Ale i zapłaci tyle, żeby można było opuścić ojcowiznę i zamieszkać gdzieś indziej. No i autostrada przyszła...
83-letnia Weronika Ochab chodzi po zaśnieżonym skrawku swojego podwórka i ręce załamuje. Nie tak miało być. Autostrada miała być, z tym się pogodziła. W nielegalu od lat mieszka, bo pozwolenia na budowę domu w tym miejscu dać w gminie nie chcieli. I nie mogli.
Plany autostrady, która miała przebiegać rzez posesję pani Weroniki, nakreślono przed kilkunastu laty. Nikomu w takiej sytuacji nie pozwalają budować, więc dawno temu Ochabowie postawili komórkę z pustaków, bez żadnych wygód, przybudówkę, drewnianą stodółkę, w której trzymali zwierzęta. Tak latami żyli z dnia na dzień. Czekali.
O autostradzie raz głośniej było, raz ciszej, ale nie działo się nic, więc co rusz ponawiali wnioski do gminy o pozwolenie na budowę. A gmina nie dawała, bo nie mogła. W końcu autostrada przyszła, ale jakoś tak... bokiem.
- Rzeczywiście, w pierwotnych planach autostrada miała przebiegać przez nasz cmentarz - tłumaczy Barbara Cwanek, sołtys Ostrowa. - Napisaliśmy protest, zebraliśmy podpisy, inwestor zmienił plany.
Na taką cenę się nie zgadzam
Po zmianie planów Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie chciała już całej działki Ochabów. Wystarczył kawałek, jakieś dziesięć arów. Razem z tą szopą, w której gospodyni trzymała karmę dla konia i krowy. Ale komórka z pustaków, w której mieszka, ma pozostać nienaruszona.
- Tu nijak nie idzie mieszkać - denerwuje się gospodyni. - Pozwolenia na budowę dalej nie dostanę, za płotem będę mieć autostradę. A zresztą gdzie ten płot też nie wiem, bo ci od drogi nie chcieli mi pokazać. A jak chciałam, żeby kupili ode mnie całość, to powiedzieli, że nie mają pieniędzy, a całości i tak nie potrzebują.
Jeszcze wiosną dostała z GDDKiA papier, że inwestor kupuje od niej tych parę arów. I że płaci tyle a tyle. A za tyle, to - jak mówi pani Weronika - ani żyć, ani umrzeć. Więc papieru nie podpisała, pieniędzy nie wzięła, bo nie takiej kwoty się spodziewała.
- Co przyjechali, to mnie o podpis gnębili, a ja nie podpisałam, bo się na taką cenę nie zgadzam - tłumaczy.
Inwestor teren i tak wziął, bo mógł. Jest specustawa: eksmisja pod inwestycje użyteczności publicznej, a jak właściciel terenu z wysokością odszkodowania się nie zgadza, to może iść do sądu. Inwestycji i tak nie powstrzyma.
- Tylko nikt nie wie, gdzie granica między autostradą, a moim podwórkiem - mówi pani Weronika. - Na wiosnę przyszli, jedna pani ręką machnęła, że granica jest tu, ale słupków granicznych nie wkopali. I do dziś nie wiem, co jest czyje.
Że tylko zapłakać
Po sąsiedzku budowlańcy uwijają się przy autostradzie już od wiosny, pani Weronika z synem Eugeniuszem próbowali żyć starym życiem: komórka do mieszkania była i szopa obórka z koniem i krową, i szopa na sprzęt gospodarski i karmę dla zwierzaków. Prawie do końca listopada wszystko to stało. Do tej środy, kiedy pani Weronika pojechała do Ropczyc na badania, syn i córka jej towarzyszyli. A kiedy wrócili do Ostrowa, to po szopie tylko lej został.
Gospodyni mówi, że mało zawału nie dostała, jak zobaczyła obejście.
- Siano, co je dla konia i krowy mieliśmy, to wywieźli na cudzą działkę - opowiada pan Eugeniusz. - Rzucili na śnieg, zmokło. I wszystko zgnije, nie będzie czym zwierząt karmić do wiosny. Jakby wcześniej dali znać, że przyjdą, to byśmy miejsce znaleźli. No przecież nie można tak wchodzić, jak nie ma właściciela.
- Eksmisję u tej pani przeprowadzono przed dwoma tygodniami, w obecności przedstawicieli GDDKiA i urzędu wojewódzkiego - zapewnia Krzysztof Kozioł, rzecznik Budimexu, wykonawcy dębicko-rzeszowskiego odcinka autostrady. - Natomiast prac rozbiórkowych nie prowadziła nasza firma, ale podwykonawca inwestycji, jedna z podkarpackich firm budowlanych.
Dodaje, że wszystko, co znajduje się w wykupionym pod drogę pasie, jest wyceniane, a pieniądze trafiają do właściciela. I od tej chwili to wszystko jest już własnością inwestora, materiały z wyburzanych obiektów trafiają na wysypisko śmieci, składowiska gruzu, a części metalowe - do punktów skupu.
Deski rzucone na kupę, trzyfazowy silnik i 30 metrów kabla gdzieś zginęły.
- Blachę, która została po stodole, chcieli wywieźć - denerwuje się pan Eugeniusz. - Moją blachę z mojej stodoły! Zagrozili, że sprzedadzą komuś innemu, to matka zapłaciła im za nią 500 złotych.
Gospodarz mówi, że jeszcze nosami kręcili, bo ich z siedmiu przyszło po te stówki i mówili, że mało za tę blachę i nijak to podzielić na siedmiu. Pokwitowania odbioru kasy oczywiście nie zostawili. Znaczy - na lewo sprzedali.
- Nie potrafię tego zachowania ocenić z prawnego punktu widzenia, ale od strony etycznej rzeczywiście budzi wątpliwości - mówi Krzysztof Kozioł z zastrzeżeniem, że to nie byli pracownicy Budimexu.
Nieelegancko się budowlańcy zachowali. Szopę rozwalili, kazali wszystko spalić.
- To powiedziałam, żeby jeszcze wzięli siekierę i zabili krowę i konia, bo nie mam czym tego karmić - mówi ze złością pani Weronika. - A ja żyję z tego, siedemset złotych renty mam.
Polecieli po sołtyskę, w ogóle awantura się zrobiła. Budowlańcy siano wywieźli, to musieli przywieźć z powrotem. Szopy już nie było, rzucili w kącie ochabowego podwórka.
- Wszystko rozwalone było - potwierdza Barbara Cwanek. - Zorganizowaliśmy z wójtem plandeki, żeby można było przykryć, co się dało.
Gdzie tu żyć?
Szopy już nie ma, gadzina gnieździ się w ciasnej obórce, karmić nie ma czym. Kupić karmy nie ma za co, bo pani Weronika pieniędzy za zabrany teren nie przyjęła.
Może by i dostała teraz pozwolenie na budowę domu, bo pas autostrady już wyznaczony i budowany. Tylko że terenu niewiele jej zostało po zmianie planów. I kasy nie ma i nie wiadomo kiedy będzie. I ile. Trochę pustaków na dom kupili, stoją po sąsiedzku, bo na ich posesji nie ma miejsca. Pani Weronice marzy się, żeby tak od gminy te parę arów po sąsiedzku kupić i mały domek postawić. Od gminy może będzie taniej, bo prywatnie nie da rady. Ludzie się wycwanili, jak ma być autostrada, to po 3 tysiące za ar piachu żądają.
- Rozmawiałam z panem wójtem, daje zgodę, żeby pani Ochab sprzedać ten kawałek gminnej działki bez przetargu - zapewnia Barbara Cwanek.
* * * * *
Może po dwóch dekadach pani Weronika wreszcie dostanie pozwolenie na budowę i będzie miała dom. Tuż przy autostradzie. W gorszej sytuacji jest inna rodzina z Ostrowa. Im autostrada zabrała i podwórko, i budynki gospodarcze, i dom. Państwo Zauchowie tymczasem pomieszkują w szkolnym mieszkaniu w Zdżarach.
- O ile się orientuję, to inwestor autostrady dość późno wycenił ich działkę przed eksmisją, w dodatku oni z wyceną się nie zgodzili, odwołali się od niej, ale dom i tak musieli opuścić - uściśla sołtys Ostrowa. - Do końca marca mogą mieszkać w szkole.
I do marca powinni znaleźć sobie docelowe lokum. Nie wiadomo za co, bo oni też jeszcze za swoją posesję nie odebrali pieniędzy.
- Będzie taki dom w Kozodrzy do kupienia, zaproponowaliśmy im zakup, jeszcze nie wiem, czy będą chcieli i czy wystarczy im na to pieniążków - mówi Barbara Cwanek.
A jak nie wystarczy? Przecież gmina nie wyrzuci ich z mieszkania przy szkole...
- Pewnie pan wójt przedłuży im zgodę na pobyt, ale oni sami o sobie też muszą pomyśleć - sugeruje pani sołtys.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- To on stworzył Dagmarę Kaźmierską. Dziś nie chce się do niej przyznać
- Znamy prawdę o stanie zdrowia Santor. Piosenkarka pokazała się publicznie po operacji
- Ludzie zachwycają się bratową teścia Kondrata. Piszą jej, że ma niezwykłą urodę
- Niewielu wie, że jest wnukiem Wodeckiego. Leo Stubbs już raz próbował sił w rozrywce