MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To była robota kata

Janusz Motyka Roman Kijanka
Podziemne katownie istniały pod każdym miejskim ratuszem. To było stałe miejsce urzędowania kata.
Podziemne katownie istniały pod każdym miejskim ratuszem. To było stałe miejsce urzędowania kata. Roman Kijanka
Na jarosławskim Rynku ma stanąć pręgierz. Dla upamiętnienia dawnego miejsca straceń...

Przed jarosławskim ratuszem zapada się fragment bruku. Dokładnie w tym miejscu 40 lat temu wydobyto tysiące (!) ludzkich czaszek. - To były ofiary katowskiego miecza - uważa regionalista Zbigniew Zięba.

Czaszki leżały na głębokości ok. 1,5 metra. Wykopali je w 1967 r. robotnicy, którzy ryli ziemię w okolicy ratusza. Marian Barański, ówczesny szef budowlańców, kazał czaszki załadować na dwie ciężarowe wywrotki o tonażu 3,5 t. i pochować w specjalnym grobie na nowym cmentarzu w Jarosławiu. Miejsce makabrycznego znaleziska łatwo dziś odnaleźć, bo Barański postanowił oznaczyć go innym kolorem kostki. Ulica jest szaro-wiśniowa, a obrys dołu, z którego wydobyto czaszki, wyłożono kostką szarą. Gdyby nie to, dzisiaj zapewne nikt by nie wiedział, skąd wydobyto szczątki. Chociaż może nie do końca, bo w tym miejscu bruk osiadł i w jezdni powstało zagłębienie.

Pod pręgierzem

Skąd w centralnym punkcie miasta tyle czaszek? - Tutaj stał pręgierz i było miejsce straceń - uważa Zbigniew Zięba, magistracki urzędnik i regionalista. - Dawniej egzekucje odbywały się przy udziale tłumów mieszczan.

Ale czy naprawdę kat ściął w tym miejscu tysiące głów?! Zięba tłumaczy to duchem ówczesnych czasów. - Gardłem karano za morderstwa, kradzieże, dzieciobójstwa, świętokradztwo lub cudzołóstwo. Urzędujące w ratuszu sądy wójtowsko-ławnicze wydawały bardzo surowe wyroki. Nie tylko na mieszczan ale i na okolicznych chłopów.

Muzealnicy żądają dowodów

Ostrożnie do teorii jarosławskiego urzędnika podchodzą muzealnicy. - Pręgierz na pewno w mieście był - przyznaje Jarosław Orłowski, dyrektor jarosławskiego muzeum - ale czy akurat stał w tym miejscu, to rzecz do zbadania. Jak też to, że znalezione tu czaszki ludzkie to ślady działalności kata. Muzeum nie ma żadnych dokumentów świadczących o tym znalezisku i o kacie.

Z dystansem do tych rewelacji podchodzi również Małgorzata Wołoszyn z Muzeum w Przeworsku. - Trzeba pamiętać, że nie każdy wyrok śmierci kończył się na klocu pod katowskim mieczem czy toporem - zaznacza. - Repertuar kar był bardzo szeroki, jak świadczą o tym zachowane "poradniki" w tym zakresie. Sprawców także wieszano lub po prostu topiono.

Tak było choćby ze złodziejami recydywistami. Przy pierwszej "wpadce" delikwentowi obcinano uszy. Przy drugiej, żelazem kat wypalał na twarzy złodziejskie znamię. Za trzecim razem złodziej tracił życie; sprawcę - jak tłumaczy przeworska muzealniczka - zaszywano w worku z psem i...kogutem po czym wrzucano do rzeki.

Gardło za małżeńską zdradę

Zdaniem Zięby, w Jarosławiu kat urzędował jeszcze pod koniec XVIII w. W pobliskim Przeworsku zachowały się dokumenty z tego okresu z procesów przeciwko kobietom. W jednym z nich czytamy, że w 1755 roku na przeworskim rynku kat ściął głowę niejakiej Suchorzepinie. Niewiasta miała pecha, bo przyłapano ją na cudzołóstwie z wędrownym grajkiem, cymbalistą o nazwisku Berek Szrulewicz. Żyd ocalił głowę, ale kobieta poszła na szafot. Ostatni wyrok śmierci przeworski kat wykonał w 1785 r. na Zosi Frey.

Dziewczyna długo ukrywała ciążę, a kiedy urodziła nieślubne dziecko, "dla uniknięcia wstydu" - jak tłumaczyła w sądzie - udusiła go i zakopała. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Freyównę ścięto mieczem na rynku, Ciekawy jest wpis, że sędziowie rozważali jeszcze wbicie drewnianego kołka w serce martwej dzieciobójczyni, ale w drodze nadzwyczajnego złagodzenia kary odstąpiono od tego zabiegu.

Znawca anatomii

Kat miał pełne ręce roboty, bo był częścią procedury sądowej. Tortury, jako sposób wyciągania zeznań od opornych w sprawach karnych, stosowano w Polsce aż do roku 1776. W każdym ratuszu w lochach była izba tortur z całym wyposażeniem. Było to stałe miejsce urzędowania kata. Poza torturowaniem i ścinaniem głów w wolnych chwilach prowadził on domy publiczne, był rakarzem miejskim, oczyszczał przy pomocy hycli miasto z padliny, za co dostawał osobną gażę.

Zajmował się też...leczeniem ludzi i zwierząt, bo - z racji wykonywanego zawodu - uchodził za znawcę anatomii. Generalnie jednak katowską profesję otaczała aura strachu i odrazy, a sam wykonawca pozostawał poza społeczeństwem. Nawet jego dom stał poza murami miasta.

Kat do wynajęcia

Zapotrzebowanie na "mistrzów sprawiedliwości" było duże, ale nie każde miasto mogło sobie pozwolić na utrzymywanie własnego kata. Był bowiem bardzo wysoko opłacanym funkcjonariuszem i nie każdy budżet było na niego stać. Często kilka miast składało się na utrzymanie kata; tak było w przypadku Lublina, Sandomierza i Opatowa, które "obsługiwał" jeden mistrz.

Tak mogło być i na naszym terenie.

Zięba opowiada: - W lwowskim archiwum znajduje się prośba rady miasta Jarosławia z 1776 r., w której prosi się o zwrot wypożyczonego kata, zaznaczając jednocześnie, że dopiero po jego powrocie trzymany w zastawie szlachcic lwowski zostanie z Jarosławia zwolniony.

Postawimy tu pręgierz

Jarosławscy regionaliści chcieliby, żeby pręgierz na Rynku stanął na nowo. - Oczywiście nie jako element wymiaru sprawiedliwości, ale jako atrakcja turystyczna - śmieje się Zięba.

Burmistrz Andrzej Wyczawski zapewnia, że przy planowanej modernizacji Rynku miasto nie zapomni o dawnym miejscu straceń. - Zostanie wyeksponowane. Świadcząc o historii miasta będzie również dodatkową atrakcją turystyczną. Zastanawiamy się w jaki sposób je wyróżnić. Może rzeczywiście stanie tam kopia pręgierza?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24