Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podpalacz atakował w środy

Dorota Wilk
Zbigniew Woźny z Zaczernia już  nie musi pilnować swojego obejścia.
Zbigniew Woźny z Zaczernia już nie musi pilnować swojego obejścia. Krzysztof Łokaj
Wieczorami Zbigniew Woźny z Zaczernia pilnował obejścia do późnych godzin. Jego sąsiedzi spuszczali psy. Piroman zawsze atakował w środy, między godziną 16 a 18. Ale w ostatnią nie przyszedł. Siedział już w areszcie.

7 października, środa. Pani Maria, mieszkanka Zaczernia właśnie wróciła do domu z kaplicy. Wtem na podwórko wbiegły dwie dziewczyny. - Pali się u pani stodoła - krzyczały.

- Spłonął ciągnik, maszyny i króliki - opowiada ze łzami w oczach. - Policjanci mówią, że to od ciągnika, ale to było podpalenie - nie ma wątpliwości.

Trzy tygodnie później, również w środę, stanęła w ogniu druga stodoła.
Po następnych trzech tygodniach wybuchł kolejny pożar.

Zbigniew Woźny pamięta ten dzień. - Oglądałem mecz Polska - Kanada - opowiada. - Było około wpół do szóstej, gdy przybiegła sąsiadka z krzykiem, że płonie stodoła należąca do mojego nieżyjącego teścia.

Woźny od lat doglądał obejścia. Tego dnia wyjątkowo nie zamknął posesji. - Może gdybym to zrobił, podpalacz, by nie przyszedł - zastanawia się dzisiaj.
Stodoła spłonęła doszczętnie, a razem z nią dwa konne wozy, cztery silniki, łopaty, rydle. - Z dymem poszedł majątek wart 25 tys. zł.

Teraz mogą spać spokojnie

- We wsi zapanowała psychoza. Ludzie zaczęli pilnować domów wieczorami. Powyciągali ze stodół maszyny i ciągniki, by nie strawił ich ogień - opowiada młody mężczyzna mieszkający w Zaczerniu.

Sąsiad Woźnego o swój dobytek martwił się jeszcze w tę środę. - Mam stodołę kawałek od domu. Ale pilnują jej dwa wilczury sąsiada. Może odstraszą podpalacza?

Woźny spodziewał się, że po raz kolejny nie zmruży tego dnia oka. Planował pilnować obejścia do późnych godzin.
Ale już nie musiał.

Może już siedzieć w areszcie

Rzeszowscy policjanci zatrzymali Kamila P. tuż po tym, jak w sąsiedniej wsi Rudna Mała ogień strawił niezamieszkały dom. Było to 29 listopada w niedzielę.

Chłopak w październiku skończył 17 lat. Policjanci mogli go już doprowadzić przed oblicze prokuratora. Ten zarzucił mu trzy podpalenia.

- Przyznał się do winy - mówi Renata Krut-Wojnarowska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie. Dwa w Zaczerniu z 28 października i 18 listopada i to w Rudnej Małej z 29 listopada.

Chciał być strażakiem

Po raz pierwszy Kamil wpadł w ręce policji w kwietniu tego roku. Miał wtedy 16 lat, był nieletni i ani prokuratura ani policja nie mogła mu postawić żadnych zarzutów, chociaż podejrzewała, że ma na sumieniu podpalenia w Rudnej Małej i Rudnej Wielkiej.
Sprawa poszła więc do Sądu Rodzinnego w Rzeszowie. - Toczy się postępowanie wyjaśniające w jego sprawie - słyszymy.

Chodzi o 9 podpaleń. Według ustaleń policji Kamil P. podłożył ogień pod kilka stodół, drewniany budynek gospodarczy, altankę ogrodową i trawy w okolicy lasu.

Dlaczego to robił? - Z zemsty - mówią w Rudnej Małej, gdzie mieszka chłopak. Śledczym opowiadał, że należał do młodzieżowej OSP. Naczelnik miał go wyrzucić z niej za to, że źle zakręcał kurki.

- Próbował wrobić w podpalenia kilku innych chłopaków, w tym mojego syna - opowiada Marian Bąk, naczelnik OSP w Rudnej Małej. - Ale potem się przyznał. Nie chciał, by cała wina spadła tylko na niego.

Nie był jednak strażakiem - podkreśla naczelnik. - Bardzo chciał, ale myśmy go nie przyjęli. Był za młody.

Lubił potrzeć na strażaków

Mieszkańcy pamiętają, że lubił chodzić w czarnym moro. Zakładał na nie opaski. - Wyglądał jak strażak - opowiadają. Do podpaleń jeździł rowerem.

Zabierał ze sobą benzynę, bo w stodołach nie zawsze było suche siano. Podobno lubił odgłos jadących na sygnale wozów strażackich. Z miejsca podpalenia najczęściej uciekał, by nikt go nie zauważył.

- Ale kiedyś w nocy przyszedł pod stodołę, którą gasiliśmy w Rudnej. Wszyscy się dziwili, czego taki młody chłopak szuka przy pożarze o tej porze - wspomina naczelnik Bąk.

Ludzie w Rudnej od dawna podejrzewali, że Kamil może mieć związek z pożarami. Pamiętają, jak w biały dzień ok. 13.30 ogień pojawił się w stodole stojącej przy głównej drodze we wsi.

- Wtedy rozpoznał go jeden z sąsiadów, właśnie po ubraniu - wyjaśnia Bąk.

Pożary wybuchały w Rudnej Małej i Rudnej Wielkiej w 2008 i 2007 roku. - Ale czy wszystkie były jego, czy tylko niektóre, tego nikt nie wie - dodaje.

- Nareszcie będzie spokój - mówią we wsi. Kamil P. siedzi w tymczasowym areszcie. Grozi mu do 10 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24