlar, rzecznik komendanta. - Ale warunkiem jest pozytywne orzeczenie komisji lekarskiej. W tej chwili orzeczenia komisji są jednoznaczne - nie jest zdolny do wykonywania zawodu policjanta. Orzeczenie jest wiążące - taka osoba policjantem być nie może. Wynika to z zapisów ustawy.

Dobra wola przełożonych nie wystarczy, decydują lekarze.

Walka do końca

Od decyzji okręgowej komisji lekarskiej w Krakowie odwołał się do centralnej w Warszawie. Ta podtrzymała decyzję krakowskiej.

- I dodali, że nie ma w policji takiego stanowiska, na którym mógłbym pracować - zżyma się Błędniak. - I że nawet warunki atmosferyczne mogą mi zaszkodzić. A ja znam ludzi w policji, którzy pracują po zawałach serca, z szeregiem innych schorzeń. A mnie wyeliminowano. Ale w cywilu wolno mi pracować, choćby w kopalni, na budowie, nawet ochroniarzem mogę być.

Dawali mu uprawnienia rentowe na trzy lata, o których on nie chce słyszeć.
- Odmawiają renty chorym ludziom, którzy nie mogą pracować. Ja chcę pracować, to wciskają mi rentę. Jeśli mi dają rentę, to znaczy, że jestem chory. Tylko nikt nie stwierdził na co, bo przecież na nic się nie leczę.

Szkolili go do walki, walkę ma we krwi. Poszedł na wojnę z komisjami lekarskimi.
- Złożyłem do sądu administracyjnego w Warszawie - tłumaczy. - Niech sąd rozstrzygnie, czy orzeczenia lekarskie były zgodne z prawem.

Pieniądze podatników poszły w błoto

Nie myśli już o tym, żeby odbijać zakładników i szturmować twierdze bossów zorganizowanej przestępczości. Ale przecież może pracować w dochodzeniówce, może szkolić. Bo kupa pieniędzy poszła na jego wyszkolenie i teraz komisja wszystkie te pieniądze podatników wyrzuca w błoto.

Przecież ma uprawnienia instruktorskie taktyk i technik interwencji, ma doświadczenie. Tak w cywilizowanym świcie się nie robi, bo z jego wiedzą i umiejętnościami byłby bezcenny dla "drugiej strony". I nie precyzuje, czy to obcy wywiad, środowiska przestępcze, czy zorganizowana przestępczość.

Absurd sytuacji dostrzega gen. bryg. Tomasz Bąk, szef Podkarpackiego Oddziału Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych GROM. - To głupota - mówi wprost. - W niektórych jednostkach specjalnych na Zachodzie są wykorzystywani nawet ludzie, którzy stracili możliwość poruszania się, jeżdżą na wózkach inwalidzkich, ale ich wiedza i doświadczenie mogą służyć innym wyjaśnia. Przecież nie musi wracać do zespołu bojowego, może być wykładowcą, instruktorem. I po to powołaliśmy fundację, by wykorzystywać unikatowe umiejętności takich ludzi.

A Błędniak ćwiczy, "pakuje", jeździ na rowerze, jakby chciał komisji lekarskiej udowodnić, że wysiłek go nie zabije. Komisji pewnie nie przekona, może przekona sąd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24