Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nakopaliśmy milicjantom do d...

Norbert Ziętal
Norbert Ziętal
Wściekli ludzie atakowali budynki milicji. Myślałam, że tych milicjantów pozabijają. Albo że milicjanci zaczną strzelać do ludzi - opowiada o wydarzeniach we Lwowie Iryna.

Noc z wtorku na środę. Ukraińcy nazwali ją "nocą gniewu". Najgorętsza we Lwowie od kilkudziesięciu lat. Iryna nie mogła usiedzieć w domu.

- Myślałam, że będzie jak zwykle. Postoimy, ktoś pokrzyczy i w ten sposób będziemy popierać protestujących na Majdanie - opowiada lwowianka.

Stało się inaczej. Inicjatywę przejęli młodzi mężczyźni. Ukryci pod kominiarkami na głowach, część w hełmach i kaskach. Uzbrojeni w kamienie, drewniane pałki.

- Wyglądało to strasznie. Wyłamywali okna i drzwi, wchodzili do środka. Wyrzucali papiery na zewnątrz, jakieś dokumenty. Lecące z drugiego piętra na chodnik papiery przypominały obrazki z filmów o wojnie - opowiada Iryna.

Milicjanci z komendy przy ul. Szewczenki w końcu wyszli na zewnątrz. Tłum krzyczał "hańba". Ale podobno nikogo nie zaatakowano, pozwolono odejść mundurowym. Zniszczono kilka milicyjnych samochodów.

Ze strachu nie wychodzą z domu

Demonstranci zajęli cztery budynki milicji, siedziby prokuratury, wojsk wewnętrznych, biuro gubernatora. Pojawiły się sygnały, że zdobyli broń palną.

Oficjalnie poinformowano, że w nocnych zamieszkach we Lwowie poszkodowanych zostało kilkadziesiąt osób.

Maria, Ukrainka, która legalnie pracuje w przemyskiej firmie, mówi, że jest "nieszczęśliwą szczęściarą". Nieszczęśliwą, bo drży o rodzinę, która jest we Lwowie. Szczęściarą, bo ma taką pracę, w dziale promocji, że może zerkać do Internetu, aby dowiedzieć się, co się dzieje w jej rodzinnym mieście.

- Non stop włączony facebook. Znajomi podsyłają informacje - pokazuje na listę swoich znajomych.

Większość w profilach zmieniła swoje główne zdjęcia. W miejsce uśmiechniętych twarzy pojawiły się czarne tła z ukraińską flagą. Niektórzy apelują, aby "modlić się za Ukrainę".

- W Przemyślu bez problemu można złapać ukraińską sieć komórkową. Dlatego co chwilę dzwonię do rodziców. Boją się tak bardzo, że nie wychodzą z domu - opowiada Maria.

Nakopaliśmy milicjantom do d…

- Dlaczego? - zapytał na "fejsie“ jeden ze znajomych Marii, komentując to, co się stało we Lwowie. Dość szybko mieszkańcy Lwowa zdali sobie sprawę, że czym innym są wiece poparcia dla protestujących w Kijowie, a czym innym demolowanie miasta. Ich miasta.

Agresywni demonstranci próbowali atakować nawet galerie handlowe.

- Nie ma policji, to kto nas będzie bronił przez zwykłymi bandytami? Tak zapytała mnie mama. Podobno nie sposób się dodzwonić na numer alarmowy - mówi Maria.

I dodaje, że ci najbardziej agresywni demonstranci to w większości młodzi chłopcy.

- Po prostu wyładowują emocje. Ja wątpię, aby oni niszczyli budynki milicji w przekonaniu, że w ten sposób walczą o demokrację. W Polsce takich nazywa się kibolami - mówi Maria.

- Pogoniliśmy milicjantów. Nakopaliśmy im do d… Tak napisz. Nakopaliśmy im do d… - mówi Jurij ze Lwowa.

W środę przyjechał na chwilę do Przemyśla w sprawach biznesowych. Chce szybko załatwić interesy i wracać, bo ma informacje o kolejnych blokadach dróg. Według Jurija ludzie na Ukrainie mają dość obecnej władzy, korupcji, złodziejstwa. Dlatego są tacy wściekli.

- Zajęliśmy wiele budynków rządowych, siedzibę gubernatora, zablokowaliśmy komisariaty milicji i SBU (Służba Bezpieczeństwa Ukrainy - przyp. red). Nie ruszymy urzędu miejskiego, bo mer Lwowa Andrij Sadowy to demokrata - opowiada Jurij.

We Lwowie strajkują środowiska akademickie. Na zajęcia nie przychodzą studenci Narodowego Uniwersytetu im. Iwana Franki. Zresztą i wykładowcy nie chcą prowadzić wykładów. Cześć młodzieży pojechała do Kijowa.

Albo raczej chciała pojechać, bo na głównych drogach dojazdowych do stolicy milicja ustawiła punkty kontrole i blokady. Przepuszczani są nieliczni.

Lwów zdemolowany

W czwartek tylko 30 procent lwowskich milicjantów stawiło się do pracy, reszta została w domu. I tak nie mieliby gdzie i czym pracować, bo co trzeci radiowóz milicyjny spalony, spłonęła też większość milicyjnych budynków.

- Szpitale u nas pełne rannych z Majdanu w Kijowie, właśnie przywieźli zabitego studenta lwowskiego uniwersytetu. Wiem, że zginął też jeden z lwowskich wykładowców - wyrzuca z siebie gorączkowo Andrij Bołkun, prezes Narodowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Ukrainy w obwodzie lwowskim. - A to, co działo się u nas we Lwowie, to zrobili prowokatorzy ze wschodu Ukrainy, próbowali rozbijać sklepy, palili samochody. Wiele wskazuje na to, że to byli kursanci szkoły milicyjnej w Charkowie.

Ludzie sami zaczęli organizować grupy samoobrony i porządku, lwowska młodzież szkolna i studenci, ale też deputowani miejscy, patrolują ulice.

Andrij mówi, że zachód kraju nie ma połączenia z Kijowem już nie tylko drogowego, bo od trzech dni są milicyjne blokady na głównych drogach dojazdowych, ale od czwartku także kolejowego, bo przestały kursować pociągi ze Lwowa do stolicy.

Władze miasta próbują radzić sobie w sytuacji niemal wojennej. Zdecydowali o absolutnym zakazie sprzedaży alkoholu, żeby nie "podlewać" zagrożenia. Rada województwa lwowskiego zdecydowana jest w większości swojego składu ruszyć do Kijowa, na zachodniej Ukrainie wszyscy członkowie Partii Regionów prezydenta Janukowycza wystąpili z tej partii.

- Nie, nikt już teraz nie jest w stanie przewidzieć, jak to się skończy - mówi Andrij.

Obawy w Przemyślu

Niespokojnie jest przy granicy z Polską. W środę przed południem Jurij opowiadał, że w Szeginiach zgromadziło się kilkadziesiąt osób, które lada chwila chcą zablokować drogę do przejścia granicznego Szeginie - Medyka.

Ostatecznie do blokady drogi doszło w środę wieczorem w oddalonych o ok. 5 km Mościskach. Rano zablokowano drogę niedaleko przejścia Krakowiec - Korczowa.

Po południu drogę do przejścia Smolniki - Krościenko. W Krakowcu na drogę wyszło ponad 250 osób. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Powykręcali stalowe, drogowe barierki ochronne i ustawili w poprzek jezdni. Na pasie zieleni palili opony. Twierdzili, że to na znak poparcia dla walczących z rządem ukraińskim. Siły porządkowe nie interweniowały.

Wydarzenia na Ukrainie niepokoją mieszkańców przygranicznych terenów.

- Po co oni blokują przejścia graniczne? To bez sensu. Czy zastanawiają się, ile to przynosi szkód? - dziwi się jeden z przedsiębiorców z Przemyśla. Ma firmę logistyczną. Każdego dnia wysyła na Ukrainę ciężarówki z towarem.

Gdy padnie granica, ludzie stracą pracę

Konrad z Przemyśla od lat handluje z Ukraińcami. Różnym towarem. Obawia się, że sankcje wymierzone w Ukrainę spotkają się z taką samą reakcją Ukrainy wobec Zachodu, a szczególnie Polski.

- Mogą zaostrzyć warunki przekraczania granicy. Blokować handel. A to byłaby katastrofa. Przecież chyba nikt nie ma wątpliwości, że co najmniej jedna trzecia Przemyśla żyje z granicy. Wystarczy popatrzeć, ile samochodów z ukraińską rejestracją stoi przed Tesco, Castoramą czy Media Marketem przy wjeździe do Przemyśla. Do tego trzeba doliczyć Ukraińców, którzy jeżdżą autami z polskimi numerami. Gdy padnie granica, padną też te sklepy. Ludzie stracą pracę - mówi Konrad.

W środę odwozimy Jurija na piesze przejście do Medyki.

- A co tu budują? - dopytuje.
- Drugą obwodnicę, za unijne pieniądze - tłumaczymy. - Stąd tyle błota.
- A co tam błoto, jest, a zaraz go nie będzie. Będzie droga. A u nas nic nie budują, tylko każdy kradnie - ze smutkiem podsumowuje Jurij.

Udało mu się przejść granicę i marszruką dojechać do Lwowa. Kilka godzin później, o godz. 19.30, droga z Przemyśla do Lwowa była już zablokowana. Protestujący ustawili się w Mościskach, ok. 5 km od granicy z Polską.

Współpraca Andrzej Plęs

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24