Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierze Wyklęci. Pamięć o nich miała zaginąć

Andrzej Plęs
Czerwiec 1947. Żołnierze Wyklęci antykomunistycznego podziemia.
Czerwiec 1947. Żołnierze Wyklęci antykomunistycznego podziemia. Wikimedia Commons
1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

Kiedy latem 1944 roku Armia Czerwona zajęła Rzeszowszczyznę, rozpoczęły się masowe aresztowania, jawne egzekucje i skrytobójstwa na żołnierzach Armii Krajowej, eksterminacja inteligencji i przedwojennych elit politycznych, które jeszcze ocalały z wojennej zawieruchy.

Taka postawa musiała spotkać się z oporem. Utworzył się nowy front: po jednej stronie NKWD, UB i "utrwalacze" nowej władzy, po drugiej - żołnierze AK, organizacji "Nie", Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowego Zjednoczenia Wojskowego i Wolności i Niezawisłości.

To była wojna nie tylko orężna, ale może przede wszystkim wywiadowcza i kontrwywiadowcza, informacyjna i propagandowa.

Walka bez broni

We wrześniu 1945 roku powstała organizacja Wolność i Niezawisłość, w zamyśle - czysto cywilna, choć niekiedy wspierana zbrojnie przez żołnierzy byłej Armii Krajowej. Cel - przetrwać do wolnych wyborów do Sejmu Ustawodawczego.

Jeśli to się nie uda - utrzymać naród w gotowości, bo prędzej czy później dojdzie do III wojny światowej, która stworzy szansę na odzyskanie przez Polskę suwerenności.

Tymczasem trzeba walczyć słowem, informacją, perswazją, odkłamywaniem sowieckiej propagandy. Tajnie drukowano i kolportowano "Orła Białego", rzeszowski WiN miał własne pismo: "Ku wolności". Przeprowadzano akcje propagandowe.

Celem było spowodowanie zamieszania w strukturach PPR i UB. Wysyłano np. ostrzeżenia do szczególnie gorliwych funkcjonariuszy i aparatczyków, wysyłano fałszywe donosy do UB. Żołnierze WiN zatrudniali się w komunistycznym aparacie administracji, zgłaszali do komunistycznego wojska, nawet wstępowali do znienawidzonych struktur Urzędu Bezpieczeństwa, zgłaszali się po legitymacje PPR.

Michał Zygo z Rzeszowa został PPR-owcem jeszcze w czasie okupacji niemieckiej. Na rozkaz swoich przełożonych z AK. Z "jawną", komunistyczną przeszłością awansował po wojnie na funkcjonariusza Wojewódzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej, ale "tajnie" pozostawał lojalnym informatorem WiN.

Z centrum wojewódzkiej bezpieki słał niepodległościowej organizacji bezcenne meldunki o planach akcji, aresztowań, nastrojach, decyzjach kadrowych w MO.

Został zdekonspirowany w 1947 r. i skazany na śmierć. W 1949 r. rozstrzelano go wraz z kierownikiem Okręgu Rzeszowskiego WiN Władysławem Kobą i jego zastępcą Leopoldem Rząsą.

W każdym niemal powiatowym urzędzie bezpieczeństwa WiN miał swojego informatora. Alicja Wnorowska, ps. Ewa, która jako wywiadowca Brygad Wywiadowczych pracowała w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Przemyślu, potem w WUBP w Rzeszowie.

Dzięki dostarczonym przez nią informacjom życie ocaliło wielu ludzi. Prywatnie związała się z jednym z funkcjonariuszy UB. Będąc z nim w ciąży, została aresztowana we wrześniu 1946 r. Jej dziecko przyszło na świat w murach rzeszowskiego więzienia.

Wnorowska została skazana na karę śmierci, zamienioną na karę dożywotniego więzienia. Wyszła na wolność w 1955 r.

O Wallenrodach trzeba milczeć

Takich było setki i tysiące. Dekonspirowanym czasem urządzano procesy pokazowe, niekiedy umierali w kazamatach Urzędu Bezpieczeństwa w wyniku tortur.

Do ulubionych, jakie stosowano w piwnicach jarosławskiej siedziby UB, było podtapianie, rażenie prądem, miażdżenie palców rąk w drzwiach, wielodniowe trzymanie w karcerze, na dnie którego była lodowata woda.

Wielu zamęczonych torturami czy zamordowanych strzałem w tył głowy przepadało bez wieści. Wielu z nich wciąż nie ma grobów, wiele rodzin nie ma gdzie zapalić znicza. Z ok. 350 wyroków śmierci, jakie orzeczono i wykonano w rzeszowskim zamku (117 orzeczono za działalność w organizacjach niepodległościowych) zlokalizowano zaledwie kilka miejsc pochówku.

Jeszcze mniej wiadomo o tych, którzy stracili życie w powiatowych katowniach UB. A potem nie wolno było o nich mówić, pisać, wspominać publicznie. Mieli zostać wymazani z pamięci narodowej razem z tym, o co walczyli.

- Ośmiu zamordowanych przez bezpiekę 25 listopada 1946 r. w Toporowie k. Mielca żołnierzy oddziału podziemia niepodległościowego Tadeusza Jaworskiego "Zerwikaptura" czekało pół wieku na upamiętnienie miejsca spoczynku - precyzuje Mirosław Surdej z rzeszowskiego IPN. - Pogrzebano ich bez informowania księdza, bez udziału rodziny, miejsca nie oznaczono. Dopiero z początkiem lat 90., dzięki pamięci miejscowej ludności, można było miejsce ich spoczynku upamiętnić pomnikiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24