Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykły los zabłąkanego w Bieszczadach psa. To nadaje się na film!

ddziopak
Nowi właściciele zapowiadają, że Kajaka nie oddadzą już nikomu.
Nowi właściciele zapowiadają, że Kajaka nie oddadzą już nikomu. Archiwum, Wojciech Zatwarnicki
Urodził się jako Niemen. Nowa właścicielka nazwała go Hubalem. Kiedy się zagubił, został Juniorem. A ludzie, którzy się nim zaopiekowali, dali mu na imię Kajak. Najważniejsze, że ta historia kończy się szczęśliwie.

Błąkający się przy zatoce w Chrewcie w Bieszczadach pies wzbudza sympatię i współczucie. - Jaki piękny - woła dziecko, tuląc się do brązowej sierści. Psiak z radością znosi pieszczoty.

- To Junior, przybłęda - mówi przechodzący obok żeglarz. - Tak go nazwaliśmy. Karmimy go, jest tu już dwa tygodnie.

Pies radośnie merda ogonem. Kiedy zauważa, że ludzie szykują się do odpłynięcia, wbiega na keje. Przed wskoczeniem na żaglówkę coś go powstrzymuje. Tak jakby wiedział, że nie wolno wejść na pokład bez zgody kapitana.

Jacht odpływa, a Junior biegnie brzegiem. Ma ochotę dopłynąć do oddalającego się jachtu, jednak znów blokada.

Wraca zrezygnowany. Musi gdzie indziej szukać swojego pana. Próbuje na parkingu. Turyści czule głaszczą jego sierść i wsiadają do auta. Pies, merdając ogonem, cierpliwie czeka na zaproszenie. Auto odjeżdża.

My się nim zaopiekujemy

O losach zagubionego psa, który stał się maskotką turystów w Chrewcie nad Zatoką Czarnego, po raz pierwszy napisaliśmy pod koniec sierpnia. Zwróciliśmy się wtedy do Czytelników z apelem o przygarnięcie psiaka. Odpowiedziało wiele osób. Oto fragmenty niektórych maili:

"Nazywam się Paulina i razem z tatą zainteresowaliśmy się psiakiem. Jesteśmy chętni go adoptować, jeżeli to jeszcze jest możliwe".
"Bardzo wzruszył mnie artykuł o porzuconym piesku. Chętnie stworzymy mu dom. Mieszkamy w domu jednorodzinnym, więc będzie miał dobre warunki do biegania".
Podobnych sygnałów było więcej. Jednak gdy zajmowaliśmy się organizowaniem pomocy, ktoś już zaopiekował się Juniorem.

"Wczoraj Gusia z Tztem przyuważyli na kempingu, znajdującym się jakieś 10 km od ich działki, błąkającego się psiaka" - napisał użytkownik forum dogomania.pl. - "Okazało się, że koczuje on tam już od dobrych dwóch tygodni dokarmiany przez ludzi. Oczywiście Gusia nie wytrzymała i dzisiaj po niego wrócili."

Boi się podłogi i dywanu

W taki oto sposób Junior znalazł nowych opiekunów. Z wpisów na forum wynikało, że dostał nowe imię: Kajak i wyjechał z opiekunem do stolicy.

"Wczorajsza droga, mimo awiomarinów, koszmar. Przestał się ślinić po 4 godzinach jazdy, jak już wszystko było mokre. Ale to pikuś. Jak dojechaliśmy, Rafał poszedł z nim na spacer, a później próbowaliśmy wejść do domu.
Kajak PANICZNIE boi się podłogi bez dywanu. Wszedł do klatki i doszedł do momentu, gdzie kończy się klatkowy chodniczek. I ani kroku dalej. Ani prośbą, ani groźbą, ani za smaczki. No za Chiny.
No to co. Rafał zabrał wycieraczki z domu i zaczęliśmy podkładać ruchomy dywanik pod łapki. Jak robił dwa kroczki i stawał na wycieraczce przednimi łapkami, to zabieraliśmy mu wycieraczkę zza niego i podkładaliśmy z przodu, żeby mógł zrobić dwa kolejne kroczki, żeby znowu zabrać zza niego wycieraczkę... No jakimś cudem wszedł."

Ludzie, którzy zaopiekowali się psiakiem, szukają dla niego nowego domu, ewentualnie chcą ustalić prawowitego właściciela. W poszukiwaniach pomocny okazuje się tatuaż, jaki pies ma na uchu. Ślady wiodą pod Łańcut...

"Udało nam się ustalić hodowlę, z której pochodzi Kajak" - piszą na forum nowi opiekunowie. - "Przemek rozmawiał z właścicielką i sytuacja wygląda tak: Pani, oczywiście, kojarzy psiaka. Kupili go ludzie z okolic Ustrzyk Dolnych, mają tam pensjonat. Niestety, Pani nie ma w dokumentach żadnego kontaktu do nich".

Kolejny wpis pomaga rozszyfrować, że Niemen, (takie imię pies ma wpisane w rodowodzie) pochodzi z hodowli Stadnina Cisowiec pod Łańcutem. To czystej krwi ogar polski.

To mój Hubal!

Tymczasem w poszukiwaniach następuje przełom. Dzięki Czytelnikowi udaje się nam zdobyć kontakt do właściciela psa. Dzwonimy...

- To mój Hubal! - woła do słuchawki Daniela Zborowska z Teleśnicy, kiedy opisujemy, o co chodzi. - Od kilkunastu dni go szukałam, aż przeczytałam o nim w Nowinach. Rozpłakałam się, kiedy zobaczyłam zdjęcie. Hubala mam od dwóch lat. To niesamowite, że zainteresowała się nim prasa. Wspaniały pies, bardzo żywy - wychwalała pani Daniela. - Jeśli przygarnęli go dobrzy ludzie, to niech u nich zostanie. Gdy uda się ich ustalić, to przekażę im dokumenty psa. Jestem już starszą osobą i nie daję rady upilnować psiaka, który czasami ma swoje potrzeby.

Podczas rozmowy okazuje się, że pani Daniela to znana aktorka, reżyserka w warszawskich teatrach, która osiedliła się w Bieszczadach. Jej mąż, Wojciech Zajdler, był przez pewien czas dyrektorem Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.

Ale to opowieść na inny czas. Teraz pani Daniela martwi się, gdzie trafił Hubal. Z naszych informacji wynika, że osoba, która przygarnęła psiaka, wypoczywała w Hoszowie w którymś z gospodarstw agroturystycznych. Sprawdzamy wszystkie. Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie.

Godzinę po rozmowie z panią Danielą dzwoni telefon: - Serdecznie witam. Nazywam się Agnieszka Ożadowicz i dzwonię w nietypowej sprawie. To ja przygarnęłam Kajaka, bo tak go nazwaliśmy z moim chłopakiem. Psiak jest w Warszawie. A telefon do pana znalazłam, po tym jak ktoś na forum o psach zamieścił artykuł z Nowin.

Każdy znajdzie psa swojego życia

Okazuje się, że historia psa z Zatoki Czarnego trafiła na fora internetowe miłośników psów w całej Polsce. Na jednym z nich udziela się aktywnie pani Agnieszka.

- Zajmuję się wraz ze znajomymi poprawianiem jakości życia psów - tłumaczy. - Nie działamy w żadnej fundacji, w żadnym związku. Jesteśmy po prostu grupą znajomych, która nie może spokojnie patrzeć na los bezpańskich zwierząt. Wyciągamy psy ze schronisk, zbieramy z ulicy i umieszczamy w hotelach i domach tymczasowych.

Kiedyś takim domem tymczasowym był dom pani Agnieszki. Stało się to wtedy, kiedy zdechł jej ukochany pies.
- Podobno jest tak, że każdy raz w życiu trafia na swojego psa - mówi Agnieszka. - Że to taka miłość od pierwszego wejrzenia i jedna jedyna w życiu. Ja już miałam swojego psa życia. Mój Vario pochowany jest w Hoszowie.

Agnieszka Ożadowicz przyznaje, że początkowo chcieli Kajaka przekazać komuś, kto się nim porządnie zajmie. Ale jej chłopak zakochał się w psie bez pamięci i postanowili go zatrzymać.

- Teraz nie oddamy go nikomu - zapewnia. - Taka historia, jaka nam się przytrafiła, zdarza się w filmach. A w życiu tylko raz...
***
Dziękujemy wszystkim Czytelnikom, którzy zainteresowali się losem psa z Zatoki Czarnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24