Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Banku Spółdzielczym w Grębowie wszyscy wiedzieli o przekrętach, ale nikt nie chciał się wychylić i zgłosić sprawy?

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
Kolejna odsłona procesu byłych pracowników Banku Spółdzielczego w Grębowie, którzy swoim działaniem doprowadzili tę placówkę do bankructwa w 2019 roku. Przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu na pytania sądu i stron w środę 25 października odpowiadała Danuta R. - specjalista do spraw samorządowych i obsługi oszczędności, audytor wewnętrzny w Banku Spółdzielczym w Grębowie. Kobieta opowiadała o nieprawidłowościach, do jakich dochodziło w placówce.

Proces byłych pracowników Banku Spółdzielczego w Grębowie

Przypomnijmy, że na ławie oskarżonych zasiada sześcioosobowa zorganizowana grupa przestępcza z zarzutami dokonania wielomilionowego przekrętu i w konsekwencji doprowadzenia do bankructwa banku oraz były przewodniczący i zastępca przewodniczącego Rady Nadzorczej Banku Spółdzielczego w Grębowie, którym prokuratura zarzuca brak sprawowania należytej kontroli nad działaniem banku.

Kliknij tutaj, by poznać szczegółowe zarzuty prokuratorskie stawiane poszczególnym oskarżonym.

Czytaj także:

Dotąd w tym gigantycznym procesie sąd zdążył przesłuchać na dwóch pierwszych terminach pierwszą z oskarżonych, Bożenę S. - do 2012 roku starszego inspektora do spraw oszczędności i depozytów w Banku Spółdzielczym w Grębowie, w latach 2017-19 członkinię Rady Nadzorczej banku. Kobieta całą odpowiedzialnością za przekręty, do jakich dochodziło przez 15 lat (2004 - 2019) obarcza prezes banku, Janinę K.

Bardzo podobnie rolę szefowej grębowskiego banku w procederze opisywała w środę przed sądem i wcześniej w prokuraturze (sąd odczytywał wyjaśnienia) oskarżona Danuta R. O bankowych przekrętach dowiedziała się w 2012 roku, kiedy to na stanowisku zastąpiła Bożenę S., gdy ta podupadła na zdrowiu i poddała się operacji, a ostatecznie nie wróciła do pracy.

- Dowiedziałam się, że coś jest nie tak, gdy któregoś dnia przyszedł klient z książeczką oszczędnościową, żeby zlikwidować depozyt. Było potwierdzenie wpłaty pieniędzy, ale okazało się, że takiego depozytu nie ma wprowadzonego do systemu bankowego - wyjaśniała Danuta R. - Poszłam do pani prezes Janiny K. Nie była wcale zdziwiona faktem, że nie ma takiego depozytu w systemie. Mówiła, że to wszystko wina Bożeny S., ale ani wtedy, ani przy kolejnych podobnych przypadkach nie kwestionowała żądań klientów. Poleciła mi obliczyć wysokość wypracowanych odsetek i wypłacenie samych odsetek lub depozytu z odsetkami, w zależności od życzenia klienta.

Odpowiadając na pytania sądu oskarżona doprecyzowała, że pieniądze na konta takich klientów były przeksięgowywane z prawdziwego konta Janiny K. lub z innych kont, które prezeska banku wskazywała. Kobieta mówiła też o tym, jak na polecenie Janiny K. zmniejszała oprocentowanie udzielonych dla niej i jej najbliższych - dwóch synów i męża, kredytów z 9,9% na 3,6%. Relacjonowała, jak na polecenie szefowej zwiększała limity kredytowe na rachunkach ROR wystawionych na nieżyjące osoby. Za każdym razem podkreślała, że wszystkie te działania wykonywała na wyraźne polecenie prezeski banku, Janiny K.

Sędzia Maciej Olechowski dopytywał, czy komukolwiek zgłaszała te nieprawidłowości, jakich była świadkiem i uczestnikiem. Odpowiedziała, że zgłaszała jedynie pani prezes, która - według ustaleń śledztwa - była inicjatorką i organizatorką bankowego przekrętu.

- Bałam się tego wstydu. To wszystko by się rozsypało, bank przestałby istnieć. Nie chciałam też wyjść na donosicielkę, bo wszyscy o tych przekrętach wiedzieli, a nikt nie zgłaszał. Bałam się stracić pracę, bo kto by mnie w wieku 50 lat przyjął do pracy? Chciałam tylko dotrwać do emerytury - mówiła przed sądem i w śledztwie oskarżona Danuta R.

Oskarżona podkreślała, że polecenia wydawane przez Janinę K. traktowała jako polecenia służbowe, mimo że wiedziała o tym, iż nie powinna takich poleceń wykonywać.

- Czy ma pani świadomość, że gdyby pani zgłosiła to wszystko, to zamiast wyprowadzać was z domów w kajdankach 1 lutego 2023 roku, to w takich kajdankach Janina K. opuściłaby bank? - dopytywał sędzia Olechowski.

Danuta R. przyznała, że teraz ma taką świadomość: - Bardzo żałuję, że to wszystko się wydarzyło. Nie pozwoliłabym sobie dziś na coś takiego, absolutnie. Ja z tego tytułu nie miałam żadnej korzyści majątkowej.

W środę sąd miał jeszcze rozstrzygnąć kwestię dalszego stosowania tymczasowego aresztowania wobec tej oskarżonej, ponieważ obrończyni Danuty R., mecenas Marzena Szklarz-Stępień wniosła o uchylenie aresztu i zastosowanie poręczenia majątkowego oraz zakazu opuszczania kraju. Po przewie sędzia Maciej Olechowski ogłosił decyzję, w myśl której Danuta R. wróciła do domu, gdzie będzie mogła się opiekować swoim chorym mężem (po udarze). Tytułem zabezpieczenia musi wpłacić 60 tysięcy złotych.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W Banku Spółdzielczym w Grębowie wszyscy wiedzieli o przekrętach, ale nikt nie chciał się wychylić i zgłosić sprawy? - Echo Dnia Podkarpackie

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24