Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cztery pożary w Żabnie! Podpalacz zawziął się na jedną rodzinę

ddziopak
U Gieców w ciągu dwóch tygodni - cztery podpalenia. Ludzie pytają: kto następny. Na zdj. Stanisław Giec
U Gieców w ciągu dwóch tygodni - cztery podpalenia. Ludzie pytają: kto następny. Na zdj. Stanisław Giec Dariusz Danek
Pierwszy pożar w środę, następny dzień później w czwartek. Kolejny tydzień później - w środę, i jeszcze jeden - w czwartek. Teraz w Żabnie koło Stalowej Woli ludzie mają w środy i czwartki oczy szerzej otwarte.

- Trochę lat tu mieszkam, ale nigdy nic takiego się tu nie działo - zapewnia Bolesław Puka, sołtys Żabna. - Panika jest, ludzie się boją, wyznaczyliśmy dyżury mieszkańców, pilnujemy.

Od dwudziestej do północy po Żabnie spaceruje dwuosobowy patrol obywatelski, od północy do czwartej nad ranem - kolejnych dwóch. Policja też tu częściej bywa niż zwykle.

- Podpalacz pilnuje nas, a nie my jego - Stanisław Giec nie bardzo wierzy w skuteczność patroli. Podpalacz spalił mu stodółkę, omal nie spalił konia. Dom też omal nie poszedł z dymem. Razem z lokatorami.

Z środy na czwartek

"Barwy szczęścia" z żoną Danutą oglądali, środa pół do dziewiątej wieczorem było. Nie obejrzeli odcinka do końca, poczuli dym, błysk za oknem. I kiedy wybiegli, to zobaczyli, jak dach płonącej stodoły wali się na ziemię.

- Konia wydarliśmy natychmiast, miał trafić do brata, ale jemu potem też przecież spalili pomieszczenia gospodarcze - tłumaczy Giec. - Koń jest w stadninie, dwadzieścia złotych dniówka. Skąd brać, jak nie ma pieniędzy na remont tego, co się spaliło? Jeszcze przed pożarami chciałem konia sprzedać, miałem kupca, dawał trzy tysiące. Teraz daje tylko tysiąc.

Konia uratowali, stodoły nie. Strażacy z Radomyśla do pierwszej w nocy dogaszali zgliszcza. Koń trafił do szopy, tuż obok spalonej stodółki. Szopa cudem tego dnia ocalała.

Tyle że spłonęła dzień później, w czwartek. Tym razem ogień eksplodował o pierwszej w nocy, znów straż i znów gaszenie. Po szopie i po stajni, została osmalone szczątki murów. Bezdomny koń Stanisława miał trafić do stajenki jego brata, który mieszka jakieś 100 metrów od Stanisława.

Tydzień później

Giecowie jeszcze nie ochłonęli z podwójnego pożaru, a dopadł ich kolejny. Ostatniej środy Stanisław z bratem cały dzień mościli pomieszczenie, gdzie miał trafić koń. Nawet przenieśli ciężki, betonowy, zbrojony żłób. Wieczorem skończyli, Stanisław wrócił do siebie na "Barwy szczęścia". Tego odcinka też nie obejrzał do końca, bo sprzed ekranu wyrwała go syrena straży pożarnej.

- Cała szopa u brata spłonęła, nic nie zostało - opisuje Stanisław. - Przyjechała straż, ale nie było już czego ratować. Całe szczęście, że dom się nie zajął.
I niewiele brakowało - drewniany i suchy, jak wiór, stoi jakieś 5 metrów od stajenki. Cud, że się uchował.

Oba pomieszczenia gospodarcze u Stanisława, jedyna szopa na posesji brata. Gorzej już chyba być nie może - myślał Stanisław, kiedy następnego dnia kładł się spać. Czwartek był, wieczór, Giecowie przed ekranem telewizora chłonęli cudze szczęście w "Barwach szczęścia", kiedy wilczur sąsiadki zaszczekał, jak opętany. Nie przejęli się, w końcu do tego służy pies.

Dopiero jak poczuli dym, jak usłyszeli krzyczącą sąsiadkę, wybiegli przed dom. A ściana domu już stała w ogniu. Z przydomowej komórki buchał płomień, drewniana ściana domu sypała iskrami. Trochę tego drewna domu się sfajczyło, zanim przyjechała straż z Radomyśla i Stalowej Woli.

- Dziewięć jednostek, rozwinęli hydranty, zaczęli lać, ale blisko podejść nie mogli, bo prąd ich trzepał - Giec pokazuje słupek z przewodami elektrycznymi na dachu domu.
Do późnej nocy gasili, do rana sprzątali i zabezpieczali teren. Dom uratowali, ale trochę poddasza poszło z dymem. I kawał nowej blachy na dachu, trochę kosztowała. Nikt im nie zwróci, bo cała posesja nie ubezpieczona.

Nikt nic nie wie

Na żabnian padł strach, sołtys zorganizował spotkanie z policją, ze 100 ludzi przyszło.
- Nigdy bym się nie spodziewał, że ktoś coś takiego może zrobić Giecom, oni tu z nikim nie mają konfliktów, nikt tutaj nie ma powodu, żeby się na nich mścić - zapewnia sołtys. - W rodzinie też nie ma konfliktów i nikt nie wie, o co tu chodzi.

W Żabnie Ochotnicza Staż Pożarna jest, kilkunastu chłopa z remizą, wykruszają się, za granicę wyjeżdżają. OSP jest, ale bez żadnego sprzętu. Ostatnio kupili starego żuka, pomalowali na czerwono, ale z garażu wyjechać nie może, bo jego stan techniczny taki, że urzędy nie chcą dopuścić go do ruchu. Stoi w remizie dla szpanu.

A miejscowi zachodzą w głowę, kto to może robić. Bo że podpalacz - nie mają wątpliwości. Taka regularność w czasie i właśnie u jednego i drugiego Gieca... To nie może być przypadek.

- To jakiś młody sprawny chłop musiał być - przypuszcza Stanisław. - U sąsiadki dwie stalowe balaski w ogrodzeniu wygięte, jakby ktoś tędy w pola przeskakiwał i uciekał.

I pewnie ktoś miejscowy, albo dobrze zorientowany w tym, co Stanisław ma na podwórku. Ogień na dom Stanisława poszedł z przydomowej komórki. Podpalacz wszedł na podwórko. Przecież to nie noc jeszcze była, ludzie nie spali, latarnie na ulicy się paliły, a dom Stanisława przy ulicy stoi. I bliziutko sąsiedzi - po jednej i drugiej stronie i naprzeciwko.

Albo taki bezczelny, albo zorientowany i miał plan. Wszedł do tej komórki przyklejonej do domu, drzwiczki drewniane, skobel i kłódka, ale zatknięta w skoblu, nie zamknięta. Stamtąd buchnął płomień i po gościu nawet ślad nie został. Jak przyjechała policja z psem tropiącym, pies poszedł na podwórko sąsiada i tu skończył swoje śledztwo. Dalej nie wiadomo kto ani dlaczego.

- Może nie chciał nas tak do końca wykończyć, bo jakby dom podpalił w nocy, a my byśmy już spali, to... by było po wszystkiemu - kombinuje Danuta. - Ale cała wieś mówi, że myśmy wrogów nie mieli. Trzydzieści cztery lata tu z mężem mieszkamy, nigdy nic takiego tutaj nie było.

Spalić się gorzej niż podtopić

Pomieszczeń gospodarczych u Stanisława już nie ma, tylko zgliszcza. Jedna ściana poddasza straszy pustką wypalonych belek. Na remont pieniędzy nie ma, a koń w stadninie kosztuje dziennie 20 zł za opiekę. We wsi uradzili, że z sołeckiego lasu dadzą Giecom drewno na zaklejenie tej dziury w ścianie domu.

- Tylko na wycinkę trzeba jeszcze zgody urzędu gminy i Lasów Państwowych, a zima idzie - martwi się Stanisław.
Dwóch Gieców w Żabnie ktoś spalił, raczej znikąd pomocy. Powodzianie mieli lepiej, bo cały kraj rzucił się ich wspierać.

- Uporządkować to wszystko, odbudować... no, makabra - Stanisławowi opadają ręce. - A jak znowu przyjdzie, ogień podłoży?...
"Barwy szczęścia" też nieprędko obejrzą, bo strażacy przy gaszeniu domu odcięli kable z prądem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24