Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ale prezent! Bezdomny dostał w Rzeszowie mieszkanie

Alina Bosak
Teraz mam i dom, i Danusię - cieszy się Ryszard.
Teraz mam i dom, i Danusię - cieszy się Ryszard. Krystyna Baranowska
Rysiek tułał się od zawsze. Z domu dziecka trafił do baraków na budowach, a jak stracił pracę - do schroniska dla bezdomnych. Aż poznał panią Krystynę i ona dała mu mieszkanie.
Blok na rzeszowskim Zalesiu. Jeden z wielu wybudowanych tu przez firmę Szerbud. Wystarczy wstukać numer mieszkania na klawiaturze domofonu i już Ryszard Rączka otwiera drzwi.

Mocny uścisk dłoni i uśmiech, w niebieskich oczach dużo szczerości. Za progiem jego królestwo. Salonik z aneksem kuchennym, sypialnia i łazienka. Koło 30 metrów. Przy gościnnym stole siedzi Danusia. To ich wspólne gospodarstwo.

- Jak tu przyszliśmy, to było już urządzone - mówi ona. - Pani Krystyna o wszystko zadbała.

To nie jest zwyczajna historia. Dostać tak po prostu mieszkanie od dobrych ludzi.

Z budowy na budowę

Ryszard ma dziś 53 lata. Domu rodzinnego w Jaśle nie wspomina najlepiej. Ojciec pił, matka chorowała. Była bieda. Już w V klasie trafił do Domu Dziecka w Wolicy. Skończył szkołę podstawową, potem poszedł do zawodówki. A za pracą wyruszył w Polskę. Najpierw do Dąbrowy Górniczej, gdzie mieszkał na kwaterze.

- Zaczęło się picie. Mieszkaliśmy w siedem czy osiem osób. Po pracy nie było co robić. Do picia okazja zawsze się znalazła.

Przez lata pracowałem w Budonafcie. Budowaliśmy stacje CPN w całej Polsce. To było cygańskie życie. Wciąż w baraku, bez łazienek. Potem przeniosłem się do roboty w jednej krakowskiej hurtowni, która splajtowała. Właściciel się ulotnił, a ja zostałem na lodzie. Bez mieszkania, pieniędzy. W schronisku w Nowej Hucie mnie nie chcieli, bo wciąż miałem w papierach, że pochodzę spod Jasła. To przyjechałem do Rzeszowa. Był rok 1999 jak zamieszkałem w schronisku przy ul. Styki.

W schronisku i w podróży

Aleksander Zacios, prezes Rzeszowskiego Towarzystwa im. św. Brata Alberta, które prowadzi schroniska dla bezdomnych, pamięta Ryśka z tamtego okresu.

- Był w stanie opłakanym i właściwie nie mieliśmy nadziei, że jego życie może się zmienić - wspomina. - Wciągnęliśmy go jednak do naszego programu wychodzenia z bezdomności. Zaprosiliśmy na grupę AA. Zachęciliśmy do pracy.

- Pracy mi brakowało - przyznaje Ryszard. - Dlatego jak proponowano mi roboty interwencyjne, to na nie chodziłem. Kiedy schronisko się rozbudowywało - pomagałem, kiedy stawiano ogrodzenie - też pracowałem. Dostałem trochę pieniędzy i wyrobiłem sobie paszport.

Na małej komódce saloniku Ryszarda i Danusi stoją równiutko ułożone płyty o podróżach. To cały świat od Europy po Australię. Zaczął je zbierać jeszcze w schronisku. Dużo jest z serii National Geographic.

- Wszystkie obejrzałem - kiwa głową właściciel. - Gdzie bym najchętniej pojechał? Wszędzie. Zobaczyć Australię albo wodospad Niagara w Ameryce.

- Rysiek to obieżyświat - uśmiecha się prezes Zacios. - I sporo jeździł z nami, ze schroniska na pielgrzymki.

- Jak wyrobiłem ten paszport, zaraz dowiedziałem się od prezesa Zaciosa, że będzie wyjazd do Medjugorie - przytakuje Ryszard. - Z firmy, w której wcześniej pracowałem, dostałem trochę akcji. Nie można ich było od razu sprzedać. Wypadało, że pieniądze z nich będę miał dopiero po tej pielgrzymce. Ale powiedziałem opiekunowi ze schroniska, że bardzo chciałbym jechać. Znalazł się sponsor i pojechałem. To był mój pierwszy wyjazd. Potem sprzedałem akcje i jak był wyjazd do Włoch, to się zgłosiłem. Koledzy ze schroniska trochę dokuczali, że pojechałem jako tragarz, ale tym się nie przejmowałem. Co przeżyłem, to moje.

Kiedy schronisko zaproponowało, żeby zaczął pracować dla MPGK, od razu się zgodził.

- Zarabiałem i mogłem nadal wyjeżdżać. W Medjugorie byłem siedem czy osiem razy. W jednym roku dwa razy. Dotarłem także do Ziemi Świętej. Nawet w tym pomogła mi pani Krystyna.

U dobrych ludzi

Krystyna Ceglarz jest właścicielką firmy Szerbud, która od lat buduje domy i mieszkania na sprzedaż. Wraz z mężem Andrzejem kupiła działkę niedaleko schroniska dla bezdomnych.

- Tam był taki stary dom, który trzeba było wyburzyć, by postawić nowy - opowiada Ryszard. - Tak zacząłem pracować na tej budowie. Potem miała taką ekipę, która nie była zbyt pracowita. Więc jak kończyłem swoją pracę w MPGK, to szedłem na tę budowę i robiłem. Sąsiad, który mnie widział, dziwił się, że nie chcę sobie odpocząć. Ja lubię pracować sam. Nie trzeba nade mną stać. Pani Krystyna to wiedziała. Jakoś się przywiązałem do tej rodziny.

- Pan Ryszard tak się jakoś z nami zżył - potwierdza Krystyna Ceglarz.

On: Pani Krystyna zaczęła mnie zapraszać na imieniny, na święta. Czasem, jak były wyjazdy i potrzebowałem pieniędzy, to wspierała mnie.

Ona: Przyszedł i powiedział, że się pomodli za nas w Ziemi Świętej. Czasem potrzebował pieniędzy, ale też o nas pamiętał. Kiedy miałam ciężkie zakupy, pomagał przytargać je do domu. W zimie odśnieżał podjazd, latem strzygł trawnik. Jak sobie kupił gazetę z płytą, to przynosił ją dla mnie: "Ja tylko dla płyty kupiłem, a pani niech poczyta", mówił. Chociaż wiedział, że sama mogę sobie kupić.

Kiedy człowiek gości u siebie bezdomnego, odkrywa rzeczy, o których wcześniej nie miał pojęcia. Na przykład, że w schronisku nie ma zbyt wiele miejsca na własne rzeczy. Kiedyś Krystyna Ceglarz chciała podarować Ryszardowi worek ubrań na zimę. Nie wziął, bo stwierdził, że nie ma gdzie trzymać. Mieli jedną szafę na sześć osób.

Pewnego razu ona negocjowała przez telefon cenę samochodu, który właśnie kupowała dla swojej firmy. Ryszard słyszał rozmowę. Kiedy skończyła, powiedział:

- Pani kupuje takie auto, że ja bym miał za to mieszkanie.

- Zrobiło mi się wstyd - mówi właścicielka Szerbudu. - Każdy człowiek powinien mieć dom, a schronisko nigdy nim nie będzie.


U siebie

W ten sposób, 5 lat temu, a dokładnie 2 tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia, Krystyna Ceglarz kupiła małe mieszkanie na Krakowskiej, a klucze przekazała panu Ryszardowi.

- To była kawalerka. Pokój z łazienką, kuchnię urządziłem w przedpokoju - wspomina obdarowany. - Byłem szczęśliwy.

I trochę zagubiony. Bo tak prawdę mówiąc, nigdy sam w żadnym domu nie gospodarował. Dopiero jak się Danusia wprowadziła, wszystko zaczęło iść jak trzeba.

Po 3 latach Krystyna Ceglarz zaproponowała im zmianę mieszkania na nowe. Właśnie to 2-pokojowe, na Zalesiu. Nawet im je urządziła.

- Mieszkanie jest własnością mojego 6-letniego wnuka, ale pan Ryszard i pani Danusia mają w nim prawo mieszkać do śmierci - mówi właścicielka Szerbudu.

Z Danusią

Danusię poznał w MPGK.

- Ja już w tej firmie jestem od 35 lat - uśmiecha się Danuta. - Jeszcze jak miała własne szklarnie i uprawiała własne sadzonki.

- Na początku pracowałem właśnie w zakładzie zieleni. Jak i Danusia. Tyle że w innym rejonie miasta. Ale widywaliśmy się z rana w zakładzie. W końcu zapytałem, czy pójdzie ze mną na kawę i tak się potoczyło. Całe życie moje takie cygańskie było. Nigdy nie miałem własnego domu. A teraz mam i dom, i Danusię.

- I wszystko idzie w dobrym kierunku - uśmiecha się Krystyna Ceglarz. - Zawsze, kiedy jest szansa, że człowiek odmieni swoje życie, trzeba mu pomóc. Dlatego właśnie zamierzamy z mężem wyciągnąć z bezdomności drugiego pana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24