MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To schowka w domu mieć nie wolno?

Ewa Gorczyca
W tej dziurze ukrywał się Andrzej P.
W tej dziurze ukrywał się Andrzej P.
Mieszkańcy Sulistrowej w pow. krośnieńskim bali się opowiadać policjantom o Andrzeju P. Nawet prosili, żeby radiowozem na podwórko nie podjeżdżać.

Zdjęcie zrobione telefonem komórkowym przez jednego z policjantów pokazały media w całej Polsce. Dziura w podłodze o wymiarach dużej płytki. To z tej dziury policjanci wyciągnęli Andrzeja P., poszukiwanego od dwóch lat listami gończymi.

- A co, to już schowka we własnym domu mieć nie wolno? - oburza się matka Andrzeja P.

Młodsi bracia idą bardziej w zaparte: - Żadnej kryjówki u nas nie było. To wszystko wymyślili policjanci.

- Uczepili się Andrzeja, jakby było o co - denerwuje się Stanisława P. - Syn spokojny człowiek był. Ja tam w żadną jego winę nie wierzę.

Za kratki się nie kwapił

Wątpliwości w kwestii winy 32-letniego Andrzeja P. nie miał Sąd Rejonowy w Sanoku. W kwietniu 2004 roku skazał go na 3 lata i 4 miesiące pozbawienia wolności. Wcześniej osobę Andrzeja P. zdążyli poznać już sędziowie z Zabrza i Krosna. Do kolejnego kontaktu z Temidą uzbierało mu się trochę paragrafów: niepowrócenie do zakładu karnego z przepustki, udział w bójce, kradzież z włamaniem, przekupstwo.

Andrzej P. za kratki się nie kwapił, więc we wrześniu 2006 roku sąd wysłał za nim list gończy. Nie pierwszy, bo już od stycznia tego samego roku poszukiwała go Prokuratura Rejonowa w Krośnie, jako podejrzanego o kolejne przestępstwa. Popełnione w warunkach recydywy, więc groziło mu spędzenie w celi kilku lat. Ta perspektywa nie uśmiechała się jednak Andrzejowi P. i wymiaru sprawiedliwości skutecznie udawało mu się unikać przez dwa lata.

Nasz dom, nasza twierdza

- Dzięki pomocy rodziny - twierdzą policjanci.

Bo rodzina: matka Andrzeja P. i jego dwaj młodsi bracia (ojciec nie żyje) - dostępu do swojego domu bronili jak twierdzy.

- Nikogo nie wpuszczali, a każda wizyta funkcjonariuszy kończyła się skargą do prokuratura, że są nachodzeni i nękani - mówi nadkomisarz Marek Cecuła, rzecznik krośnieńskiej policji.

Gdzie podziewał się Andrzej P. przez tyle miesięcy?

- Może jeździł na Śląsk, gdzie mieszkała rodzina, zanim sprowadziła się na Podkarpacie? - snuje przypuszczenia nadkom. Cecuła. - Miał to szczęście, że nigdy w tym czasie nie został wylegitymowany.

Policjanci z komisariatów w Dukli i Chorkówce byli przekonani, że Andrzej P. krążył w okolicy, co jakiś czas pojawiał się w domu w Sulistrowej, gdzie poza matką i braćmi mieszka także jego konkubina z kilkumiesięczną córeczką. Pod lasem, kilkaset metrów dalej, odkryli piwnicę po spalonych zabudowaniach, w której ktoś urządził legowisko.

- Znaleźliśmy tam koce, poduszki, odzież - opowiada mł. asp. Sebastian Bik z komisariatu w Dukli. - W lesie w Sulistrowej natknęliśmy się na wykopaną w ziemi norę. To mogły być kryjówki Andrzeja P.

Sulistrowa to mała miejscowość. Dom rodziny P. stoi krańcu wsi. Trudno go było obserwować w niezauważony sposób.

- Rozpytywanie wśród sąsiadów niewiele dawało - przyznaje asp. Bik. - Mieszkańcy bali się, że zostaną uznani za donosicieli. Nawet prosili, żeby radiowozem na podwórko nie podjeżdżać.

Bliscy Andrzeja P. rozpuścili wieści: pojechał za granicę. Policjanci w to nie uwierzyli.

- Próbowaliśmy różnych forteli, żeby sprawdzić, czy poszukiwany jest domu - przyznaje Cecuła. - Nie udało się jednak nigdy trafić na jego obecność. Pozostawało cierpliwie się przyczaić.

Jest w domu. Akcja!

[obrazek3] Stanisława P. w końcu przyznała: - Schowek był, ale go zlikwidowałam. Po co miałam trzymać, jak już go znaleźli? (fot. Fot. Tomasz Jefimow)Środa, 21 listopada. Policjanci dostają sygnał, że Andrzej P. jest w domu w Sulistrowej. "Cynk" jest na tyle wiarygodny, że decydują się na szybką akcję. Dziewięciu funkcjonariuszy z Dukli, Chorkówki i Krosna obstawia obejście i budynek. Domownicy nie wpuszczają policjantów.

- Przekonywaliśmy ich z pół godziny - pomina aspirant Bik.

Wejście z ganku zagradzają ustawione jeden na drugim pustaki. Zapada decyzja komendanta z Dukli: wchodzimy, ale delikatnie. Jeden z funkcjonariuszy odsuwa fragment prowizorycznej "barykady", dostaje się do środka, otwiera okno, przez które wchodzą pozostali.

W domu są matka, brat i konkubina Andrzeja P. Jego samego ani śladu.

- Przecież nie mógł się wymknąć! Byliśmy pewni, że musiał się schować gdzieś w mieszkaniu - opowiada Cecuła.

Aspirant Bik kojarzy: w takich drewnianych domach bywają często piwnice. Szukamy klapy w podłodze!

Zaczynają od kuchni. Odsuwają szafki, przenoszą kanapę. Odrywają podłogowe listwy, zdejmują wykładzinę. Pod linoleum jest podłoga z terakoty. Żadnego włazu.

- Tknęło mnie, kiedy wokół jednej z płytek zobaczyłem delikatnie popękaną fugę - opowiada policjant. - Postukałem w kafel - pusty odgłos. Podważyłem płytkę, wyjąłem…

W otworze policjanci widzą głowę. Andrzej P. musiał się kulić, bo kryjówka nie była głęboka. - Zaskoczyliśmy go. Nie chciał wyjść, próbował się zapierać - opowiadają policjanci.

Tylko gaz, dym, kurz

Trzeciego dnia po zatrzymaniu Andrzeja P. jedziemy do Sulistrowej. Mieszkańcy i sąsiedzi nie chcą rozmawiać o rodzinie P.

- Po co nam kłopoty - mówią i zamykają drzwi.

Za to rodzina P. wpuszcza nas do środka. Bardzo chętnie poskarżą się na policjantów. Pokazują poodrywaną glazurę na ścianie, wyrwane z zawiasów drzwi, zniszczone wejście (to dlatego zastawili je pustakami i meblami, a do domu wchodzą przez okno). Ponad miesiąc temu wpadli tu antyterroryści.

- Był tylko gaz, dym i kurz - żalą się domownicy.

Policjanci z Jasła pamiętają tamtą akcję. Dom przeszukali po tym, jak bracia P. zabawili się w funkcjonariuszy CBA.

- W środku nocy, na drodze między Grabaniną a Nienaszowem, polonez zajechał drogę chłopakowi w "maluchu". Z auta wysiedli mężczyźni, powiedzieli ze są z CBA - opowiada mł. asp. Łukasz Gliwa z jasielskiej komendy policji.

Gdy kierowca fiata zażądał legitymacji, jeden z przystawił mu lufę z tyłu głowy, drugi uderzył pięścią w twarz. Przeszukali auto i ubranie - "sprawdzali", czy nie ma narkotyków. Zabrali telefon komórkowy i puścili wolno.

Młody człowiek opisał wszystko policjantom. Ci kilka godzin potem podjechali pod dom rodziny P. w Sulistrowej.

- Wcześniej poprosiliśmy o wsparcie antyterrorystów z Rzeszowa. W domu mogła być broń ostra, nie chcieliśmy ryzykować - tłumaczy Gliwa.

Znaleźli broń, ale akurat na taką nie trzeba mieć pozwolenia. Bracia mieli też kajdanki.

30 letni Krzysztof P. i 27 letni Robert P. szybko wyszli z aresztu. - Przyznali się, mają już w tej sprawie postawione zarzuty - mówi Jan Dziuban, szef Prokuratury Rejonowej.

14 października, kiedy w niedzielę rano policjanci zatrzymywali młodszych braci, Andrzej P. miał szczęście. Musiał być poza domem, inaczej też by go zgarnęli.

Schowek na własne potrzeby

Ale Stanisława P. uważa, że żadna akcja policji nie była potrzebna. Bo syn ani przestępcą nie jest, ani się nie ukrywał. A schowek pod podłogą to ona na własne potrzeby miała.

- Andrzej nic złego nie zrobił - przekonuje.

- Ale przecież sąd go skazał, a on przed więzieniem uciekał - mówimy.

- No może ten jeden błąd popełnił, że się nie zgłosił - przyznaje.

- Tę kryjówkę to policjanci wymyślili - przekonują bracia P. - Ciekawe skąd to zdjęcie wzięli, co do gazet dali?

W kuchni już posprzątane, ustawione meble, podłoga przykryta linoleum. Chcemy zajrzeć, ale bracia się nie zgadzają.

- Niech prokurator przyjeżdża i ogląda. Wtedy pokażemy. Nic tam pod spodem nie ma - Krzysztof P. odchyla wykładzinę. Pod spodem widać płytki, takie same jak na policyjnej fotografii.

Rodzina P. już się szykuje do kolejnej skargi na bezprawne działanie policji. Zakłócają spokój domowy - utrzymuje Robert P.

- Szły już pisma do Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie, do ministerstwa i do Rzecznika Praw Dziecka - mówi konkubina Andrzeja P.

Stanisława P. twierdzi, że policja przyszła bez nakazu.

- To nieprawda - ripostuje nadkom. Cecuła i pokazuje pismo podpisane przez prokuratora. - Rodzina zamknęła się przed nami w pokoju, nie chcieli wyjść, musieliśmy pokazywać im nakaz przez szybę w drzwiach - opowiada policjant, uczestnik akcji.

Stanisława P. się złości: - Nerwicy się przez policję nabawię. A schowek pod podłogą był - przyznaje na koniec. - Ale go zlikwidowałam. Po co miałam trzymać, jak już go znaleźli?

* * * * *

Rodzinie za ukrywanie Andrzeja P. nic nie grozi. Wobec najbliższych kodeks karny nie przewiduje w takich sytuacjach odpowiedzialności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24