Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podzieleni przez scalenie. Bunt części mieszkańców w Tarnogórze

Andrzej Plęs
Antoni Maczuga (z przodu) w sprawie krzywdzących, zdaniem grupy mieszkańców, scaleń pisał do władz miejscowych i wojewódzkich. - Na tym nowym polu gospodarzyć się nie da. Z czego przyjdzie nam żyć - martwi się Zofia Szuba (w środku).
Antoni Maczuga (z przodu) w sprawie krzywdzących, zdaniem grupy mieszkańców, scaleń pisał do władz miejscowych i wojewódzkich. - Na tym nowym polu gospodarzyć się nie da. Z czego przyjdzie nam żyć - martwi się Zofia Szuba (w środku). Andrzej Plęs
W Tarnogórze część mieszkańców protestuje przeciwko scaleniom gruntu. Ich zdaniem, na przekształceniach najbardziej zyskali ludzie z... komisji scaleniowej.

- Elita wiejska wybrała się sama do komisji scaleniowej, po krzyżu dostają ci, którzy we wsi nie mają wiele do powiedzenia - denerwuje się Antoni Maczuga.

Szwagier od lat orze i sieje jego kawałek ziemi, dba o nią. Sam pan Antoni nie może, ledwie widzi. Kiedy dowiedział się, że scalenia odbierają mu grunt orny, a dają nierówne bagno z szuwarami po czubek głowy, zaczął interweniować. Na razie - bezskutecznie.

Z początkiem lat 90. już raz próbowano dokonywać scaleń gruntowych w Tarnogórze (gm. Nowa Sarzyna). Skończyło się niczym, a konflikty między ludźmi po tej akcji ciągnęły się latami.

Tym razem na sporach sąsiedzkich się nie kończy. Do głuchoniemej Marii Szuby dotarło, że scalenia odbierają jej uprawiany kawałek pola, a w zamian dają pełne pniaków i korzeni po wierzbach mokradła.

Po wsi poszło, że jej polem obdzielono sprzedawczynię w miejscowym sklepie. Zagotowało się w niej, pobiegła do sklepu i - nie mogąc inaczej wyrazić sprzeciwu - tłukła kijem o ladę sklepową. Skutkiem czego została posądzona o napaść, sprawa ma trafić do sądu. Tymczasem okazało się, że to nie sprzedawczyni dostała działkę Marii.

Ci, którzy czują się pokrzywdzeni przez scalanie, chórem mówią, że nowe działki, w najbardziej atrakcyjnym miejscu, czyli nieopodal szkoły, przydzielili sobie członkowie komisji scaleniowej i ich rodziny.

A wielu mieszkańców do szału doprowadził pomysł, żeby zlikwidować część szkolnego boiska, bo tędy ma przebiegać droga do nowopowstałych działek budowlanych. Akcja Tarnogórę miała scalić, a podzieliła, jak nigdy.

Koncert życzeń niespełnionych

Antoni Maczuga zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak, kiedy w miejsce starego, uprawianego pola, przydzielono mu działkę nr 750. Zgodził się, bo zła nie była.

Zgodził się, dopóki geodeta nie wyprowadził go w teren i nie pokazał nowych włości Maczugi: porośniętego sitowiem i chwastami nierównego bagna. Żaden sprzęt rolniczy w taki teren nie wejdzie, żadne zboże nie urośnie.

- Zapytałem pracownika geodezji, o co tu chodzi, bo nie tak miała wyglądać ta zamiana - opowiada pan Antoni. - Oświadczył, że dostaję nie działkę numer 750, jak mi obiecano, ale numer 749. I za nic nie chciał potwierdzić mi na piśmie tej niezgodności. Potem dowiedziałem się, że tę moją obiecaną 750 przydzielono osobie z rodziny członka komisji scaleniowej.

Wobec czego sam napisał i do biura geodezyjnego, do władz miasta Nowa Sarzyna, do starostwa w Leżajsku, do marszałka województwa, do wojewody.

Z adnotacją: "Z moich obserwacji wynika, że w przyznawaniu działek scaleniowych były uprzywilejowane osoby ze składu komisji scaleniowej i ich rodziny".

Pani Maria też się zdziwiła, kiedy wyszła w Tarnogórę popatrzeć, co jej przydzielono.

- Nie na taki teren się zgadzałam, nie taki mi obiecywano, poprosiłam zespół geodetów o protokół z konsultacji, z uzgodnień - opowiada. - Nie dostałam, za to zostałam potraktowana bardzo niegrzecznie.

Zaczęła przyglądać się bliżej temu, co i komu się dostało. Także i jej wyszło, że najbardziej atrakcyjne działki, takie w strefie budownictwa mieszkaniowego, przydzielili sobie członkowie komisji scaleniowej. Sobie, albo członkom swoich rodzin.

- Tu nic nie dzieje się tak, jak zostało pierwotnie ustalone - tłumaczy pani Maria. - Inne były uzgodnienia, koncert życzeń, jak określili to geodeci, a inaczej okazuje się w praktyce.

Zofia Szuba ma łzy w oczach, kiedy opowiada, jak została potraktowana. Czwórka jej głochoniemych, dorosłych już dzieci utrzymuje się z rent i pracy na swoim polu, tylko syn pracuje. Na polu też.

Od lat orali, obsiewali i zbierali swój kawałek ziemi, dopóki geodeci nie zrobili nowego porządku w Tarnogórze.

- Zaprowadzili mnie w pod las, pokazali moje nowe pole - pani Zofia aż się zachłystuje ze zdenerwowania. - Mokro, że ani wejść, wszędzie pniaki po ściętych wierzbach, korzenie. A moje pole dostał taki jeden z komisji scaleniowej. Dzieci rozpaczają, bo z rent nie bardzo idzie wyżyć, a na tym nowym gospodarzyć się nie da. Nie dość, że los mnie doświadczył kalectwem dzieci, to jeszcze ludzie. I to z tej samej wsi.

Droga do szkoły

Trzecia już. Budynek podstawówki w Tarnogórze z dwóch stron zamknięty jest dwoma drogami publicznymi, w tym jedną krajową, piekielnie ruchliwą. Ma powstać trzecia, pójdzie przez szkolne boisko.

Pas sześciu metrów trasy okroi boisko i plac zabaw dla dzieci. Boisko, które finansowym staraniem gminy powstało przed kilkoma laty.

Na terenie boiska jest jeszcze przepompownia ścieków, co dodatkowo ogranicza przestrzeń do ćwiczeń i zabawy. Szkoła nie ma sali gimnastycznej, budowa sali jest w planach, a plany mówią, że miałaby powstać na miejscu boiska. Będzie droga, nie będzie sali. Boiska też nie.

A nowa droga po to, żeby nowi właściciele nowo wytyczonych w pobliżu szkoły działek budowlanych mieli do nich dojazd. Projekt wywołał sprzeciw części mieszkańców Tarnogóry. Około stu podpisów widnieje pod protestem przeciwko budowie drogi.

"Brak boiska w konsekwencji doprowadzi do poważnych schorzeń i wad w rozwoju fizycznym uczniów" - można przeczytać w proteście.

A potem powstał kontrprotest - domagający się budowy drogi. Też trochę podpisów się uzbierało, niektóre widnieją na obu listach.

- Dziesięcioosobowa komisja scaleniowa zdecydowała, że w miejscu boiska ma być droga - denerwuje się Wioletta Fimiarz, dyrektor szkoły. - Rozmawiałam z burmistrzami Sarzyny, nie wiedzieli, że to przeszło. Przedstawiałam rozwój wypadków: co z tego, że będziecie mieć drogę, skoro w przyszłości nie będziecie mieć szkoły. O nowi właściciele nowych działek chcą mieć drogę dojazdową do drogi publicznej. Już mają, z końca wsi, ale chcą mieć wygodniejszą. Jest tu taka osoba, która kupiła w tym miejscu kilka działek, ona tym wszystkim kręci - dodaje pani dyrektor.

Nazwiska nie poda, nie wypada, ale w Tarnogórze wszyscy wiedzą, o kogo chodzi.

Scalenia albo stagnacja

Sołtys Tarnogóry przypomina, że trzecia droga obok szkoły planowana była już w 2011 i wtedy nikt nie zgłaszał pretensji.

- Może wtedy nikogo nie interesowała droga przez plac szkolny, bo wszyscy byli zainteresowani nowym wytyczaniem dróg dojazdowych do swoich działek - przypuszcza Jan Gałdyś.

Nie ukrywa, że chodzi o drogą dojazdową do działek budowlanych. I że to część mieszkańców postulowała wytyczenie tej nowej drogi. I nowych działek.

- Bo młodzież od nas wyjeżdża, nie ma się gdzie budować - tłumaczy. - A jak nowe działki, to oczywiste, że muszą być z drogami dojazdowymi.

Potwierdza, że powstał protest na piśmie przeciwko drodze przez boisko, potem część z protestujących przystąpiła do kontrprotestu i postulowała budowę drogi przez boisko. A pogłoski, że członkowie komisji obłowili się na akcji scaleniowej?

- Złośliwych ludzi nie brakuje - ocenia sołtys Gałdyś, który członkiem komisji nie jest. A i tak niezadowoleni z akcji scaleniowej przypisują mu, że sprzyja wiejskiej elicie kosztem biedoty.

Zrobimy w Tarnogórze jakiś porządek

Przewodniczącą komisji została Elżbieta Kozub.

- Nie powiem, że z łapanki, ale tak to wyglądało, bo kiedy na zebraniu wiejskim padło pytanie, kto chce być w komisji, chętnych nie było - opowiada przewodnicząca.

Albo na nowo uporządkujemy Tarnogórę, albo miejscowość czeka regres - zaznacza. I jeśli większość zdecyduje, że nie chce drogi przez szkolne boisko, to tej drogi po prostu nie będzie.

- Tylko że część mieszkańców jej chce i już nam się w głowach miesza, jak z tego dylematu wybrnąć, bo okazuje się, że wszystkich zadowolić nie można - mówi przewodnicząca.

I nie tylko o drogę chodzi, w ogóle o całą akcję scaleniową.

- Głośno narzekają ci, którzy na tym stracili, ci, którzy zyskali, w ogóle się nie wypowiadają - podsuwa myśl.

Tylko że ci, którzy stracili, zapewniają, że i sama przewodnicząca zyskała i to mocno.

- Wiem, ciągle słyszę pretensje odnośnie mojej postawy - potwierdza. - Zyskałam? Że dostałam dwie działki nieopodal szkoły? Oddałam w tym samym miejscu 60 arów, żeby dostać razem 37 arów, więc straciłam na tym prawie 25. Oddałam pod parking plac pod kościołem, cenny, bo przy drodze. Dostałam pod lasem kawał mokradeł, z których kiedyś wydobywali glinę. Niedaleko stawu rybnego. Mówią, że zamierzam na tym robić jakiś interes, a mnie przeraża to miejsce i jego stan, a nie cieszy. Ważne, że kościół będzie miał parking.

A we wsi mówią, że trzęsie komisja scaleniową, bo jej mąż jest radcą prawnym w urzędzie gminy.

- To też słyszałam, a on pierwszy mi powiedział: po co ci ta komisja, po co ci te nieprzyjemności? - dodaje przewodnicząca.

Ano po to - zapewnia - że albo zrobimy w Tarnogórze jakiś porządek, albo wieś skażemy na powolną śmierć.

Porządku na razie nie widać, tylko ludzie się pożarli. Już tak było w 1991 roku, kiedy była pierwsza akcja scaleniowa. Nie wyszło, bo ludzie zaczęli skakać sobie do oczu. Teraz też skaczą. Ci, którzy dostali bagno w zamian za orną ziemię, ci mają powody.

I mają też nadzieję, że nie zakończona jeszcze akcja scaleniowa nie będzie ich krzywdą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24