Łyse jest piękne

Najjaśniejszym przykładem tego, że łysy może dużo, jest były wojewoda podkarpacki Zdzisław Siewierski, który ostatnio wybrał salony warszawskie, gdzie i spokój większy i mniej natrętnych, kudłatych podwładnych. Rzecznikiem prasowym Siewierskiego był pięknie łysiejący Janusz Koryl, rzecznikujący teraz następnemu wojewodzie Janowi Kurpowi, który na razie ma tylko małe zakola, ale na tym stanowisku proces łysienia przebiega dość szybko.
O ile jednak Zdzisław Siewierski ze swoją piękną łysiną może zasiadać w najwyższym organie Polskiej Partii Łysych, czyli Radzie Błyskotliwych, to zarówno Jan Kurp jak i Janusz Koryl mogą być najwyżej członkami Zakola Młodych. Ta przybudówka organizacji łysych jest niejako kuźnią kadr partyjnych, z tym że nie wiek decyduje o przejściu z Zakola Młodych do Polskiej Partii Łysych, lecz ilość posiadanych włosów. W Zakolu Młodych jest też wiceminister Wiesław Ciesielski.
Pełnoprawnym członkiem Polskiej Partii Łysych jest prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, który spełnia wymogi członkostwa, bowiem jest łysy i ma poczucie humoru.
- Członkostwo w naszej partii nie jest uzależnione od płacenia składek, legitymacji i nudnych zebrań - mówi prezes Leszek Mazan. - Wystarczy mieć glacę i poczucie humoru. Członkiem partii zostaje się automatycznie poprzez fakt utraty włosów. Legitymacje partyjne nosimy na głowach.

Początki prześladowań

Tadeusz Ferenc: - Nie mam kompleksu braku włosów, ale bywa, że zadroszczę pięknie owłosionym. Jak każdy łysy szybko rozpoznaję "nosicieli" peruk. W Sejmie zauważyłem ich sporo.
(fot. KRYSTYNA BARANOWSKA)Podkarpacie nie ma szczęścia do łysych marszałków. Zarówno poprzedni Bogdan Rzońca, jak i obecny Leszek Deptuła są nieprzyzwoicie kudłaci. I stąd pierwsze przejawy "prześladowań" łysych przez owłosionych. Marszałek Deptuła ledwie nastał, zwolnił łysego dyrektora teatru Jana Nowarę. Wprawdzie mówiono o jakichś brakach finansowych w teatrze, ale my, łysi, swoje wiemy. Jak się chce uderzyć łysego, to pretekst zawsze się znajdzie.
Polska Partia Łysych powstała w 1993 r. z inicjatywy Leszka Mazana i dziennikarza Witolda Ślusarskiego. Wzorem była Amerykańska Partia Łysych z Południowej Karoliny. Podobnie jak amerykańscy, polscy łysi zaczęli sporządzać raporty i dowiedli, że nie ma ani jednego łysego wśród prezenterów telewizyjnych, ani wśród ambasadorów. Ówczesny minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski stwierdził, że "łysy ambasador źle świadczyłby o kondycji finansowej narodu". Włos się jeży na taki argument.

Zakazane peruki

[obrazek3] Janusz Koryl: Nie mam żalu do swoich włosów, że wyszły. Z całą pewnością nigdy nie założę peruki, ani nie będę się zaczesywał. Nie mam zamiaru zachowywać się jak arbuz, który zazdrości orzechowi kokosowemu.
(fot. KRYSTYNA BARANOWSKA)Członkostwo w partii nie jest dożywotnie. (łysina na razie jest). Pierwszy z organizacji wyleciał piosenkarz Jerzy Połomski, który, jak twierdzi Mazan, stracił honor i zafundował sobie transplantację. Z partii wyrzucony został także Maciej Płażyński, któremu komisja kontroli partyjnej czyli Glackontrola - zarzuciła ponuractwo i chroniczny brak poczucia humoru. - My nie możemy być ponurzy, bo akurat jeżeli ktoś ma powód do radości to my, łysi - twierdzi prezes Mazan.
Jak zapewnia prezes, w 2500 roku wszyscy będą łysi łącznie z kobietami, jednak pierwszoplanowe rolę będziemy odgrywać już wcześniej. - Jesteśmy 5-krotnie sprawniejsi intelektualnie i 6-krotnie sprawniejsi seksualnie, a przywódcy partii nawet 7-krotnie - zapewnia Mazan.
Członków PPŁ obowiązuje partyjny kodeks: nie wolno nosić ani peruk, ani grzebienia, ani tupecików. Nie wolno też pudrować łysiny, ani umieszczać na niej haseł reklamowych czy przedwyborczych. Według Glackontroli "najpiękniejszą łysiną jest ta, która najpłynniej przechodzi w plecy, dochodząc do miejsca, w którym plecy swą szlachetną nazwę tracą".
Honorowym członkiem PPŁ był detektyw Kojak, zaś ostatnio w poczet członków przyjęty został następca tronu książę Karol.
- Łysienie jest objawem dojrzałości politycznej - twierdzi Leszek Mazan. - Nasza partia poparła w wyborach Aleksandra Kwaśniewskiego, a on obiecał w zamian, że gdy wygra, to wyłysieje, co w Polsce na takim stanowisku nie jest sprawą trudną. Z zadowoleniem zauważam postęp łysienia u prezydenta.

Cudowne środki na porost

Zalety bycia łysym

1. Wiatr nie wichrzy fryzury 2. Oszczędza się na szamponie i fryzjerze 3. Łysina jest odblaskowa, przez co łysy jest bezpieczniejszy na lądzie, w wodzie i w powietrzu. 4. Nurkujący łysy stawia mniejszy opór 5. Łysy kucharz nie gubi włosów w rosole. 6. Łysy ma większą przestrzeń do głaskania. 7. Łysy nie wygląda jak brakujące (kudłate) ogniwo w teorii Darwina. 8. Łysemu nie wciągnie warkocza w maszynkę do mięsa 9. Łysy nigdy nie będzie wyglądał jak Violetta Villas.

Mimo optymizmu Leszka Mazana, dla większości z ok. 4 milionów łysych w Polsce, proces łysienia wiązał się z ogromnym stresem, a nawet z depresją.
Uważa się, że ten kto wynajdzie specyfik zapobiegający łysieniu zasłuży na nagrodę Nobla. Póki co, naprzeciw determinacji łysoli, którzy robią wszystko by zachować włosy, wychodzą rzesze hochsztaplerów i oszustów sprzedających różne cudowne środki "na łysienie".
Kilkanaście lat temu świat obiegła radosna dla łysych wiadomość o preparacie węgierskiego aptekarza "Bonfi Hojszes". Pielgrzymki łysych ruszyły w stronę Madziarów po cudowny środek w cenie kilkanaście złotych za plastykowy pojemnik. (Na bazarach kosztował kilka razy drożej). Specyfik pachniał wodą toaletową "Przemysławka" plus tarty chrzan. Potem była także węgierska "Patentia", też mająca w cudowny sposób zakudłacać głowy. Jeżeli komuś coś przybyło, to na pewno pieniędzy producentom "cudownych środków". Włosów nikomu nie przybyło, przybyło za to różnych oszustów sprzedających "stuprocentowo pewne" mikstury. I tak: sproszkowane ziele z Andów kosztuje ok. 120 złotych za miesięczną kurację, tonik "Dabao" z dziesięciu chińskich ziół wart jest 180 złotych, "Maseczka ziołowa dr. Nony" 500 złotych za miesięczną dawkę, amerykański środek "Rogaine" kosztuje 89 dolarów. W sumie w obiegu jest kilkadziesiąt specyfików przeciw łysieniu, a łysych przybywa.
Jak na razie jedynym sposobem na przykrycie głowy owłosieniem jest przeszczep. By móc się mu poddać, należy mieć pewność, że proces łysienia już się zakończył. Zabieg składa się z dwóch części. Lekarz wycina pas owłosionej skóry z potylicy, szeroki na półtora centymetra. Za wycięty "skalp" biorą się pielęgniarki obcinając na nim włosy do 2 milimetrów, a następnie dzieląc go na ponad półtora tysiąca kawałeczków. (Wcześniej trenują to na paskach słoniny). Gdy pielęgniarki pastwią się nad skalpem, chirurg dziurkuje łysinę głębokimi otworkami, w które następnie wsuwa implanty. Pacjent jest znieczulony. Po trzech miesiącach z każdego mieszka włosowego wyrasta dumnie co najmniej jeden włos. Później zabieg się powtarza, a ilość włosów się podwaja. Operacja transplantacji kosztuje ok. 12 tys. złotych. Czyli fryzura nie jest dostępna na każdą kieszeń. Albo gęsty włos, albo kariera polityczna w Polskiej Partii Łysych.