Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wejścia na Narodnają najpilniej strzegą komary

Norbert Ziętal
Uczestnicy wyprawy "Ural Subpolarny Hadykówka 2009"
Uczestnicy wyprawy "Ural Subpolarny Hadykówka 2009" Archiwum Dariusza Hopa
Co najbardziej zapamiętali uczestnicy dwutygodniowej wyprawy na najwyższy szczyt Uralu Subpolarnego? Ogromne stada komarów. Olbrzymich i zaciekle atakujących.
Przemyscy podróznicy na UraluUral rozdziela dwa kontynenty, Europe i Azje. Pasmo ma ponad 2 tys. km dlugości, szerokośc 80 do 150 km.

Przemyscy podróżnicy na Uralu

Góry dzielące Europę i Azję

Ural Subpolarny.
Ural Subpolarny. Archiwum Dariusza Hopa

Ural Subpolarny. (fot. Archiwum Dariusza Hopa)

Góry dzielące Europę i Azję

Ural rozdziela dwa kontynenty, Europę i Azję. Pasmo ma ponad 2 tys. km długości, szerokość 80 do 150 km. Rozciąga się od Morza Karskiego na północy do środkowego odcinka rzeki Ural na południu. Wyróżnia się Ural Polarny, Subpolarny, Północny, Środkowy i Południowy. Najwyższym szczytem jest Narodnaja (1895 m n.p.m.).

- Komary były wszędzie. Dobrze, że jeszcze w Polsce kupiliśmy sobie moskitiery na głowy. Bez tego nie wrócilibyśmy żywi - mówi Dariusz Hop, szef wyprawy i prezes przemyskiego oddziału PTTK.

Bez towarzystwa komarów nie obyła się żadna czynność. Kanapka tylko z kilkunastoma komarami. Zupka z proszku, zanim zdążyła się zagotować, miała na sobie warstwę świeżych komarów.

- Trochę spokoju było jedynie w namiocie. Tam używaliśmy specjalnych kadzidełek, które dali nam Rosjanie - wspomina Darek.

Oprócz niego w wyprawie "Ural Subpolarny Hadykówka 2009" uczestniczyli Stanisław Frydlewicz, Piotr Tadla oraz Zdzisław Binko. Wszyscy są członkami przemyskiego Klubu Górskiego PTTK "Karpaty".

- W ubiegłym roku zdobyliśmy Elbrus. Teraz ruszyliśmy na północ. Skład praktycznie ten sam. W ub. roku Zdzisława z nami nie było, tylko inny kolega - mówi szef wyprawy.

Uczta w pociągu

Podczas podróży pociągiem przez Rosję, prowiant można kupić na peronie od handlarzy.
Podczas podróży pociągiem przez Rosję, prowiant można kupić na peronie od handlarzy. Archiwum Dariusza Hopa

Podczas podróży pociągiem przez Rosję, prowiant można kupić na peronie od handlarzy. (fot. Archiwum Dariusza Hopa)Z Przemyśla wyruszyli pociągiem do Lwowa, stamtąd do Kijowa. Potem Moskwa. Tutaj jeden dzień z obowiązkową wizytą na Placu Czerwonym, w mauzoleum Lenina.

- W Moskwie spotkała nas pierwsza nieprzyjemna przygoda. Na tle mauzoleum zrobiliśmy sobie pamiątką fotkę. Trzymaliśmy logo sponsora naszej wyprawy, czyli Hadykówkę. Od razu podszedł do nas milicjant. Kazał wykasować to zdjęcie z aparatu cyfrowego. Nie wiedział, co to za transparent. Bał się, że to coś obraźliwego. Stał nade mną i pilnował, abym zniszczył fotografię. Ale i tak go przechytrzyłem i fotkę zachowałem - wspomina Darek.

Droga z Moskwy do Inty to rajd przez coraz większe pustkowia. Mało kto z pasażerów miał świadomość, w jakim wielkim trudzie była budowa ta linia kolejowa. I ile osób, przeważnie zesłańców, w tym Polaków, umierało z wycieńczenia. Przy torach są liczne zbiorowe mogiły. Dzisiaj już zarośnięte przez tundrę. W pociągu tylko Polacy o tym wiedzieli. Pozostali pasażerowie mieli inne zajęcie.

- Zaraz jak tylko pociąg ruszył, zaczęli ucztować. Nie wyciągali typowo podróżnego jedzenia, ale normalne obiady. Mięsa, ryby, sałatki. Wszystko popijali wódką. To nieodzowny napój, który tam pije się szklankami - Darek, podobnie, jak inny uczestnicy wyprawy, nie mogli uwierzyć, że człowiek jest w stanie tyle pić alkoholu. Praktycznie po każdym posiłku.

Klapki lepsze od terenowych butów

Przez mauzoleum Lenina. To zdjęcie kazał wykasować rosyjski milicjant. Polacy zdołali go przechytrzyć.
Przez mauzoleum Lenina. To zdjęcie kazał wykasować rosyjski milicjant. Polacy zdołali go przechytrzyć. Archiwum Dariusza Hopa

Przez mauzoleum Lenina. To zdjęcie kazał wykasować rosyjski milicjant. Polacy zdołali go przechytrzyć. (fot. Archiwum Dariusza Hopa)Cywilizacja kończyła się wraz z dojazdem do Inty. To miejscowość już prawie pod kołem podbiegunowym. Tylko do niej mogli dojechać pociągiem.

Pierwotnie planowali, że pozostałe 140 km, które dzieliło ich od Narodnej, pokonają pieszo. Na szczęście, miejscowi im to odradzili.

- W Rosji musieliśmy zameldować swój pobyt. Poszliśmy na posterunek milicji i tam spotkaliśmy funkcjonariusza z polskimi korzeniami. Bardzo nam pomógł, udzielił cennych wskazówek a przede wszystkim załatwił transport. Ogromną ciężarówkę.

Ponad 100 km po czymś, co ledwo przypominało leśną drogę, przejechali w kilkanaście godzin. Co chwilę odbijając się o sufit i bezwładnie lecąc z lewa na prawo, i z prawa na lewo. Byli szczęśliwi, gdy wysiedli.

- Nasze szczęście trwało krótko. Dopadły nas stada komarów. Miejscowym one jakoś nie przeszkadzają.
Ostatnie 20 km przeszli pieszo. Po bezludnym terenie. Natchnęli się tyko na opuszczone obozowisko pasterzy reniferów. Trasa niesamowicie trudna, bagienna. Najlepsze do jej pokonania są klapki. Do tego wartkie strumienie, które można przejść jedynie idąc po śliskich kamieniach.

- Staszek miał tylko zwykłe turystyczne buty. Ledwo doszedł...

Kierowca zasnął w trakcie jazdy

To królestwo komarów.
To królestwo komarów. Archiwum Dariusza Hopa

To królestwo komarów. (fot. Archiwum Dariusza Hopa)Narodnają zaatakowali z obozowiska rozbitego tuż u jej podnóża. Wyszli wczesnym rankiem, dotarli po godz. 14.

- Ural to stare góry. To właściwie wielkie hałdy rzuconych luźno kamieni. Trudnych do przejścia. Ośnieżonych i oblodzonych. Z jednej strony mieliśmy przepaść, z drugiej strome zbocze, a pośrodku niezbyt szeroki pas do przejścia. Złamanie nogi lub inna kontuzja w takim miejscu, mogłaby się skończyć tragicznie.

Trasę dodatkowo utrudniała gęsta mgła i zimno. Pomimo lata temperatura spadał poniżej zera.

Gdy dotarli na szczyt zdumieli się. Czekały tam na nich ogromny miecz i tarcza. Wiele się nie zastanawiając, było straszliwie zimo i chcieli jak najszybciej uciekać, po kolei pasowali się na zdobywców góry. Wytłumaczyli sobie, że chyba do tego służy miecz.

W powrotnej drodze do Inty mieli szczęście. Wybierały się tam dwie ciężarówki.

- Dogadaliśmy się z jednym kierowcą. Był już nieźle wstawiony. Zdzichu wsiadł z nim do szoferki. I to było nasze zbawienne, bo po pewnym czasie kierowca zasnął. Dobrze, że Zdzichu wykazał się refleksem. Złapał kierownicę, wyhamował auto. Gdyby nie on, spadlibyśmy w przepaść i pewnie nawet nikt by się nie dowiedział, że był wypadek.
Bo niby skąd miałby się dowiedzieć. Z drogi by nas nie było widać - wspomina Darek.

Ale dla Zdzicha to był dopiero początek przygody. Pijany kierowca spał jak zabity. Nie szło go dobudzić. Dlatego Zdzisław musiał chwycić za kierownicę. Pierwszy raz prowadził taką ciężarówkę, przez kilkadziesiąt km.

- Kierowca przebudził się, gdy byliśmy już na miejscu. Zupełnie nie mógł się połapać, jak się znalazł w Incie i jak mu minęła podróż.

W trakcie podroży przemyscy podróżnicy pokonali ponad 7 tys. km.

- Rosja to rzeczywiście imperium. Takie, jak opisywał w książkach Ryszard Kapuściński. W tym kraju odległości nabierają zupełnie innego znaczenia. Tysiąc kilometrów niewiele znaczy - mówi Darek.

Sponsorem wyprawy była Hadykówka.

Pasowanie na zdobywcę Narodnej.
Pasowanie na zdobywcę Narodnej. Archiwum Dariusza Hopa

Pasowanie na zdobywcę Narodnej. (fot. Archiwum Dariusza Hopa)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24