Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z zaparkowanego TIR-a ktoś wysypał 2 tony zboża. Kierowca musiał radzić sobie sam

Bartosz Gubernat
- Jakbym dorwał tego dowcipnisia, co mi wysypał ziarno, to bym mu nogi z d… powyrywał - denerwuje się Sławek.
- Jakbym dorwał tego dowcipnisia, co mi wysypał ziarno, to bym mu nogi z d… powyrywał - denerwuje się Sławek. Fot. Wojciech Zatwarnicki
Na załadowanie tira dwiema tonami zboża przy pomocy worka i wiaderka trzeba mniej więcej sześciu godzin. Godzinę zajmuje proszenie o pomoc służb ratunkowych i urzędników.

Dr Leszek Gajos, socjolog z Rzeszowa:
- Nie jestem specjalnie zdziwiony znieczulicą urzędników i służb ratunkowych. Od pewnego czasu obserwuję, że Polacy to dwulicowy naród. Pomagamy wtedy, gdy jest to modne i daje jakieś korzyści. Gdy pieniądze zbiera Jerzy Owsiak, bijemy kolejne rekordy. A w życiu codziennym mamy problem z podaniem ręki drugiemu człowiekowi w błahych sytuacjach. To przykre. Niestety, człowiek potrafi zrozumieć to dopiero wówczas, gdy sam jest w kryzysowej sytuacji i potrzebuje pomocnej dłoni.

Sześć godzin pracy daje w końcu efekt. Godzina proszenia to strata czasu.

Wtorek, godz. 22, stacja Shell przy ul. Hetmańskiej w Rzeszowie. Na parking dla
tirów wjeżdża potężna Scania z czerwoną naczepą, po brzegi załadowaną zbożem. Kierowca wiezie ładunek z Gaci do Szczecina. Tachograf pokazuje, że czas na przerwę. Mężczyzna zasypia w szoferce.

Kolego, coś ci się wysypuje

Po północy ktoś puka w boczną szybę. Sławek, kierowca tira przeciera oczy i odsuwa okno.

- O co chodzi?

- Kolego, coś ci się wysypuje z naczepy - mówi szofer innej ciężarówki zaparkowanej kawałek dalej.

Sławek ubiera buty i wyskakuje z kabiny. I nie może uwierzyć własnym oczom. Z otwartej burty ciurem sypie się zboże. Pod samochodem jest już ze dwie tony. Szofer szybko dopada do blokady i zamyka ziarnu drogę ucieczki. Sytuacja i tak jest dramatyczna. Stojąc po kolana w zbożu, dzwoni po policję. Patrol przyjmuje zgłoszenie i jedzie na pobliskie osiedle Piastów szukać sprawców głupiego żartu. Po chwili policja wraca z dwoma chłopakami i dziewczyną.

- To oni? - pytają policjanci.

- Nie, ci których podejrzewam, wyglądali inaczej - odpowiada kierowca.
Policja odjeżdża. Sławek nie wie, od czego zacząć. Zboża na ziemi jest tyle, że trzeba by ładowarki, żeby je załadować z powrotem. On ma tylko dwie pary roboczych rękawiczek i worek. Ale zabiera się do pracy, bo następnego dnia ładunek ma być w Szczecinie.

Ręką do worka i na pakę

O 8.30 rano w redakcji Nowin dzwoni telefon.

- Na Shellu przy Hetmańskiej ktoś wysypał z tira furę zboża. Na moje oko ze dwie tony. Jaja jak berety, tylko żal kierowcy. Chłopina zbiera ziarno od rana - słyszę w słuchawce.

- Robi pan sobie żarty?

- Nie, to nie Prima Aprilis. Proszę przyjechać i się przekonać - kończy mój rozmówca.

Kwadrans później jestem na miejscu. Rzeczywiście na parkingu stoi ciężarówka, a za nią góra rozsypanego zboża. Kierowca, młody mężczyzna, nie ma nawet szufelki. Ziarno zagarnia do worka tylko rękami. Zboża pod samochodem jest tak dużo, że mimo odsypywania na naczepę, zdaje się go nie ubywać. Sławek jest okropnie zgrzany i zmęczony. Słania się na nogach.

- Co się stało? - pytam.

- Jakiś dowcipniś po północy otworzył spust w naczepie i rozsypał na ziemię mój ładunek. Zbieram go już kilka godzin - mówi szofer.

- Dlaczego nie zadzwonisz po pomoc - zagaduję młodego człowieka.

- A myślisz, że nie dzwoniłem? Próbowałem już na policji, straży i nic. Wszyscy mają mnie gdzieś, bo zboże nie rozsypało się na jezdni i nie blokuję drogi - denerwuje się kierowca.

Epidemia znieczulicy

Godz. 8.50. Chwytam za komórkę. Dzwonię do komendanta Straży Miejskiej w Rzeszowie i wyjaśniam mu problem. Tłumaczę, że kierowca jest już u kresu sił i potrzebuje pomocy.

- To nie zadnie dla straży miejskiej. Trzeba dzwonić do wojska albo zakładu karnego. Tam znajdziecie pomoc - mówi komendant Józef Wisz.

W taki razie rąk do pomocy szukam w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej i urzędzie miasta. Tłumaczę, że wystarczy kilka osób, aby szybko załadować ziarno na naczepę. Sugeruję, aby przysłać osoby skazane, które odpracowują w MPGK karę. Niestety i tu nie udaje się znaleźć pomocy. Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa proponuje tylko koparkę, ale za opłatą. Ostatnia deska ratunku w strażakach. Niestety, oni też odmawiają. Dlaczego?

- Bo nie ma zagrożenia życia lub zdrowia - tłumaczy Marcin Betleja, rzecznik rzeszowskich strażaków.

Bez łaski, poradzimy sobie sami!

Przerażony znieczulicą służb miejskich i ratunkowych sam zakładam rękawice i pomagam pakować ziarno do worka. Pracownik stacji pożycza nam drabinę i wiaderko. Teraz ze zbożem nie trzeba już biegać na przód naczepy i wspinać się na nią po samochodzie. Praca idzie wyraźnie szybciej. Do naszej dwójki dołącza Marcin, kolega Sławka. Ja sypię ziarno do worka, Marcina narzuca go Sławkowi na plecy i pomaga mu wdrapać się na drabinę. Po kilku pewnym czasie stajemy jak wryci. Burta naczepy zaczyna przepuszczać ziarno.
- Kiedy ją zamykałem, przytrzasnąłem ziarenka i zrobił się otwór. Niech to szlag, nie wiem co teraz zrobić. Jak otworzę, żeby wymieść ziarenka, wysypie się jeszcze więcej. Jak zostawię tak jak jest, zgubię ładunek po drodze - zastanawia się Sławek.

Na szczęście znajdujemy rozwiązanie. Uszczelniamy naczepę od środka.

- Chłopaki, mogę pożyczyć wam szeroką taśmę klejącą. Okleicie burtę od zewnątrz - proponuje kierowca, który akurat przyjechał zatankować.

Sławek korzysta z pomocy. Szczelinę zakleja trzema szerokimi paskami. Jesteśmy uratowani, zboże przestaje się wysypywać. Wracamy do ładowania.
Obok tira przechodzą ludzie.

- Awaria?

- Nie, głupi żart - odpowiadam.

- Jeśli żart, to bardzo głupi. Nogi bym gówniarzom z d... powyrywał - irytuje się starszy mężczyzna.

- Ja też bym powyrywał, ale uciekli dorzuca Sławek.

Fałszywy alarm

O godz. 11 na naczepie jest już połowa wysypanego ładunku. Od strony myjni idzie w naszym kierunku dwóch pracowników MPGK. Nie wierzę własnym oczom. Czyżby pomoc?

- Co tam panowie, awaria - zagadują żartobliwie dwaj mężczyźni w ogrodniczkach z napisem MPGK.

Na końcu języka mam pytanie, czy przysłali ich urzędnicy z magistratu. Zanim udaje mi się coś powiedzieć, rozbawieni odwracają się i idą do swojej śmieciarki.

- Fałszywy alarm, panowie - uśmiecha się Marcin.

Wracamy do ładowania. Z wiaderkiem idzie szybciej. O godz. 14 zboże jest już na naczepie.

- Wielkie dzięki! - woła Sławek i rusza w drogę do Szczecina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24