Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Berdo Berdowski, iluzjonista z Rzeszowa, który nie wierzy w magię

Małgorzata Froń
Ukochałem sobie pracę głównie z kartami i kulami.
Ukochałem sobie pracę głównie z kartami i kulami. Krystyna Baranowska
Był nastolatkiem, gdy zaczął występować na scenie. Jest iluzjonistą, artystą estradowym, zagrał także w dwóch polskich kowbojskich filmach. Mówi, że kocha to, co robi, dlatego wychodzi mu to dobrze.

W czwartek benefis Jerzego Berdo Berdowskiego

W czwartek benefis Jerzego Berdo Berdowskiego

Estrada Rzeszowska zaprasza na Benefis Jerzy Berdo Berdowski, który odbędzie się w czwartek, 26 listopada, o godz. 18, w Teatrze Maska w Rzeszowie. W programie: pokazy magików i iluzjonistów, prezentacje taneczne i kabaretowe.

W rzeszowskim mieszkaniu Jerzego Berdo Berdowskiego wszędzie pełno rekwizytów, plakatów, zdjęć, wycinków prasowych. Tutaj wymyśla nowe triki, ćwiczy, przygotowuje się do występów.

- Mam 69 lat, tak szybko to zleciało, nawet nie wiem kiedy - dziwi się artysta. - Ale nadal pracuje, nie mógłbym żyć, bez pracy, którą kocham.

Kiedyś byłem tabletkarzem

Rozmawiamy o ludziach ważnych w jego życiu, o karierze, o rodzinie.
- Od 12 lat jestem sam - żona zmarła, dzieci wyrosły, Wojtek jest farmaceutą, Ania skończyła malarstwo, ale pracuje w banku. Mam też 4-letnią wnuczkę Natalkę, dla której czasem wymyślam sztuczki i bawimy się razem.
Przyszłą żonę poznał, jak mówi, w jedynej pracy, w której pracował na godziny.
- Chciałem dorobić przed maturą i zatrudniłem się w rzeszowskiej Syntofarmie, która produkowała tabletki. Byłem tabletkarzem - śmieje się pan Jerzy. - Naprawdę, był taki zawód, robiłem tabletki. Właśnie w tej fabryce poznałem Helenkę, która później została moja żoną.

Pierwszy trik był z kostką

Urodził się we Lwowie. - Miałem spokojne, pogodne dzieciństwo - opowiada. - Już jako trzylatek robiłem różne sztuczki. Pamiętam, że pierwsza była ze znikająca kostka. Trzymałem ją w ręku i nagle znikała. Myślę, że iluzja to było moje przeznaczenie.

W 1945 r. razem z rodzicami trafił do Rzeszowa. Tutaj skończył szkołę podstawową i średnią.
- Cały czas zajmowałem się sztuka iluzji, tyle że jako amator. Pamiętam mój debiut. Wystąpiłem z Estradą Wrocławską w programie "Prosto z Marsa".

Potem, w roku 1960, wystąpił w programie rozrywkowym TVP transmitowanym z ogródka przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. - Byłem pierwszym polskim iluzjonistą, którego pokazała telewizja - wspomina. - Przez rok współpracowałem z Estradą Łódzką, potem Estradą Rzeszowską. Byłem iluzjonistą, konferansjerem, klaunem.

W roku 1972 zdałem egzamin przed Państwową Komisją Weryfikacyjną przy Ministerstwie Kultury i Sztuki i dostałem tytuł zawodowego aktora estradowego o specjalności iluzjonisty. Od tej chwili byłem już artystą, co w tamtych czasach znaczyło, że mogę występować nawet za granicą.

Zaczęły się wyjazdy

Od tamtego momentu występował z różnymi grupami na estradach całego świata.
- Byłem w Jugosławii, ówczesnej Czechosłowacji, dawnej NRD, RFN, Włoszech, Austrii, Finlandii, Szwecji i oczywiście Związku Radzieckim - wylicza.

I oczywiście w Stanach Zjednoczonych, gdzie występował m.in. z Janem Tadeuszem Stanisławskim, Stanem Borysem, Andrzejem Rybińskim, Waldemar Koconiem, Majką Jeżowską. - Zaprosił nas Związek Narodowy Polski. W 1989 roku w Chicago daliśmy wielki koncert galowy "O uśmiech dziecka".
Z koncertu uzbierało się sto tysięcy dolarów, które artyści przekazali na szpitale i leczenie chorych dzieci w Polsce.

- Rozpisywała się o nas prasa polonijna, robiono nam zdjęcia, wywiady - uśmiecha się mistrz i pokazuje wycinki z polonijnej prasy.

Ludzkość kiedyś zmądrzeje

Rozmawiamy o magii. Artysta mówi, że w magię nie wierzy.
- Jak to?
Uśmiecha się pod wąsem i mówi: - Ja wierzę w ludzi, wierzę w naukę, w rozwój wiedzy i mądrość. Jeszcze nie dorośliśmy do wielu spraw, ale rozwój ludzkości jest nieunikniony. Jeszcze nie wszyscy są mądrzy, ale kiedyś będą. Spotkałem w życiu ludzi, z którymi rozmowa to była poezja. Kocham kosmos i psychologię. I wierzę, że ludzkość kiedyś zmądrzeje.

Mimo iż w magię nie wierzy, to w iluzję - owszem.
- Cudów nie ma. Żeby zrobić program iluzjonistyczny, pokazać dobry trik, trzeba się uczyć, ćwiczyć, nieraz latami. Potrzeba też rekwizytów i ogromnej cierpliwości - mówi artysta.

W swoim życiu opracował tysiące trików, zagrał chyba z milion programów. - W różnych warunkach się grało, w różnych, nieraz zimnych salach, ale jak się robi to, co się kocha, to nie ma znaczenia zmęczenie, znużenie, zawsze się wraca do formy - zapewnia.
[obrazek2] W swoim życiu opracował tysiące trików, zagrał niezliczoną ilość programów. (fot. Krystyna Baranowska)Lubię karty i kule

Wśród rekwizytów rozłożonych w mieszkaniu najwięcej jest kart i różnego rodzaju kul i kostek.
- Nieodłącznym rekwizytem iluzjonisty jest magiczna laseczka i cylinder zwany szapoklakiem - wyjaśnia pan Jerzy

- Ja ukochałem sobie pracę głównie z kartami i kulami. Myślę, że w tym jestem mistrzem, choć z czasem coraz trudniej wymyślać nowe triki i zaskakiwać kolegów po fachu i widzów. Ale proszę popatrzeć, to nie jest skomplikowane.

Pan Jerzy wrzuca do cylindra małą kostkę, taka jak do gry w Chińczyka, macha laseczką i po chwili z cylindra wyciąga ogromną kostkę.

- Takie triki bardzo lubią dzieci, jak gram w przedszkolach, to trudno mi stamtąd wyjść, bo dzieciaki wołają: Jeszcze, jeszcze panie magiku, a panie się złoszczą, że trzeba obiad podawać - śmieje się pan Jerzy.

A w ręku nie mam nic!

Pan Jerzy proponuje kilka trików z kartami. Zgadzam się. Tasuję karty.
- Może pani wybierze jedna kartę?
Wybieram. Dwójka pik.
- Proszę mi ją dać.
Daję. Pan Jerzy rysuje na niej królika w cylindrze, zapisuje datę i składa swój autograf.
- Proszę teraz tę kartę położyć na dłoni i mocno przycisnąć drugą.

Robię, o co artysta prosi. Kładę kartę na dłoni, drugą mocno ją przyciskam. Patrzę panu Jerzemu na ręce.
- Mam tutaj takie magiczne pudełko, wkładam inną kartę do tego pudełka. To jest akurat szósta karo. Pudełko jest przeźroczyste, więc cały czas będzie pani tę kartę widziała.

Widzę. Napięcie rośnie, ręce mi się chyba pocą. Bacznie obserwuję ruchy iluzjonisty. A on spokojnie siedzi, robi szybki pstryk palcami i ku mojemu zdziwieniu w przeźroczystym pudełku, które cały czas widziałam, albo mi się tak tylko zdawało, widzę moją dwójkę pik z królikiem w cylindrze, datą i autografem. A w ręku nie mam nic!

- Nie wierzę! Jak pan to zrobił?
- A to już moja tajemnica. Powiem tylko, że w tej chwili jest to jeden z najpopularniejszych trików na świecie. Trzeba się go bardzo długo uczyć. Ale efekt jest - cieszy się mistrz.
Magiczną kartę dostałam od pana Jerzego na pamiątkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24