Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebiegła 42 kilometry w Nowym Jorku. Pamelę Anderson zostawiła z tyłu!

Marek Bluj
- Mało kto dawał mi szanse, że przebiegnę ten dystans. Tym bardziej dziękuje niedowiarkom, bo dodawali mi jeszcze więcej energii, aby ukończyć bieg – mówi Katarzyna Jakubowicz.
- Mało kto dawał mi szanse, że przebiegnę ten dystans. Tym bardziej dziękuje niedowiarkom, bo dodawali mi jeszcze więcej energii, aby ukończyć bieg – mówi Katarzyna Jakubowicz. Archiwum
Rzeszowianka przebiegła najsłynniejszy maratonie na świecie - w Nowym Jorku. Co się działo na dwóch ostatnich kilometrach?

- Dobiegałam do Greenpoint'u. Wszędzie Polacy. Doping niesamowity. Jeden z rodaków, gdy zobaczył moją koszulkę z orzełkiem, krzyknął: "Jeszcze Polska nie zginęła!". Boże, myślę sobie, czy ja na to zasługuję? Ale dla takich chwil warto żyć! - uśmiecha się do wydarzeń sprzed kilkunastu dni Katarzyna Jakubowicz.

Rzeszowianka przebiegła największy i jeden z najbardziej prestiżowych maratonów globu - ING New York City Marathon.

W tym roku na starcie stanęło ponad 45 tysięcy biegaczy z całego świata. Wszyscy, którzy pokonali tę trudną trasę, otrzymywali pamiątkowe medale.

- Oto moje trofeum - na twarzy naszej lekkoatletki maluje się uśmiech szczęścia. - Nie dziwię się, że cały świat chce startować w Nowym Jorku.

Ech, ta Sandy…

"Congratulations Katarzyna!" - taki e-mail otrzymała w styczniu 2012 roku od organizatorów ING NYC Marathon. Informowano, że wygrała udział w nowojorskim maratonie, który ma się odbyć za 10 miesięcy, w listopadzie.

Przygotowywania, wyrzeczenia, dyscyplina treningowa. Poleciała do Stanów kilka dni wcześniej. Można tylko sobie wyobrazić, jak wielkie było jej rozczarowanie, kiedy już na miejscu, po odebraniu numeru startowego, dowiedziała się, że z powodu zniszczeń po huraganie Sandy maraton 2012 został odwołany. Miesiące przygotowań na nic.

Organizatorzy poinformowali jednak, że wszyscy, którzy mieli biec w 2012 roku, mają również "wjazd" do NYCM przez kolejne lata, aż do 2015 r.

Czekanie na kolejny listopad

- Postanowiłam, że polecę do Nowego Jorku już w 2013 roku. Przebiegłam półmaratony w Lizbonie, Goerlitz, maraton w Paryżu, maraton sztafetowy Accreo Ekiden w Warszawie razem z drużyną UTC, Iron Run w Krynicy, ale wciąż miałam w głowie listopad - opowiada rzeszowianka. - Od nowa harówka na siłowni, dziesiątki kilometrów tygodniowo. Przy okazji, dziękuję mojej trenerce Ani Pietrasz, bez której nie byłoby żadnego maratonu.

Na 8 tygodni przed lotem do USA przyplątała się jej w Krynicy kontuzja. Ledwo chodziła, o bieganiu nie było mowy. Jeden, drugi, trzeci lekarz... Noga bolała, a diagnozy nie było.

- W końcu trafiłam do doktora Ficka z Galanu, który stwierdził poważną kontuzję podudzia. Zakaz biegania przez najbliższe tygodnie. Czułam pustkę. O ironio losu, dlaczego teraz, dlaczego ja?

Doktor zabraniał, serce się wyrywało, a głowa mówiła "stop". Co robić? - W końcu poczułam, że noga ze mną współpracuje. Ból minął. Decyzja - biegnę.

Nowy Jork, piąta rano

Na miejscu same obrazy jak przed rokiem. Jedzie metrem, idzie do Java Center odebrać numer. Wszędzie pełno biegaczy, wszyscy się pozdrawiają. Jutro wielki dzień.

- Jest niedziela, Nowy Jork, piąta rano. A tak naprawdę to już nie śpię od drugiej po północy. Może to różnica czasu, a może adrenalina. Zdzieram się z łóżka. Śniadanie, bez zmian od kilku lat - owsianka z miodem, kroma z dżemem.

W metrze roi się od biegaczy. Przesiada się na prom, na Staten Island, gdzie uczestnicy biegu dowożeni są na sam start autobusami. Policja, mająca w pamięci wydarzenia w Bostonie, każdego startującego dokładnie sprawdza.

- Czekam na start cztery godziny. Jest bardzo zimno. Dobrze, że nie zabrano mi w czasie kontroli śpiwora.

Miasteczko dopracowane jest do perfekcji. Kawa, herbata, woda, tradycyjne bajgle bez ograniczeń. W życiu nie widziała tylu toi toi. Regulamin nie pozostawia złudzeń - załatwianie potrzeb poza toaletą grozi wykluczeniem z biegu. Każdy karnie czeka w kolejce, przebierając nogami.

Pamela Anderson zostaje z tyłu

- Dokładnie o 10.05 rozlega się wystrzał armaty. Rusza moja fala. Tętno skacze mi do granic możliwości. Jestem tu i biegnę! Nasłuchuję, czy moja prawa noga coś chce powiedzieć. Nic, cisza. Po pięciu kilometrach zapominam o nodze. Ani słowa narzekania - dodaję sobie wiary.

Na chodnikach tłumy kibiców (ktoś naliczył ponad 2 miliony). Wrzawa ogromna. Biegnąc, słucha muzyki, ale tłum zagłusza dźwięki. Wyciąga słuchawki z uszu.

- Mam koszulkę z orzełkiem i swoim imieniem. Dopingują mnie: "Kasia go!"; "Kazia you can do it!", "Kaizia you can!". Odmian mojego imienia w wersji angielskiej trudno powtórzyć, ale to było miłe. Dobiegam do Greenpointu. To tu słyszę "Jeszcze Polska nie zginęła!"

Co kilka kilometrów przygrywają kapele, śpiewa chór gospel, tętni salsa. Ona zaciska zęby i biegnie.

- Wyczekuję na trasie cukru, rodzynek, bananów. Kilometry uciekają, a tu nie ma nic. Ludzie z tłumu podają cukierki, chusteczki do nosa, są i też banany. W biegu wyszarpuję jeden i dosłownie połykam. Za nami już ponad 30 kilometrów. Po drodze mijam Pamelę Anderson. Na 35. kilometrze jest w końcu banan! Kilka centymetrów banana. Z tym dożywianiem to jednak nie dopilnowali.

Ostatnie dwa kilometry

Na 40. kilometrze każdy krok sprawia ból. A do mety tylko i aż dwa kilometry!
Tłum dopinguje każdego.

A ją szczególnie Aneta, Sabina, Roberto oraz Beata z Olkiem i Oliwerem. Rodzina przemieszcza się metrem, żeby tylko zdążyć na trasie krzyknąć jej choć parę słów.

- Kilometr przed metą jedną z biegaczek zgarnia karetka. Masakra, myślę sobie. Muszę wziąć się w garść, tylko kilometr. Tłum obstawia każdy metr kwadratowy, niesie mnie nieustanny doping! Już tylko pięćset metrów, trzysta, sto... Wbiegam na metę i całuję orzełka.

Pierwsza myśl: dziękuję, już bieganiu. Po co mi to wszystko.

Ale dziś ma już następne plany. Wiosną Rzym, potem Berlin. Zwłaszcza że z nogą wszystko wróciło do normy.

***
Katarzyna Jakubowicz, dyrektor HR-u w UTC CCS Manufacturing Polska-Ropczyce, firmie produkującej rocznie ponad 2 mln gaśnic na rynki europejskie, zaraziła się bieganiem dosyć późno. - Zastanawiałam się, co tu robić po czterdziestce - uśmiecha się lekkoatletka. - Oglądałam w telewizji program Przemysława Babiarza na temat maratonu nowojorskiego. Spodobało mi się. Pomyślałam - spróbuję. Wyszłam nad Wisłok. I tak już zostało.
Biega od pięciu lat. Od dwóch jest to "poważne" bieganie. Chce przebiec wszystkie sześć należących do korony maratonów. Wierzy, że da radę. Pewnie, że da!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24