Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażak z Przemyśla ryzykując życiem uratował wędkarza porwanego przez krę na Sanie

Dariusz Delmanowicz
Daniel Dryniak bez wahania ruszył na pomoc wędkarzowi porwanemu przez krę na Sanie w Przemyślu.Nikt nie wątpi, że bohater odzyska zdrowie
Daniel Dryniak bez wahania ruszył na pomoc wędkarzowi porwanemu przez krę na Sanie w Przemyślu.Nikt nie wątpi, że bohater odzyska zdrowie FOT. DARIUSZ DELMANOWICZ
BOHATER. Tak najczęściej nazywają go internauci. - Jesteśmy z pana dumni - podkreślają mieszkańcy Przemyśla. O dzielnym strażaku Danielu Dryniaku mówi dziś cała Polska.
W Przemyślu kra porwala wedkarzaSt. kpt. Daniel Dryniak z Komendy Miejskiej Panstwowej Strazy Pozarnej w Przemyślu uratowal dzisiaj 63-letniego wedkarza, którego porwala kra na Sanie. W trakcie akcji strazak zostal ranny. Zabrano go do szpitala.

W Przemyślu kra porwała wędkarza

Szpital Wojewódzki w Przemyślu. Na jednym z łóżek, w plątaninie rurek i kabli, w otoczeniu aparatury, leży 33-letni Daniel Dryniak. Jest przytomny, ale nie może mówić. W gardle ma rurkę intubacyjną. Skinieniem palców potwierdza, czego potrzebuje.

Na krok nie odstępuje go żona. Tylko na moment odsuwa się od łóżka, kiedy pielęgniarka podłącza nowa kroplówkę, aplikuje leki, pobiera krew. Pragnie, aby mąż jak najszybciej wyzdrowiał. Ma świadomość, że często ryzykuje. Nigdy nie przejdzie nad tym do porządku dziennego. Zwłaszcza teraz, gdy ratując innego człowieka spojrzał śmierci w oczy.

Nie usłyszał, gdy pękał lód

Jest wtorek, południe. 63-letni Adam Smuk z Przemyśla wycina otwór w lodzie na rzece San na wysokości osiedla Kmiecie. Jest zapalonym wędkarzem od 50 lat. Zimą zwykle wybiera właśnie Kmiecie. Od wiosny do jesieni łowi w Sanie w pobliskim Hurku.

- Nie chodzę po ryby, a na ryby - mówi żartobliwie. - Relaksuję się, ot moczę kij.

Wędkarz wpatruje się otwór jak zaklęty. Nie interesuje go, co dzieje się wokół. Nie słyszy trzasku pękającej kry...

Gdy pęka lodowa tafla, Smuk jest około 3 metry od brzegu. Zaczyna dryfować z silnym prądem rzeki. Ponieważ lodowa tratwa kruszy się, przeskakuje na kolejne kawałki lodu. Widzą to spacerujący deptakiem przechodnie. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z grozy sytuacji. Niektórzy myślą, że jakiś wygłup, żart.

Niczym Batman

- Człowiek płynie na krze - około godziny 14 odzywa się alarmowy telefon strażaków. Oficer dyżurny przyjmuje jeszcze kilka podobnych zgłoszeń.

Do akcji ruszają pierwsi ratownicy. Wśród nich starszy kapitan Daniel Dryniak. Właśnie on kieruje wyjątkowo trudnymi działaniami.

W takich sytuacjach, aby dotrzeć do poszkodowanego, zwykle korzysta się drabiny albo lodowych sań. Niestety, w tej konkretnej sytuacji nie wchodzi to w grę.

- Było za dużo płynącej kry - tłumaczy komendant Tadeusz Kudyba. - Nie dało się też skorzystać z łodzi bądź pontonu.

Dryniak sam spróbuje dotrzeć do wędkarza. Błyskawicznie ubiera specjalny kombinezon i szelki. Gdy kra z Adamem Smukiem znajduje się między mostem im. Orląt Przemyskich, a mostem kolejowym, nie waha się ani przez chwilę. Rusza w lodowaty nurt. Asekurowany na linie przez kolegów, dosłownie biegnie po wodzie.

- Po prostu Batman - komentuje ktoś z gapiów stojących na brzegu.

Szybko, dajcie nosze!

Ratownik doskakuje do Smuka, obejmuje go. Chroni przed upadkiem do lodowatej wody. Przy takiej temperaturze mogłoby dojść do szybkiego wychłodzenia organizmu, czyli hipotermii. Wspólnie płyną na lodowej tratwie, ale czasu jest coraz mniej. Zbliżają się do charakterystycznego zwężenia koryta Sanu.

Kry piętrzą się...

Tracą równowagę. Wpadają do rzeki. Pozostali ratownicy z całych sił ciągną linę. Trwa dramatyczna walka. Jeszcze parę metrów i zanurzeni w lodowatej kipieli mężczyźni dobijają do brzegu.

Wędkarz wstaje o własnych siłach. Choć, przemoczony i przestraszony, wychodzi z opresji bez większych obrażeń. Jego wybawiciel ma bladą twarz. Leży bezładnie otoczony przez pozostałych uczestników akcji.

- Dawać nosze - ponaglają ratownicy. - Szybko, szybko!

Kilkadziesiąt minut później Dryniak trafia na stół operacyjny. Rozpoznanie: pęknięta wątroba. Następstwo uderzenia przez lodową bryłę.

- Zapewne czuł wtedy przeraźliwy ból, ale do końca troszczył się o tamtego człowieka nie bacząc na siebie - koledzy strażaka nie kryją podziwu. - Bohater!
Wzorowy ratownik

W Komendzie Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu Daniel Dryniak pracuje od 2001 roku. Jest jej rzecznikiem prasowym, a także zastępcą dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej. Bez reszty oddany służbie. Lubiany.

- Wzorowy ratownik - podkreśla jego przełożony, brygadier Kudyba. - Przykład dla innych.
Pan Daniel to pasjonat sportu. Gra w piłkę, jeździ na nartach, ale ponad wszystko uwielbia nurkować. Ma uprawnienia instruktora, a od niedawna jest także koordynatorem wojewódzkim w zakresie ratownictwa wodno-nurkowego. Kilkanaście dni temu wrócił z obozu nad Soliną w Bieszczadach, gdzie prowadził szkolenie z zakresu nurkowania w warunkach zimowych.

- Profesjonalista w każdym calu - podkreśla przyjaciel Dryniaka, również płetwonurek, starszy sekcyjny Tomasz Śpiewak. - Życzliwy, towarzyski. Bardzo dobry kolega w służbie i poza nią. Zawsze opanowany, odważny, gotowy stawić czoło największym trudnościom.

Wracaj do zdrowia

Pierwszy zabieg pomaga opanować silne krwawienie. Ale w środę konieczny jest następny. Wreszcie lekarze przekazują dobre wieści: udało się!

Tymczasem brawurową akcję Dryniaka pokazują ogólnopolskie stacje telewizyjne i portale internetowe. Krwiodawcy z różnych miast w Polsce oddają dla niego krew. Zewsząd płyną życzenia. Wyczynem bohaterskiego strażaka z Przemyśla zachwycają się internauci.

"Szybkiego powrotu do zdrowia" - pisze na forum nowiny24.pl Gosia. - "Świadomość, że uratował Pan życie innemu człowiekowi, niech doda Panu sił. Tak zachowują się ludzie wykonujący swoją pracę z powołania".

"W zawód strażaka wpisane jest ryzyko" - uważa kasandra54. - "Szkoda tylko, że przeważnie musi narażać swoje zdrowie, a nawet życie w sytuacjach sprowokowanych przez ludzki brak wyobraźni, czy wręcz głupotę".

Wpisów na forum portalu nowny24.pl przybywa lawinowo. Nikt nie wątpi, że bohater odzyska zdrowie.

Wdzięczny do końca życia

Adam Smuk był już w szpitalu. Zaniósł kwiaty, ale nie pozwolono mu wejść na oddział. Jeszcze nie teraz. Musi poczekać, aż stan strażaka wyraźnie się poprawi.

- Pozostanę mu wdzięczny do końca życia - zapewnia 63-latek. - Narażał się dla mnie i płaci za to wysoką cenę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24