Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dokąd pędzi Harta

Marek Pękala PIOTR WRÓBEL
koordynator programu „Błękitny San”: - W promocji naszego regionu nie chodzi wyłącznie o alkohol, ale o coś dużo więcej.
koordynator programu „Błękitny San”: - W promocji naszego regionu nie chodzi wyłącznie o alkohol, ale o coś dużo więcej. Krystyna Baranowska
- Wie pan, ciężko teraz z obcym gadać - pan Józef z Harty, emeryt, rozgląda się, czy ktoś nie podsłuchuje. - W zeszłym roku gliniarze przyskrzynili na pędzeniu sołtysa, bo ktoś go podkablował. Poleciał ze stołka, miał kłopoty… Nawet jak się już nie pędzi, to lepiej uważać - cedzi i nie wpuszcza za próg.

- Zmienię imię i pierwszą literę pana nazwiska. Nawet napiszę, że to jakaś baba mi opowiedziała! Chrapliwy śmiech w odpowiedzi. - No dobra, wchodź pan, siadaj… Gospodarz podaje herbatę, napoczęty kawał placka. - Nie szkoda drożdży na ciasto? - udaję fachurę. Pan Józef uśmiecha się jakoś smutno. - Szkoda, że Staszek już nie żyje. Ten fach to miał w jednym paluszku. To były złote ręce do samogony. A zaczynał od garnka…

Tak drzewiej bywało

- Znaczy się, od dwóch garnków. W mniejszy wlewało się zacier. I wkładało się ten garnek do większego gara. Przykrywało się ten duży gar pokrywą. Musiała być szczelna, żeby procenty nie uciekały. Na brzeg gara dawało się gumę, twardą, żeby nie śmierdziała. A pokrywę przyciskało czymś ciężkim: kamieniami, odważnikami. Niektórzy oblepiali brzeg gara kulkami z mokrego chleba. Jak się zesechł, to pomagał trzymać ciśnienie.
- Ale taki gar mógł wybuchnąć! - udaję przestraszonego.
- To jest w tym interesie najważniejsze! - tłumaczy Józef. - Trzeba tak podgrzewać, żeby było w sam raz. Żeby z pary, co wylatuje z zacieru, robiły się krople na bokach pokrywy od środka i żeby spadały do dużego gara. To pierońsko trudne, tak robić, żeby nie było bulgotu, bo gotowało się na kuchni. Były spece, co umiały tak powąchać gar, tak posłuchać szumowania, że wiedziały, kiedy przesunąć gar na większy ogień, a kiedy na mniejszy, kiedy dorzucić węgla, kiedy drzewa. Ale towar z tego był lichy... Znaczy się, mocny jak cholera, ale leciał drożdżami. I żeby był czysty jak ze sklepu, musiał czekać… Tylko na dnie zostawały męty. A jak pokrywa była małoszczelna, to i urobek był mały.

Tyle roboty na nic

- Raz, pamiętam, było nad ranem, takiego smaka dostaliśmy przy robocie… Staszek nie wytrzymał i ciach za pokrywę przez mokrą szmatę. Jak buchnęło! Smród się zrobił na całą chałupę… Jak jego baba złapała tę szmatę! Dawaj Staszka okładać! Mnie też się dostało! Towar nam zarekwirowała. Chyba z litr siwuchy! Za parę dni dodała żółtko z cukrem, zrobiła ajerakoniaka i z babami wygoliła…

Wyższa szkoła jazdy

- A dzisiaj? O, panie, to wyższa szkoła jazdy! Bańka na mleko, chłodnica ze szkła, bo miedziana rurka niezdrowa…
- A skąd wziąć szklaną?
- A bo ja wiem? Może z apteki? - pan Józef uśmiecha się tajemniczo. - No i odstojniki… Takie słoiki, twisty, z rurkami… Najlepiej, żeby było widać, co się w nich robi…Jak para leci z baniaka, to wpada wpierw przez rurkę do słoika, potem przez drugą rurkę do drugiego, do trzeciego i dopiero potem - do chłodnicy… Jak się to wszystko widzi, jak ta para z procentami zasuwa, to można gaz regulować do woli… Bo to nie może lecieć za szybko, na hura.
- Ale po co ta komplikacja z tymi rurkami, odstojnikami? Przecież to strata…
- No, jest mniej gorzały, ale za to lepsza... Bo w tych słoikach na dnie siadają ciężkie pary, a sam miód leci dalej… Ale to nie koniec… Bo jak z chłodnicy wyciurka pierwsza pięćdziesiątka, to jeszcze trochę zalatuje jakby acetonem. Trzeba to wylać. Albo zostawić na smarowanie pleców.
- Największe pana osiągnięcie? - O, panie, jak było zamówienie na wesele na 150 luda, to się urlop brało, żeby zdążyć. Albo szło się na chorobowe, doktorowi dwa litry się należały.

Żeby było jeszcze lepiej

- A ja słyszałem, że chłopy dolewają czegoś do zacieru, żeby bimber był lepszy. Na przykład soku z wiśni… Gospodarz znów się zapala: - Najlepiej gorzałe zrobić z wina… Koniak z tego wychodzi, prima sort! Powąchaj pan - podstawia mi pod nos butelkę z brunatną cieczą.
- Rzeczywiście, Johny Walker - dziwię się. Kropla ostrego płynu na języku potwierdza wrażenie. - I kac wtedy mniejszy - dodaje Józef. - Ale jeszcze lepiej… Samiśmy kiedyś ze Staszkiem i takim Heńkiem narwali węgierek. I do beczki, drewnianej, chyba z 50 kilo. Dobrześmy zamkli, owinęli i dawaj do ziemi… Prawie rok w ziemi leżała… To był cymes! - Podobno górale z Łącka tak robią… - A my, panie, to nie górale?! Tylko, że oni mogą legalnie, a my nie… A zresztą, u mnie lata już nie te, chociaż gardło jeszcze brylantowe…
Jaka szkoda, że przyjechałem do pana Józefa X (oczywiście, dane mocno zmienione) jako kierowca i ominęła mnie próba gardła.

***

Gorzałka spod Dynowa może być legalna

Staramy się o unijne pieniądze na rozwój regionu. Na przystanie nad Sanem, wikliniarstwo, turystykę. A dziennikarze piszą tylko o alkoholu - żalą się w Urzędzie Gminy Dynów.

[obrazek8] koordynator programu "Błękitny San": - W promocji naszego regionu nie chodzi wyłącznie o alkohol, ale o coś dużo więcej. (fot. Krystyna Baranowska)Tak już się utarło, że w Harcie pędzą. Skąd to przekonanie? - Sprzed wojny się to wzięło i tak już zostało - mówi Jan Dziura, sołtys Harty.
Skoro przyjęło się, że w Harcie jest dobry bimber, to pewnie tak jest. Nawet swego czasu rzeszowski kandydat na eurodeputowanego (z partii - nazwijmy to - ludowej) przyznał w prywatnej rozmowie, że w czasie wyborów do Harty pojechał, bimbru nakupił i rozwoził go na spotkania przedwyborcze. Smak alkoholu z Harty znają nawet w Sejmie. Są tam smakosze, którzy u zaufanych zamawiają butelkę albo dwie - mówi osoba, która w tym regionie pełni ważną funkcję, ale nazwiska do prasy nie chce ujawnić.

Są pieniądze do wzięcia

Bimber, bimber i bimber... To słowo pojawia się, gdy się mówi o Harcie i okolicach Dynowa. Tymczasem tutejszy alkohol od lat nazywany jest nie bimbrem, ale "Gorzałką Dynowską" i "Podgórzanką". W wielu regionach Europy takie lokalne wyroby są legalizowane, a później promowane. Gmina Dynów też ma taki pomysł. - Tylko, proszę, nie piszcie, że w promocji naszego regionu chodzi wyłącznie o alkohol, bo chodzi o co innego - prosi Jerzy Bylicki, koordynator programu "Błękitny San".
O co chodzi? Chodzi o to, że Dynów wystartował w unijnym programie INTERREG, który promuje (finansowo) pomysły na zmniejszanie bezrobocia. Jest o co walczyć, bo można zyskać nawet 250 tys. euro. Z całej Europy o pieniądze z INTERREG stara się 110 samorządów lokalnych. Z Polski - 10. Szanse są takie, że z naszego kraju "przejdzie" zaledwie jeden projekt. Decyzje zapadną w lutym przyszłego roku. - Dlatego prosimy podkarpackich parlamentarzystów, aby nas wsparli. Aby poparli region, gdzie bezrobocie jest duże, a szanse na znalezienie jakiegokolwiek zajęcia małe - mówi Bylicki. - Ale nawet, jeśli uda nam się pozyskać fundusze unijne, trzeba pamiętać, że wdrożenie takiego programu będzie trwało co najmniej 3 lata.
Gmina chce pozyskać pieniądze, aby nad Sanem budować przystanie, punkty widokowe, usługi stolarskie, wikliniarskie... Ale też - dlaczego nie - wypromować produkowany tutaj alkohol.

Pędzić się nie opłaci

Choć - jak twierdzą tutejsi mieszkańcy - dziś bimbru wytwarzać się już nie opłaca, to są jeszcze tacy, którzy tradycję podtrzymują.
Sołtys Dziura mówi, że teraz jeśli ktoś chce się napić, to idzie do sklepu i kupuje coś najtańszego, bo bezrobocie tu duże i nie ma pieniędzy. Butelka - na przykład - śliwowicy łąckiej kosztuje 40 zł. Kogo na to stać? Owszem, są jeszcze nieliczni fachowcy, ale bywają też tacy, że byle co upędzą i uważają, że to wyrób najwyższej jakości.
- Ważniejsze rzeczy w Harcie są do załatwienia, niż promocja alkoholu - mówi. - Mamy prawie 800 działek do scalenia. A dopiero, jak się scali, jakiś inwestor będzie mógł wejść, ziemię kupić i robić tu biznes.
Podobnego zdania jest asp. sztab. Jan Lemierz, szef posterunku policji w Dynowie: - Jeszcze kilka lat temu mieliśmy sprawy związane z bimbrownictwem. Teraz nie jest to już problem. Nie jestem za produkcją bimbru, to oczywiste. Ale gdyby zalegalizowano jakiś tutejszy oryginalny alkohol, który byłby kojarzony w Polsce i rozreklamował Dynów oraz okolice, to dlaczego nie...
PIOTR WRÓBEL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24