Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zginął, bo się na niego popatrzył...

Jerzy Mielniczuk
- Nie wiem, dlaczego zabiłem - broni się Krzysztof S.
- Nie wiem, dlaczego zabiłem - broni się Krzysztof S. Fot. Jerzy Mielniczuk
- Dlaczego to spotkało akuratnie mojego Krzysia? - pyta w rozpaczy Zofia Trojniak ze Stalowej Woli, matka zabitego 33-latka.

Rodzinie Trojniaków zawalił się świat. To było w Dzień Kobiet, kiedy mężczyźni biegają po ulicach z kwiatami. Z kwiatami szedł do domu również Krzysztof. Ale spotkał na swej drodze Tomasza S. Ten, zamiast kwiatów, ściskał w kieszeni nóż.

W sobotę, 8 marca, Tomasz S. miał kaca. Dzień wcześniej z kolegami świętował swoje dwudzieste urodziny. Jako że była wolna sobota, rano "poprawił" i wczesnym popołudniem miał już dobrze w czubie. Koledzy zresztą też. Potrzebowali trochę grosza do kolejnej butelki i wyszli poszukać okazji.

W centrum osiedla przy ul. Siedlanowskiego w Stalowej Woli jest duży skwer, a przy nim kilka sklepów. Tu w dzień na ławkach spoczywają starsi, w nocy piją młodsi.

- W miejscu, gdzie Krzysztof został zasztyletowany, leżą kwiaty i pala się znicze. Niektórzy mówią, że właśnie te kwiaty niósł Krzysztof do domu.
- W miejscu, gdzie Krzysztof został zasztyletowany, leżą kwiaty i pala się znicze. Niektórzy mówią, że właśnie te kwiaty niósł Krzysztof do domu. Fot. Jerzy Mielniczuk

- Na krótko przed śmiercią, dostałam od Krzysia czerwoną różę - mówi Zofia Trojniak, matka zabitego. (fot. Fot. Jerzy Mielniczuk)Na "Siedlance" wszyscy mieszkańcy się znają. Ludzie z innych osiedli trochę boją się tej wewnętrznej zażyłości i niektórzy omijają osiedle, które kiedyś nosiło dumne imię "25-lecia PRL".

- Ten mit groźnego osiedla stworzyli jego młodzi mieszkańcy - twierdzi asp. szt. Andrzej Walczyna, oficer prasowy policji w Stalowej Woli. - Na większych osiedlach są grupy kibiców piłki, które ze sobą rywalizują. Właśnie na potrzeby tej rywalizacji powstają mity o zakazach przejścia przez osiedla, o biciu obcych w osiedlowych lokalach. A przecież na osiedlu przy ul. Siedlanowskiego nie ma więcej zdarzeń nadających się do policyjnych kronik, niż na innych.

Dał mi czerwoną różę

Krzysztof wychował się na "Siedlance". Po ożenku wyprowadził się na drugą stronę torów. Z żoną i dziećmi zamieszkał przy ul. Poniatowskiego. Pracował w hucie na stalowni. To ciężki wydział, ale daje satysfakcję temu, który pracy się nie boi. Na jego osiedlu, bo tak ciągle traktował blokowisko przy ul. Siedlanowskiego, została matka, którą często odwiedzał, zwłaszcza po śmierci ojca. W sobotę okazja była szczególna.

- Krzyś zawsze pamiętał o takich okazjach - twierdzi Zofia Trojniak, matka Krzysztofa. - Dał mi piękną czerwoną różę, trochę pogawędziliśmy i poszedł. A po kilku godzinach drugi syn zadzwonił...

[obrazek3] - W miejscu, gdzie Krzysztof został zasztyletowany, leżą kwiaty i pala się znicze. Niektórzy mówią, że właśnie te kwiaty niósł Krzysztof do domu. (fot. Fot. Jerzy Mielniczuk)Jedno spojrzenie w oczy

Ok. godz. 16. 33-letni Krzysztof Trojniak wszedł w drogę grupce młodzieńców. Większość była ogolona na łyso, wszyscy byli pijani. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy "łysola", a rozpoczęła się awantura. Tomasz S. stwierdził później, że zdenerwowało go "złe spojrzenie" Krzysztofa. Śledczy dodają, że Trojniak niepotrzebnie odpowiadał na zaczepki agresywnego Tomasza S. Nie wiadomo jednak, czy cokolwiek dałaby ucieczka. Prowodyr grupki był pijany i agresywny.

Takiemu wiele nie trzeba. W starciu z silniejszym od niego Krzysztofem nie miałby większych szans, więc wyciągnął z kieszeni nóż i dźgnął nim trzy razy w pierś. Pół godziny później Krzysztof Trojniak już nie żył. Zmarł na stole operacyjnym nie odzyskując przytomności.

Wiedział, gdzie uciec

Na przesłuchaniach Tomasz S. zasłania się zamroczeniem alkoholowym. Mówi, że nie pamięta dlaczego pchnął nożem obcego mu człowieka. Ale po zdarzeniu uciekł do domu, co może wskazywać, że miał świadomość tego, co robi. Nie uciekł do swojego domu, bo tam mogłaby znaleźć go policja. Schował się w mieszkaniu brata swej konkubiny. Na "Siedlankach" wszyscy się znają i policjanci nie potrzebowali psa tropiącego, żeby trafić do kryjówki.

- Był zaskoczony, że tak szybko trafiliśmy do niego i nie stawiał oporu, gdy go wyprowadzaliśmy - opowiada nadkom. Lucjan Maczkowski, zastępca komendanta policji w Stalowej Woli. - W mieszkaniu znaleźliśmy nóż, typu motylek. To prawdopodobnie nim została pchnięta ofiara napaści. Na ostrzu były ślady krwi.

Prokurator Bogdan Gunia uchyla rąbka tajemnicy śledztwa.

- Tomasz S. twierdzi, że to Krzysztof Trojniak "zaczepił go" wzrokiem, a on się tylko bronił.mówi twierdzą co innego: - To Tomasz S. był agresywny!

Pacyfikacja "Siedlanki"

Na "Siedlankę" zjechały duże siły policji, w tym specjalna grupa realizacyjna w hełmach i kominiarkach, z psami i karabinami. Takiej pacyfikacji nie pamiętają nawet najstarsi mieszkańcy osiedla. Policjanci obawiali się, że mogło dojść do porachunków między kibicami, bo do zabójstwa doszło zaraz po zakończeniu inauguracyjnego meczu piłkarskiej drugiej ligi.

Było nie było, na tzw. Zatorzu zginął mieszkaniec innej części miasta. Dziś policjanci dementują, że ostatni dramat miał jakikolwiek związek z meczem.

Tomasza S. zbada psychiatra

Krzysztofowi nikt już życia nie wróci, ale i Tomasz S. nie będzie ze swego żywota miał wiele. Prokurator postawił mu zarzut zabójstwa, za co może dostać nawet 25 lat więzienia. Nawet gdyby sąd nie chciał go maksymalnie karać, to i tak nie wyjdzie wcześniej niż za 15 lat. W domu zostawił konkubinę z rocznym dzieckiem.

- Czy on jest "normalny"? - zapytaliśmy wprost prokuratora. Bogdan Gunia, prokurator rejonowy w Stalowej Woli mówi, że odpowiedź na to da dopiero obserwacja psychiatryczna, bo charakter zdarzenia daje podstawy do przeprowadzenia tego rodzaju badań.

Co z nami będzie?

Krzysztof Trojniak osierocił dwójkę dzieci; dziewięcioletnią córeczkę i szesnastoletniego syna.

- Nie było nam lekko, ale oboje pracowaliśmy i jakoś to życie leciało. Teraz nie wiem, co z nami będzie - dławi w gardle płacz wdowa.

Sprawca nieszczęścia był uważany za osiedlowego twardziela. Nie tylko ze względu na ogolone głowę i prowadzonego przy nodze groźnego psa. Edukację szkolną skończył na gimnazjum. Nie pracował, w utrzymaniu konkubiny i potomka pomagali mu rodzice.

- Nie słyszałem, by wcześniej zrobił komuś jakąś krzywdę, ale lepiej mu było zejść z drogi - mówi jego sąsiad. - Miał cos takiego dziwnego w oczach.

Ósmego marca w te oczy spojrzał Krzysztof...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24