– Wilki ścigały cielaka od lasu, gdzie odgoniły go od chmary. Zagnały go do zabudowań w centrum wsi. Jeleń w tym amoku przeskoczył przez ogrodzenie i wpadł na plac zabaw. I tam go zadusiły – informuje Bogusław Kochanowicz, wójt gminy Czarna w powiecie bieszczadzkim.
Wilki krążą między osadami
Nie ma wątpliwości, że cielaka zabiły wilki, bo w Czarnej pojawili się pracownicy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, którzy dokonali oględzin miejsca, gdzie to się wydarzyło. Odkryli tropy drapieżników.
– Zresztą u nas już od dawna nie ma wałęsających się psów, bo zostały zjedzone przez wilki – dodaje wójt.
To zdarzenie spowodowało jednak, że ludzie coraz mocniej zaczynają bać się drapieżników. Od wielkanocnego poniedziałku nagłaśniają ten przypadek, gdzie mogą. Mieszkańcy Bieszczadów nie pytają już, czy dojdzie do tragedii, tylko kiedy.
– Mam kontakt z wilkami od 40 lat i widzę co się dzieje – mówi jeden z autochtonów, wspominając pionierskie czasy w Bieszczadach, gdy wilki zagryzały, jedno po drugim, zwierzęta hodowlane. – Przez wilki jeleń w Bieszczadach już się skończył, dzik się kończy, a drapieżniki dobierają się do owiec i koni. Widziane są w biały dzień, jak krążą między osadami. Kolega poszedł sobie z dzieckiem na spacer i wilki obległy go z dwóch stron. Wycofał się do wsi. Ktoś się wreszcie obudzi, jak jakiś grzybiarz przyniesie z lasu objedzoną ludzką nogę.
Czy jest bezpiecznie?
Czy naprawdę w Bieszczadach należy bać się wilków? To pytanie zadaliśmy wójtowi gminy Czarna, który odpowiada za bezpieczeństwo na tym terenie.
– Ja się nie boję – odpowiada nasz rozmówca. – Ale rozumiem, że można bać się, jeśli na spacerze z dzieckiem spotka się wilka.
Jak podkreśla włodarz gminy, gołym okiem widać, że drapieżników jest znacznie więcej, bo notuje się wiele szkód wśród zwierząt gospodarskich i psów. Niestety mieszkańcy w przypadku tych ostatnich nie zgłaszają informacji do gminy, co ma wpływ na statystykę.
– Zbieramy dane, robimy statystyki, przekazujemy do RDOŚ i wychodzi na to, że nie ma problemu – podsumowuje wójt Kochanowicz.
– A u nas to już chyba z 40 psów wilki zjadły – dodaje mieszkaniec Czarnej Górnej.
W Bieszczadach, jak podkreśla samorządowiec, nikt przywrócenia odstrzału na wilki nie chce, może poza jakimiś ekstremalnymi wyjątkami. Ludzie generalnie zgadzają się, że trzeba chronić ten gatunek. Problem jednak w tym, że wilk przestał bać się człowieka.
– Czy jest to zagrożenie? – zastanawia się Bogusław Kochanowicz. – Nie wiem, ale szkody są coraz większe. Żadne odszkodowania nie zrekompensują hodowcy straty, jeśli wilki zagryzą mu np. tryka rozpłodnika. Hodowla to wielu przypadkach pasja rolnika i strata kilkunastu sztuk może ja całą zniweczyć.
Nie było Warszawy był las
Ludzi w Bieszczadach boli, że tzw. ekoaktywiści wypominają im, że weszli na teren bytowania wilków.
– Tu była Puszcza Karpacka, ale z 700 lat temu! – zżyma się wójt Kochanowicz. – Warszawa też nie od razu powstała, a wcześniej to miejsce porastał las. Istnienie miejscowości Czarna jest udokumentowane od 520 lat, a prawdopodobnie wieś istniała jeszcze wcześniej. My jesteśmy u siebie! Mapy lotnicze z 1944 roku wyraźnie pokazują, że to las zbliżył się do nas, a nie my do lasu. Uważamy mimo to, że możliwe jest współistnienie wilka z człowiekiem. Podjęliśmy środki ostrożności, takie jak odstraszanie i płoszenie, ale może warto jednak przyjrzeć się bliżej populacji.
Strefa Biznesu: Takie plany mają pracodawcy. Co czeka rynek pracy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?