Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraińcy z Majdanu: Strzelali do nas jak na wojnie. Dużo dzieci straciło ojców

Norbert Ziętal
- W Przemyślu mamy dobrą opiekę - mówią pan Bohdan ze Lwowa i Aleksander Neczyporuk z Łucka.
- W Przemyślu mamy dobrą opiekę - mówią pan Bohdan ze Lwowa i Aleksander Neczyporuk z Łucka. Norbert Ziętal
O dramacie bojowników walczących na Majdanie opowiedzieli nam Aleksander i Bohdan, którzy leczą rany w przemyskim szpitalu

Aleksander z Łucka leży w przemyskim Szpitalu Miejskim z przestrzelonym łokciem i kolanem. Bohdan ze Lwowa dostał w prawą rękę. - Kule latały wszędzie. Nie wybierały. Każdy mógł oberwać. Jak na wojnie - wspominają bojownicy z kijowskiego Majdanu.

Aleksander Neczyporuk, z Łucka, prywatny przedsiębiorca:

Pierwszy raz pojechałem na Majdan w połowie stycznia. Wtedy też było niespokojnie. Co chwilę pojawiali się tituszki, prowokatorzy z bezpieki. Chcieli sprowokować awanturę pomiędzy protestującymi i Berkutem. Bezpieka i Berkut cały czas próbowali nas zastraszyć, prowadzili wojnę psychologiczną. Tituszki wyłapywali ludzi, co rusz kogoś pobili.

Byłem tam dziesięć dni. Wróciłem do domu. Jednak na Majdanie zaczęło się dziać coraz gorzej. Różnie się to mogło skończyć. Zdecydowałem, że muszę jeszcze raz tam pojechać.

Wyruszyłem 19 lutego. Dzień później byłem już na barykadzie. To już nie był ten sam Majdan, co w styczniu. Wyglądało to niemal jak wojna.

Rano, około godziny dziesiątej, byłem na ul. Instytuckiej. Tam zginęło najwięcej ludzi. Sporo snajperów do nas celowało. Niestety, tam nie było barykad, ludzie chronili się jedynie za stalowymi tarczami własnej roboty.

Dwa dni wcześniej w Kijowie spłonął Dom Związków Zawodowych. Berkutowcy zajęli drugi budynek. Mieliśmy tam spore zapasy amunicji, koktajli Mołotowa, były metalowe kaski, kuloodporne kamizelki. Wszystko straciliśmy. Ludzie zostali bez niczego, nie mieli jakiejkolwiek ochrony. To dlatego na Instytuckiej była taka masakra.

Zaczęli do nas strzelać z kałasznikowów. Dostałem w łokieć, ale to tylko draśnięcie. Potem mocny strzał w kolano. Nie mogłem się ruszyć. A jeszcze wcześniej oberwałem gumową kulą. Najpierw trafiła w moją tarczę, przebiła ją i uderzyła w okolice serca. Na szczęście ona nie wyrządziła szkód.

Mój oddział 20 lutego liczył 20 osób. Chłopcy z Łucka, Równego, Kijowa. W ten dzień siedmiu ludzi z mojej grupy zginęło, osiem odniosło ciężkie rany. Tylko kilku wyszło cało.

Co dalej? Chciałbym jak najszybciej wyzdrowieć i wrócić do domu, do żony i dwojga malutkich dzieci. Córeczka Julia ma trzy lata i osiem miesięcy, synek Matwij rok i osiem miesięcy. Czekają na mnie.

W Przemyślu mamy dobrą opiekę, dzwonimy do rodzin. Nawet sieć ukraińskiego operatora tutaj działa, to dobrze, bo jest taniej. Nam to wystarczy, dziękujemy Polakom za pomoc. Jednak trzeba wesprzeć rodziny, które na Majdanie straciły bliskich.

Dużo dzieci zostało bez ojców. Im bardzo potrzebne jest wsparcie. To najpilniejsza sprawa.

Bohdan ze Lwowa, 57 lat:

Nie mogłem usiedzieć na miejscu, wiedząc, że tam ludzie walczą o demokrację, o Ukrainę. Musiałem pojechać na Majdan. Przyjechałem, a tam wojna. Strzelają. Kule latały wszędzie. Nie wybierały. Każdy mógł oberwać. Jak na wojnie.

6 tys. rannych, 140 zabitych. Nie nawojowałem się zbyt długo. Dostałem w prawą rękę, w łokieć.

Z Kijowa przewieźli mnie prywatnym samochodem do Lwowa. Jednak nie do szpitala. Rannych rozwożono we Lwowie po prywatnych mieszkaniach. Polowe warunki.

Wtedy baliśmy się, aby nas nie wykradli ze szpitali. Takich jak my szukała bezpieka, tituszki działali. Dopiero teraz, jak już się uspokoiło, to ranni znaleźli się w szpitalach. Ja trafiłem do Przemyśla.

Na Majdanie bardzo patriotyczne nastroje. Nawet jak ktoś został ranny, to nie chciał schodzić. Jak były to lżejsze rany, to po prostu brano jakieś szmaty, a jak ktoś miał, to bandaże, obwiązywał ranę i zostawał.

Młodych było szkoda, chroniliśmy ich, jak dało radę. Dlatego starsi szli na pierwszy ogień. Tam było dużo bardzo młodych osób, niektórzy to wręcz dzieci. Dużo osób zginęło, jeszcze więcej odniosło rany, zostali kalekami na całe życie. Szkoda ich, wszystkich szkoda.

Nie każdy może wyjechać do Polski, nie każdy ma paszport. Niektórzy nie mają nawet ukraińskiego dokumentu. Gdzieś się zgubił na Majdanie. Niektórym spaliły się dokumenty. W Domu Ukraińskim sporo osób zostawiło swoje dokumenty i rzeczy osobiste. Po tym napadzie i pożarze wszystko spłonęło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24