Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przecież jeszcze nie zabił

ANDRZEJ KOZICKI
Do tej studni Kazimierz wlał rtęć.
Do tej studni Kazimierz wlał rtęć. AUTOR
Od dziesięciu lat Kazimierz C. toczy bezpardonową walkę z matką i braćmi o gospodarstwo. Gdy omal nie zarąbał matki siekierą, sąd potraktował to jako czyn o małej szkodliwości społecznej. A kiedy Kazimierz C. wlał rtęć do studni, został skazany nie za próbę otrucia rodziny, lecz za zniszczenie studni.

- Zaślepia go żądza zawładnięcia gospodarstwem. Może agresja mojego syna i niezdawanie sobie sprawy z tego, co robi, jest skutkiem przeżytego przez Kazika wypadku i wstrząsu mózgu - przypuszcza Stanisława C.
Kazimierz zarzuca matce i braciom, że zawłaszczyli należną mu ojcowiznę: - Zmówili się przeciwko mnie. Fałszywie mnie oskarżają, włóczą po sądach. To oni wszczynają awantury. Matka złośliwie powyrywała posadzone przeze mnie drzewka.

Wszędzie drzewa

Karol C. umarł, nie zdążywszy sporządzić testamentu. Według aktu notarialnego ziemia i zabudowania należą do jego żony Stanisławy.
- Ja tu teraz gospodarz - nie ustępował Kazimierz. Aby tego dowieść, zaczął sadzić drzewa. Tam gdzie dawniej był zagon ziemniaków teraz rośnie dębowy zagajnik. Matka znając porywczość syna, wolała zmilczeć takie marnotrawstwo ziemi. Kiedy jednak ten posadził sosny w przydomowym warzywniku, powyrywała je. Natomiast do wykarczowania tui Stanisława C. nie przyznaje się: - Kazimierz sam je porozdawał kolegom.
Kazimierz C. zgromadził na podwórku ogromne ilości drewna. W stosie spróchniałych konarów i pniaków pleni się robactwo, gryzonie. - Nie ruszam stamtąd ani gałązki. Chcę jeszcze pożyć - oznajmia Mieczysław C., brat Kazimierza. Nie koszona od lat trawa na łące utworzyła tak grubą warstwę, że nogi zapadają się po kostki. Kazimierz nie ma do koszenia głowy, a Mieczysław woli nie drażnić brata. Matkę próbującą wykarczować resztki spróchniałego pnia jabłoni Kazimierz omal nie zarąbał siekierą: - Kto ci pozwolił ruszyć moje drzewo, stara k...? - krzyczał.

Kto trzyma ręce w kieszeniach

Spokój nie zapanował nawet wówczas, gdy Kazimierz przeprowadził się z domu (o ile tak można nazwać adaptowany na cele mieszkalne zrujnowany budynek gospodarczy) do komórki. Jest tu rzadkim gościem, bowiem tygodniami nocuje u ludzie, u których najmuje się do pracy. - Jak się tylko zjawi, rozpętuje takie piekło, że ratujemy się z matką ucieczką. Parę razy dotkliwie mnie pobił. Cóż z tego, że przedstawiłem wyniki lekarskiej obdukcji. Policja działa opieszale, wręcz ignorując wybryki brata - narzeka Mieczysław - Ale jak brat poskarżył się, że nie chcemy mu wydać starego telewizora, to policjanci natychmiast przyjechali z nakazem wydania go. W gminie zaś usłyszałem: "podczas bójek wy chyba nie trzymacie rąk w kieszeniach".
Kazimierza może wyprowadzić z równowagi najbłahsza rzecz: - W Wielką Środę zrobiłam na podwórku przedświąteczne porządki. Wpadł w szał i zgarnięte śmieci wrzucił do domu. Ile razy mnie zmaltretował, groził spaleniem żywcem, nie zliczę. A kary na niego nie ma - załamuje ręce Stanisława C.
W 2001 r. sąd w Tarnobrzegu skazał Kazimierza C. na pół roku więzienia w zawieszeniu za znęcanie się nad matką.

Nie otruł, ale zanieczyścił

Rok temu jeden z synów Stanisławy C., czyszcząc pompę, zaważył kuleczki rtęci. Butelka z tą substancją, którą widziano w komórce Kazimierza, znikła. - Nastąpiły nieodwracalne zmiany wód głębinowych - zaopiniował kolbuszowski sanepid. Ilość rtęci jednak, według tej instytucji, nie naraziła bezpośrednio użytkowników na utratę zdrowia. Rtęć w metalicznej postaci prawie nie rozpuszcza się w wodzie. Jest mało prawdopodobne, aby ktoś pijąc wodę, połknął osiadłe na dnie naczynia kulki rtęci w ilości toksycznej - uznał sanepid. Rozpuszczalne w wodzie są natomiast związki rtęci. W takim przypadku istnieje możliwość zatrucia. A skoro nie ma technicznych możliwości usunięcia rtęci, sanepid zalecił znalezienie innego źródła wody.
Mieczysław C. bezradnie rozkłada ręce: - Piliśmy truciznę pół roku. Badania lekarskie wykazały rtęć w moim i matki organizmie.
Na rozprawie Kazimierz C. zaprzeczył, jakoby zatruł studnię: - Ja również z niej piję. Nie narażałbym samego siebie - argumentował. Nie wspomniał o tym, że na podwórku znajduje się druga studnia. Półtora roku więzienia w zawieszeniu za... "zniszczenie studni" - zawyrokował sąd .
Równolegle toczone postępowanie o znęcanie się nad matką zostało umorzone jako czyn o niskiej szkodliwości społecznej.
- Konflikt nie zawiera drastycznych zdarzeń, ogranicza się do sporadycznych sprzeczek. Matka także przyczynia się do zaognienia konfliktu, a wraz popierającymi ją synami zbytnio uwypukla rolę oskarżonego. Opowiadanie, że Kazimierz C. nie pozwala im wyjść na podwórko, czy robić porządki, jest niewiarygodne. Wyprowadzka oskarżonego z domu dowodzi respektu oskarżonego przed matką i braćmi - twierdzi sąd. Na poparcie tej tezy zacytował zeznania dzielnicowego Aleksandra M. z posterunku w Majdanie Królewskim: "Od siedmiu lat interweniuję w awanturach u C. Dochodzi tam jedynie do niegroźnych sprzeczek" - ocenił policjant.
Stanisława C., składając apelację, prosiła o zwolnienie jej z kosztów postępowania odwoławczego (126 zł). "Nie uwzględnić wniosku skazanej w przedmiocie umorzenia" - brzmiało postanowienie. Sąd Okręgowy podtrzymując wyrok, uzasadnił to między innymi tak: "W postępowaniu oskarżonego brak szczególnej złośliwości. Pokrzywdzona również prowokowała zajścia".
Stanisława C. napisała skargę do Rzecznika Prawa Obywatelskich, złożyła też w gminie wniosek o wymeldowanie Kazimierza. - Czy jest to możliwe, wypowiedzą się prawnicy - mówi wójt. Zastrzega: - Mój poprzednik, spokrewniony z C., lepiej znał ich sytuację. Ja jestem wójtem dopiero do dwóch lat i tylko pobieżnie orientuję się w konflikcie.
Mieszkańców wioski również nie bardzo obchodzi konflikt w rodzinie C: - A bo to oni jedni żrą się o majątek? Na wsi to normalne, że ludzie biorą się za łby dla spłachetka ziemi. Jeden posługuje się widłami, inny rtęcią. Lepiej się w to nie wtrącać. Jak się pogodzą, będą szukać nowego wroga ? komentuje spotkany na drodze mężczyzna około trzydziestki.
- To od lat skłócona rodzina - mówi sołtys. - Nawzajem robią sobie na złość, a o gospodarstwo nie ma kto dbać. Jeden z braci, pobity przez Kazimierza, przyszedł pokrwawiony, prosił, żebym go odwiózł do szpitala. Kazimierz to człowiek, który nie lubi roboty, ale za to ma wymagania. Najpierw w czynie społecznych pomagał w robotach przy parafii, a następnie zażądał od księdza zapłaty. Zaraz z pieniędzmi pobiegł do sklepu i nakupił wina...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24